Nigdy nie marzyłam o dużej domowej biblioteczce. Marzyłam tylko, żeby mieć pod ręką swoje ukochane książki. Te, po które kiedyś sięgnę znowu, albo te które lubię przeglądać od czasu do czasu, a że takich książek jest całe mnóstwo to trochę wychodzi na to, że jednak marzyłam i nadal marzę o dużej domowej bibliotece:). Zestaw podstawowy, który musi spoglądać na mnie z moich półek z książkami to "Dzieci z Bullerbyn", Muminki i wszystkie tomy "Ani z Zielonego Wzgórza". W egzemplarz "Dzieci z Bullerbyn" i kolekcję książek Lucy Maud Montgomery o Ani Shirley zaopatrzyłam się kiedy byłam mała, serię książek o Muminkach zaczęłam zbierać niedawno. Pierwszą książką, kupioną przeze mnie, w pełni świadomie za odłożony przy zbiorach jabłek grosz:) były "Dzieci z Bullerbyn", wielokrotnie wypożyczane wcześniej ze szkolnej biblioteki, musiałam mieć w końcu w domu. "Dzieci z Bullerbyn" z niebieską okładką i ilustracjami Ilon Wikland mam i czytam do dzisiaj. Wszystkie części "Ani z Zielonego Wzgórza" również mieć musiałam. Seria książek kanadyjskiej pisarki, wyczytana jednym haustem tom po tomie, również kilka razy przynoszona z biblioteki, w końcu pojawiła się w moim domu. Swoje egzemplarze kupiłam na targu staroci w Krakowie, chciałam stare wydania z obrazkami, nowe, wtedy dostępne nie przypadły mi do gustu. Aniom odpadała strona po stronie, targały się im okładki, często ze mną podróżowały i w zasadzie niewiele z nich już zostało. Kleiłam i kleję je zawzięcie dalej, ale tylko trzy tomy udało się uratować.
Trochę inaczej sytuacja wyglądała z serią książek o Muminkach Tove Jansson. Muminki, które czytałam jako dziecko, zawsze rozsypywały mi się w rękach, dlatego bardzo nieufnie podchodzę do swoich nowych, wymuskanych egzemplarzy. Gdzieś ucieka mi radość ich czytania i przeglądania obrazków. Pewnie dlatego dotąd kupiłam tylko dwa tomy. Muminki idealne, mają obowiązek mieć każdą kartkę rozklejoną, ewentualnie odrobinę podklejoną, najlepiej starą, burą taśmą jak w mojej bibliotece z podstawówki, tylko gdzie znaleźć taki zdemolowany egzemplarz? Miałam zamiar trochę podrasować swoje wydanie, ale jak na złość jest ładnie zszyte. Dlaczego książki, które wolę mieć w ładzie są klejone i po przełożeniu dwóch stron rozpadają się, jak Anie, a te które powinny się sypać są szyte? Ot zagadka na miarę wypaczonego umysłu mola książkowego:):). Przepraszam za te lekko obłąkane wywody, są takie tematy, które wygodniej i bezpieczniej poruszać tylko wirtualnie, w gronie czytającym i książki kochającym:), a ten przydługi wstęp napisałam, żeby zakomunikować, że kupiłam "Anię ze Złotego Brzegu", której brakowało mi do pełnej kolekcji i teraz zastanawiam się nad dokupieniem całej reszty, żeby w końcu mieć cały komplet jednego wydawnictwa na regale. W mojej domowej biblioteczce wiosną pojawiła się również "Ania z Avonlea". Albumowe wydanie to potężna, ładnie wydana książka, którą czytam i przeglądam z wielką przyjemnością i coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie spędzę sporo czytelniczego czasu na Zielonym Wzgórzu i w Złotym Brzegu.
Mam teraz w planach kolejne książkowe zakupy, już letnie, o nowych książkach w domowej biblioteczce postaram się opowiadać od czasu do czasu na łamach bloga, w cyklu pod roboczym tytułem "cztery pory roku na regale z książkami". Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego tygodnia:).
Mam teraz w planach kolejne książkowe zakupy, już letnie, o nowych książkach w domowej biblioteczce postaram się opowiadać od czasu do czasu na łamach bloga, w cyklu pod roboczym tytułem "cztery pory roku na regale z książkami". Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego tygodnia:).