poniedziałek, 28 maja 2012

Wiosna na regale z książkami.

Nigdy nie marzyłam o dużej domowej biblioteczce. Marzyłam tylko, żeby mieć pod ręką swoje ukochane książki. Te, po które kiedyś sięgnę znowu, albo te które lubię przeglądać od czasu do czasu, a że takich książek jest całe mnóstwo to trochę wychodzi na to, że jednak marzyłam i nadal marzę o dużej domowej bibliotece:). Zestaw podstawowy, który musi spoglądać na mnie z moich półek z książkami to "Dzieci z Bullerbyn", Muminki i wszystkie tomy "Ani z Zielonego Wzgórza". W egzemplarz "Dzieci z Bullerbyn" i kolekcję książek Lucy Maud Montgomery o Ani Shirley zaopatrzyłam się kiedy byłam mała, serię książek o Muminkach zaczęłam zbierać niedawno. Pierwszą książką, kupioną przeze mnie, w pełni świadomie za odłożony przy zbiorach jabłek grosz:) były "Dzieci z Bullerbyn", wielokrotnie wypożyczane wcześniej ze szkolnej biblioteki, musiałam mieć w końcu w domu. "Dzieci z Bullerbyn" z niebieską okładką i ilustracjami Ilon Wikland mam i czytam do dzisiaj. Wszystkie części "Ani z Zielonego Wzgórza" również mieć musiałam. Seria książek kanadyjskiej pisarki, wyczytana jednym haustem tom po tomie, również kilka razy przynoszona z biblioteki, w końcu pojawiła się w moim domu. Swoje egzemplarze kupiłam na targu staroci w Krakowie, chciałam stare wydania z obrazkami, nowe, wtedy dostępne nie przypadły mi do gustu. Aniom odpadała strona po stronie, targały się im okładki, często ze mną podróżowały i w zasadzie niewiele z nich już zostało. Kleiłam i kleję je zawzięcie dalej, ale tylko trzy tomy udało się uratować.
Trochę inaczej sytuacja wyglądała z serią książek o Muminkach Tove Jansson. Muminki, które czytałam jako dziecko, zawsze rozsypywały mi się w rękach, dlatego bardzo nieufnie podchodzę do swoich nowych, wymuskanych egzemplarzy. Gdzieś ucieka mi radość ich czytania i przeglądania obrazków. Pewnie dlatego dotąd kupiłam tylko dwa tomy. Muminki idealne, mają obowiązek mieć każdą kartkę rozklejoną, ewentualnie odrobinę podklejoną, najlepiej starą, burą taśmą jak w mojej bibliotece z podstawówki, tylko gdzie znaleźć taki zdemolowany egzemplarz? Miałam zamiar trochę podrasować swoje wydanie, ale jak na złość jest ładnie zszyte. Dlaczego książki, które wolę mieć w ładzie są klejone i po przełożeniu dwóch stron rozpadają się, jak Anie, a te które powinny się sypać są szyte? Ot zagadka na miarę wypaczonego umysłu mola książkowego:):). Przepraszam za te lekko obłąkane wywody, są takie tematy, które wygodniej i bezpieczniej poruszać tylko wirtualnie, w gronie czytającym i książki kochającym:), a ten przydługi wstęp napisałam, żeby zakomunikować, że kupiłam "Anię ze Złotego Brzegu", której brakowało mi do pełnej kolekcji i teraz zastanawiam się nad dokupieniem całej reszty, żeby w końcu mieć cały komplet jednego wydawnictwa na regale. W mojej domowej biblioteczce wiosną pojawiła się również "Ania z Avonlea". Albumowe wydanie to potężna, ładnie wydana książka, którą czytam i przeglądam z wielką przyjemnością i coś mi się wydaje, że w najbliższym czasie spędzę sporo czytelniczego czasu na Zielonym Wzgórzu i w Złotym Brzegu.
Mam teraz w planach kolejne książkowe zakupy, już letnie, o nowych książkach w domowej biblioteczce postaram się opowiadać od czasu do czasu na łamach bloga, w cyklu pod roboczym tytułem "cztery pory roku na regale z książkami".  Pozdrawiam cieplutko i życzę udanego tygodnia:).

piątek, 25 maja 2012

Dworek pod dębami. Prawdziwa magia. Równe szanse. Anna Michalak.

Przy stole założonym książkami i zeszytami, siedziała Ania. Był to łagodny wieczór wrześniowy. Drobno zapisane arkusze, nad którymi pochylała głowę, nie miały jednak nic wspólnego ani z jej studiami, ani z ćwiczeniami jej uczniów.
Cytat pochodzi z "Ani z Avonlea" Lucy Maud Montgomery, którą czytam po raz kolejny z wielką przyjemnością:). Mam wreszcie piękne, albumowe wydanie tej książki. Wygląda na trwałe i wytrzymałe, nie rozsypie się tak jak poprzednie, od wielokrotnego czytania i przeglądania:). Post rozpoczęłam tym właśnie cytatem, ponieważ każdą wolną chwilę, odkąd pogoda pozwala, spędzam przed takim zaścielonym książkami stolikiem balkonowym. Poza książkami do przeczytania i albumami do przejrzenia, stolik zapełnia zwykle filiżanka z herbatą i ostatnio, długo wyczekiwane i ukochane...truskawki:). Podjadając truskawki przeglądam "Skrzaty", jedną z najpiękniej wydanych książek dla dzieci i obrazy Jana De Tusch-Lec, ilustrujące albumowe wydanie "Ani z Avonlea".
O drugim tomie przygód Ani Shirley napiszę jeszcze, któregoś dnia, dzisiaj będzie post o historii pewnego tajemniczego "Dworku pod dębami".
 ***
Jeżeli w tytule książki autor zawiera obietnice przekazania nam dziejów jakiegoś dworu, nie potrafię się takiej historii oprzeć:). I nie ma większego znaczenia dla jakiej kategorii wiekowej przeznaczył autor swoje dzieło. Książki dla dzieci i młodzieży lubię chyba nawet bardziej, niż te dla dorosłych. Przynajmniej przez ostatnich kilka miesięcy sięgam po nie chętniej.
"Dworek pod dębami" ukryty był w zakamarkach miejskiej biblioteki, trafił w moje ręce przypadkowo, nie spotkałam się dotąd z tym tytułem. Całą historię dworku pod dębami tworzą cztery tomy, każdy z nich opowiada o innej porze roku. W bibliotece znalazłam tom pierwszy-letni i trzeci- zimowy.
W "Prawdziwej magii" poznajemy głównych bohaterów, osieroconą Małą i jej dziadków. Mała przyjeżdża do dworku, spędzić wakacje u swojej ciotki i jej licznej rodziny. Ciotka, kilka lat wcześniej otrzymała zaniedbany dworek w spadku i odtąd zamieszkuje go z mężem i trójką jego dzieci z pierwszego małżeństwa: Kubą i bliźniętami: Jackiem i Agatką, dwór zamieszkuje również tajemnicza ochmistrzyni Franciszka, koty i psy.
Stary ogród dworu zdobi rzeźba kozła, który nocami opuszcza swój posterunek i z czasem... zaprzyjaźnia się z Małą. Na rzeczywistość, w której Mała dochodzi do siebie po utracie rodziców i próbuje zaprzyjaźnić się z mieszkańcami dworku pod dębami, autorka nakłada drugą bajkowo-fantastyczną warstwę opowieści, w której dziewczynka udaje się w tajemniczą podróż pociągiem. Dwa światy przeplatają się i uzupełniają, od powodzenia bajkowej misji, zależy przyszłość Małej w dworku.
W "Równych szansach" Mała jest już pełnoprawnym mieszkańcem dworu pod dębami. W wieży, którą zamieszkuje, każdej nocy pojawia się korowód bajkowych postaci, przyjaciół Małej. Życiem wioski wstrząsa informacja o likwidacji szkoły do której uczęszczają dzieci z dworku, a domem zmiana jaka zachodzi w ciotce, wuju i babci.
Za oknem piękna zima, ale Mała nie ma czasu na zimowe leniuchowanie. Znów przychodzi jej się zmierzyć w innej rzeczywistości w bajkowym teleturnieju, tym razem o odzyskanie dawnych charakterów opiekunów.
"Dworek pod dębami" nie jest na szczęście aż tak zakręcony, jak moja notka o tej książce:). Trochę w tej historii klimatu "Baśnioboru" zmieszanego z polskimi realiami. Jednym słowem, bardzo przyjemna lektura:).

Dworek pod dębami. Tom I. Prawdziwa magia.
Dworek pod dębami. Tom III. Równe szanse.
Anna Michalak
wydawnictwo Publicat, tom I - 118 str., tom III - 120 str.

czwartek, 17 maja 2012

Ogród artysty. Linnea w ogrodzie Moneta. Christina Björk.


Każdy miesiąc niesie ze sobą drobne i większe przyjemności związane z nim nierozerwalnie. Kwiecień to ciemny las z dywanem z zawilców, pąki i kwiaty na drzewach i pierwszy świeży powiew wiosny. Czerwiec ma smak czereśni i zapach truskawek. Pierwsza połowa maja ma zapach bzu:). Pod oknem sypialni, od wielu lat rośnie ciemnofioletowy bez, w tym roku zakwitł wręcz nieprzyzwoicie bujnie, a jego mocny aromat, wślizgując się naszymi oknami, budzi mnie do życia każdego ranka. Jestem stworzeniem nocnym, więcej we mnie sowy niż skowronka, dlatego potrzebuję pozytywnych porannych impulsów, ten majowy to właśnie bez. Gdybym została malarką, to właśnie kwiaty bzu byłyby głównym motywem moich obrazów, w końcu znam je najlepiej i najdłużej:).
Książka, o której będzie dzisiejszy post, opowiada o małej dziewczynce zakochanej w ogrodach, francuskim malarzu impresjoniście, jego rodzinie i życiu w małym różowym domu otoczonym pięknym ogrodem oraz stawem z japońskim mostkiem w Giverny. "Linnea w ogrodzie Moneta" poza tym, że przekazuje solidną porcję wiedzy o malarzu C. Monet, jest również opowieścią o wielkiej przygodzie, jaką dla Linnei i jej opiekuna, emerytowanego ogrodnika, pana Blomqvista, była wyprawa do Paryża śladami wielkiego artysty.
Głównym motywem malarstwa Moneta był japoński most i wypełniające staw nenufary. W książce jest kilka zdjęć obrazów tego właśnie mostu, malowanego na różnych etapach życia C. Moneta, te najbardziej wstrząsające, powstały, kiedy malarz tracił wzrok z powodu poważnej choroby oczu, obraz mostu jest zamazany, ale nadal piękny.
Linnea odwiedza kolorową i niezwykłą kuchnię rodziny Monet, odpoczywa na ulubionej ławce malarza i poznaje historię życia jego i ósemki jego dzieci. Po powrocie z Paryża, Linnea porządkuje wspomnienia i skarby przywiezione z Francji, liście paryskich drzew, bilety wstępu, fotografie, lądują w drewnianej skrzynce w pokoiku dziewczynki.
Biografia C. Moneta jest przedstawiona rzetelnie, uzupełniona starymi fotografiami, anegdotami z życia całej rodziny Moneta i przyprawiona szczyptą magii Paryża i tajemniczego ogrodu w Giverny.


Linnea w ogrodzie Moneta. ( Linnea i Målarens Trädgård. )
Christina Björk, ilustracje: Lena Anderson
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2009, 52 str.
Claude Monet (1840-1926)

wtorek, 15 maja 2012

Chyba rozumiesz, że samo życie jest zbyt uciążliwe, żeby być jeszcze potem za nie karanym. Lato. Tove Jansson.


Pogoda za oknem nie nastraja zbyt optymistycznie, przenikliwe zimno spotęgowane przez porywisty wiatr, ukryło piękno tegorocznej wiosny za ciemną zasłoną deszczowych chmur. Musiałam odkopać ciepły koc i bluzy ukryte w przepastnych szafach przedpokoju. Zimowe otulacze odłożone na zimowo-jesienne później, musiały przerwać letni sen i pomóc mi przetrwać zimne, majowe wieczory z książką.
Książkę, którą czytałam w tym czasie, również trudno zaliczyć do optymistycznych. "Lato" Tove Jansson z letnimi radościami i beztroską niewiele ma wspólnego, ale ja bardzo lubię nastrój panujący w książkach fińskiej autorki. W serii książek o Muminkach, pod bajkową powierzchnią ukryta jest gruba warstwa mądrości życiowych, przemyśleń, które nie pozwalają zapomnieć o tych książkach i zmuszają do częstych powrotów do ich lektury.
"Lato" to historia o rodzinie spędzającej wakacje na jednej z fińskich wysp. Babka i wnuczka Sophia, ich relacje, doświadczenie życiowe i przemyślenia budują tę opowieść, która rozpoczyna się po śmierci matki dziewczynki.
Raz w kwietniu była pełnia księżyca i lód pokrywał całe morze. Sophia zbudziła się w nocy i przypomniała sobie, że wrócili na wyspę i że ma własne łóżko, bo jej mama umarła. Ogień  wciąż jeszcze buzował w piecu i płomienie migotały aż pod pułap, gdzie suszyły się buty. Dziewczynka wyszła z łóżka na podłogę, jeszcze zimną, i wyjrzała przez okno.
Babka i Sophia rozmawiają o życiu, o Bogu, a w moim ulubionym fragmencie, o piekle i życiu po śmierci:
Chyba rozumiesz, że samo życie jest zbyt uciążliwe, żeby być jeszcze potem za nie karanym. Doznaje się pociechy, ot i cała idea.
Z tych rozmów wyłaniają się dwa obrazy świata, będącej u kresu życia staruszki i będącej na życia początku Sophii. Babka przekazuje Sophii wiedzę o życiu małymi porcjami, które będą potrafiły unieść jej sześcioletnie barki.
Musimy nauczyć ją manier. Popełniliśmy błąd, ona musi stykać się z ludźmi, których nie lubi, zanim będzie za późno. 
Za każdym razem noce robią się ciemne całkiem niepostrzeżenie. Któregoś wieczora w  sierpniu wychodzi się na dwór i nagle wszystko jest czarne jak smoła, wielka ciepła, czarna cisza otacza dom. Jest nadal lato, ale ono już nie żyje, zatrzymało się, nie więdnąc i jesień już stoi u progu. Nie ma jeszcze gwiazd, tylko ciemność. Wtedy wydobywa się z piwnicy kanister z naftą i stawia w sionce, a latarka kieszonkowa wisi na kołku przy drzwiach.
Książkę Tove Jansson tworzy cała masa cytatów, które zapisują się w pamięci czytelnika, uruchamiając boleśnie jego wrażliwość oraz umieszczona gdzieś pomiędzy wierszami, przerażająca pewność, że życie wcale takie piękne nie jest. Trudno o niej pisać, bo mówić o niej, chce się tylko słowami autorki, więc zamiast przenosić tekst książki na bloga, zapraszam do lektury:). 


Lato.
Tove Jansson
Nasza Księgarnia, Warszawa 2007, 212 str.
Dolina Muminków w listopadzie. 

wtorek, 8 maja 2012

Wkrótce zapomni o Latarniowym Wzgórzu. Janka z Latarniowego Wzgórza. Lucy Maud Montgomery.


Znalazłam ostatnio obraz Davida P. Hettingera, który przypomniał mi wakacje u babci. Pokój, który wtedy zajmowałam był ogromny, urządzony starymi, zabytkowymi meblami. Ogromną trzydrzwiową szafą, która mogła pomieścić co najmniej piątkę nieletnich podczas zabawy w chowanego. Starą komodą wypełnioną porcelaną, sztućcami i świecznikami oraz toaletką z wielkim lustrem, w małej szafce toaletki chowałam swoje książki. Łóżko stało przy oknie dokładnie tak, jak na obrazie. Okno miało ogromny parapet, na którym stały najpiękniejsze pelargonie, jakie kiedykolwiek widziałam. Za oknem pięćdziesięcioletnie olchy szumiały uspokajająco, albo przerażały uginając się pod większymi burzowymi wichurami, sennie szczekały psy, podwórkowe kundelki, z gołębnika na  strychu sfruwały na zewnętrzny parapet gołębie i gruchały delikatnie i radośnie, malwy zaglądały przez szybę. A ja w takich okolicznościach czytałam z wielką przyjemnością. A dzisiaj zastanawiam się czy ten pokój, to łóżko i okno rzeczywiście podczas tamtego lata były takie ogromne, czy ja byłam taka maleńka:).
Z tamtych klimatycznych, beztroskich wakacji pozostała mi miłość do pelargonii, mam na balkonie kilka różnokolorowych odmian, uspokaja mnie specyficzny świeży zapach ich liści, to, że nie mają zbyt dużych wymagań również ma dla mnie duże znaczenie, często podróżuje doglądając drugiego domu i ogrodu, a pelargonie porządnie podlane to bardzo samodzielne kwiaty:). Lubię nawet nieporządek, który robią, kiedy przekwitają i opadają, tworząc wokół siebie artystyczny nieład mieniącego się w słońcu różowo-czerwonego dywanu.
Moje zamiłowanie do literatury młodzieżowej i dziecięcej to chyba również echo tamtych lat, czytając książki Lucy Maud Montgomery uśmiecham się do swoich wspomnień i do tamtej szczuplutkiej, piegowatej, czarnowłosej dziewczynki, którą wtedy byłam:). Dzisiaj znów opowiem więc o pewnym wymarzonym domu - Latarniowym Wzgórzu i jego właścicielce - Jance Stuart, stworzonych w wyobraźni mojej ulubionej pisarki:).
Jeżeli miałabym pobawić się w ułożenie rankingu ulubionych bohaterek powieści Lucy Maud Montgomery to Janka zajmowałaby po Ani Shirley drugą pozycję.
"Janka z Latarniowego Wzgórza" ma niespecjalnie optymistyczny początek. Główna bohaterka, Janka Stuart mieszka w Toronto przy ulicy Wesołej, w okazałym domu z ogrodem, z babcią i mamą. W domu Janki dominuje babcia dziewczynki, stara, opryskliwa dama, starająca się na każdym kroku uprzykrzać życie swojej wnuczki. Jedyną pociechą dziewczynki w tym dużym, nieprzyjaznym domu jest mama Robin i marzenia.
Opowieść o Jance rozpoczyna się w dniu, w którym dziewczynka dowiaduje się, że ojciec uznawany dotąd przez nią za zmarłego, żyje na Wyspie Księcia Edwarda i oczekuje odwiedzin swojej jedynaczki.
Pobyt na Wyspie rozpoczyna się wielkimi poszukiwaniami domu dla Janki i jej ojca. Latarniowe Wzgórze odkryte przypadkiem, staje się spełnieniem marzeń dziewczynki, która w końcu ma okazję sprawdzić się jako pani domu. Latarniowe Wzgórze to dom wymarzony, gdzie w towarzystwie dwóch kotów, psa i powiększającego się z każdym dniem grona przyjaciół, letnie dni upływają  wypełnione radością i pracami domowymi.
Tymoteusz nauczył ją odczytywać znaki na niebie. Janka do tej pory nie była zaznajomiona z niebem. Stanąć na Latarniowym Wzgórzu, mając dookoła niebo, to cudowne. Janka potrafiła siedzieć godzinami u stóp świerków i przyglądać się niebu i morzu, lub siedziała zagłębiona w wesołej kotlince wśród wydm. Dowiedziała się, że niebo pokryte drobnymi, barankowymi chmurkami oznaczało ładną pogodę, natomiast końskie ogony zapowiadały wiatr. Gdy rankiem niebo było czerwone, była to zapowiedź deszczu. To samo oznaczało, gdy było wyraźnie widać ciemne jodły na wzgórzu Małego Donalda. Janka lubiła deszcz na Latarniowym Wzgórzu. W mieście nigdy go nie lubiła, ale tu nad morzem zachwycał ją. Uwielbiała słuchać, jak w nocy spadał na paprocie pod jej oknem; lubiła jego dźwięk, zapach i jego świeżość. Lubiła być w deszczu na dworze...Cała mokra. Lubiła drobny deszczyk, który czasami padał nad portem, mglisty, purpurowy, gdy na Latarniowym Wzgórzu wcale nie padało. Lubiła nawet burze, gdy przesuwały się nad morzem, ponad linią wydm, nie podchodząc zbyt blisko.
Wyjazd do miejsca w którym Janka przyszła na świat, a którego wcześniej nie miała okazji poznać, odmienia dziewczynkę i pomaga uporać się jej z kłopotami domowymi i szkolnymi po powrocie jesienią do Toronto. Powoli wyjaśniają się również tajemnice rodzinne, wychodzą na jaw powody rozstania rodziców Janki.
"Janka z Latarniowego Wzgórza" to kolejna pełna opisów piękna przyrody historia z radosnym zakończeniem. Jedna z moich ukochanych książek, którą w maju czyta się trzy razy przyjemniej, aniżeli w jakimkolwiek innym mniej optymistycznym miesiącu:).



Janka z Latarniowego Wzgórza. ( Jane of Lantern Hill, 1937 r. )
Lucy Maud Montgomery
Wydawnictwo Ajar, Warszawa 1991, 188 str.

piątek, 4 maja 2012

Brzydki, mały skurczybyk.* Taniec ze smokami. Część I. George R.R. Martin.


Przeniosłam się z książkami na balkon:). Połowa dobytku przeniosła się razem ze mną: filiżanki, imbryki, ołówki, notatnik, chustki na włosy ( żeby nie wyhodować sobie dodatkowych piegów, te które mam w zupełności mi wystarczą :)), poduchy, koce, świeczki i lampiony ( na wieczorne posiedzenia ). No i cały kosz książek i gazet:). Nowe meble balkonowe i leżak ciągle zajęte, kwiaty rozrastają się dzielnie i kwitną wesoło w jasnych promieniach majowego słońca. Jest zielono i ciepło, tak jak lubię:). Nad głową wieczorami krążą mi stada jaskółek i tumany złotego i srebrnego pyłku roślinnego, unoszonego przez wiatr.
***
Pieśń Lodu i Ognia to moje wielkie odkrycie z ubiegłego roku. "Grę o tron" czytałam wiosną, zabierałam ją ze sobą do parku, był ciepły kwiecień, w książce panował klimat upalnego lata:). Z końcem kwietnia i początkiem maja tego roku wróciłam myślami do Siedmiu Królestw, czytając polskie wydanie "Tańca ze smokami". 
Uwielbiam książki, które zabierają mnie do innego świata. Jeżeli ten świat jest odrysowany z tak niezwykłą dokładnością jak Westeros, nie potrafię wręcz oderwać od niego swoich myśli. George R.R. Martin na potrzeby Pieśni Lodu i Ognia stworzył nowe religie, siedmiu bogów i ich przedstawicieli septonów i septy, starych bogów północy, tajemniczego pana światła, zdobywającego coraz większy posłuch w targanych kryzysami Siedmiu Królestwach, nowe systemy polityczne odmienne po dwóch stronach wąskiego morza, egzotykę Zatoki Niewolniczej, groźną i tajemniczą legendę Valyrii i surową północ z potężnym Murem, chroniącym Królestwo przed niebezpieczeństwami Nawiedzonego Lasu. Większość tych miejsc poznaliśmy w pierwszych czterech tomach Pieśni Lodu i Ognia, po lekturze "Tańca ze smokami" okazało się, że autor ma nieograniczoną wyobraźnię i powiększa stworzony przez siebie świat o nowe legendy, bohaterów, opisy krain, rzek i mórz oraz dokładniejsze przedstawienie praw rządzących już znanymi nam: Murem i miastami niewolniczymi.
Pierwszy tom "Tańca ze smokami" nie posuwa znacząco akcji do przodu, znajdziemy w nim bohaterów pominiętych w "Uczcie dla wron", Tyriona Lannistera, którego brakowało w tomie poprzednim, bardzo mocno rozbudowano wątki Daenerys, Jona Snow, Brana i Theona, który obecnie występuje pod dość oryginalnym i wiele mówiącym pseudonimem Fetor:). Karzeł o nieprzeciętnym umyśle, prowadzi nadal swoją własną politykę i tka prywatną sieć spisków, jest zabójczo zabawny i sprytny. I tutaj jedno zastrzeżenie do wydania polskiego, w wydaniu angielskim ta komiczna strona książki była dużo bardziej zabawna, polski tłumacz kilka razy rozjechał dowcipy Tyriona. W tomie pierwszym brakuje mi Aryi, która pojawi się w tomie drugim.
Momentami zmienia się "Taniec ze smokami" w morskie opowieści, statkami podróżuje Tyrion i Davos. Galery, zdobiące je galiony i cała masa morskich określeń urozmaicają ten tom i przypomniały mi "Wyspę skarbów" Roberta Louisa Stevensona i przygodowe książki, którymi z wypiekami na twarzy zaczytywałam się dawno temu.
Podoba mi się skupienie uwagi w tym tomie na Murze i młodym lordzie dowódcy Jonie Snow. Dokładnie poznajemy obowiązki lorda dowódcy, panujące wokół nastroje braci z Nocnej Straży, księgi ukryte w podziemiach Wieży lorda dowódcy, w których Sam i Jon szukają odpowiedzi na pytania o Innych i sposobów na walkę z nimi, odwiedzamy zbrojownie, sale w których czarni bracia spożywają posiłki i miejsce w którym znajdują się zapasy zgromadzone dla Nocnej Straży w tunelach po Murem. Zimno panujące na Murze przenika przez karty tej powieści i przeszywa czytelnika jakąś nieokreśloną grozą, podobnie jak spacerujący za Murem w coraz większej ilości świetlistoocy Inni.
Długo wahałam się przed zakupem "Tańca ze smokami", odstraszało mnie marne wydanie, okładka jest co prawda dużo ładniejsza od poprzednich, ale jakość papieru fatalna. Podzielenie tomu na dwie części to drugi ze sposobów wydawnictwa na wyciągnięcie paru złotówek więcej z naszych kieszeni. Udało mi się jednak kupić dwa tomy ze zniżką, w innym przypadku wystarczyłaby mi znajomość i posiadanie wydania angielskojęzycznego. 
Nie zgodzę się jednak z często prezentowanym poglądem, że treść książki jest przeciętna i nie wnosi niczego nowego do sagi, George R.R. Martin kazał długo czekać na tom piąty, ale trzyma naprawdę dobry poziom. Fakt, żaden z podstawowych wątków nie został zakończony, żadna konkretna tajemnica wyjaśniona, ale na to zostały przecież jeszcze dwa tomy, w "Tańcu ze smokami" poznajemy przecież rozwiązanie pewnych tajemnic, a dokładniej dowiadujemy się kto stoi za siecią spisków tkaną w podziemiach Siedmiu Królestw. Świat stworzony przez Martina powiększa się, opisy krain, rzek, zwyczajów, historii królestw tworzą kompletny i różnorodny świat baśniowo - rycerski z wszechobecną polityką i knuciem:).
Uwielbiam styl Georga  R. R. Matina i stworzoną przez niego Pieśń Lodu i Ognia, warto przed przeczytaniem "Tańca ze smokami" sięgnąć po "Ucztę dla wron" łatwiej wtedy wejść ponownie w tą opowieść. Chyba po raz pierwszy w życiu lepiej czytało mi się oryginalne angielskojęzyczne wydanie książki, aniżeli polskie. Jak już kilka miesięcy temu pisałam po przeczytaniu wydania angielskiego, książki Martina w oryginale to niezwykła uczta;). Tutaj dzielę się wrażeniami po przeczytaniu "A Dance with dragons" i piszę trochę więcej o treści książki.

Taniec ze smokami. Część I.
George R.R. Martin
Wydawnictwo Zysk i Spółka, Poznań 2011, 632 str.
* Reakcja Tyriona Lannistera na spotkanie z innym karłem:).



Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...