piątek, 31 sierpnia 2012

Gdzieś pod powierzchnią wciąż kipiała ta sama nienawiść. Duchy Belfastu. Stuart Neville.


Kolejny, długi i po brzegi wypełniony zajęciami dzień sierpnia powolutku się kończy. Lubię to wieczorne "powolutku", bo to kilka chwil wyłącznie dla mnie, wreszcie mam czas poczytać, chociaż tempo czytelnicze latem to zaledwie kilkanaście stron dziennie, albo obejrzeć, któryś z zalegających od miesięcy w domowej filmotece filmów. Sierpniowe wieczory zaczynam z kubkiem kakao na balkonie, obserwując jak spokojnie i z dnia na dzień ciszej zapada zmrok. Sierpień ma zapach powideł i kopru upychanego w słoikach z ogórkami, a sierpniowe książki mają smak jabłek z mojego sadu:).
***
Rozsądek podpowiada, że przed snem nie myśli się i nie opowiada innym o duchach, ale cóż poradzić na to, że właśnie o duchach traktuje czytana kilka tygodni temu książka, a ja tylko tych kilka chwil późną nocą mogę poświęcić na krótką o niej opowieść:). Zatem dzisiaj będzie o Irlandii Północnej, jej balfasckim sercu, wyrzutach sumienia i makabrycznym korowodzie złożonym z dwunastu duchów, który towarzyszy głównemu bohaterowi książki z krwistoczerwoną okładką:).
"Duchy Belfastu" Stuarta Neville wybrałam znużona czytanymi ostatnio raczej spokojnymi książkami, chciałam radykalnie zmienić klimat i przeczytać jakiś kryminał, na myśl o dziełach skandynawskich pisarzy dostawałam już lekkiej wysypki, bo ostatniej jesieni trochę przedawkowałam książki rodem ze Skandynawii. Na sierpniowe wieczory wybrałam więc trzymający w napięciu debiut Irlandczyka Stuarta Neville.
Główny bohater książki Gerry Fegan urodził się na ulicy Falls w Belfaście, w bastionie republikanów. Jako nastolatek dostaje się wraz z przyjacielem Michaelem McKenna pod opiekę charyzmatycznego Byka O'Kane, który wprowadza go w struktury Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Gerry jako dorosły człowiek morduje na zlecenie swoich przełożonych i podkłada bomby na Shankill, na ulicy zamieszkiwanej przez lojalistów. Za podłożenie bomby w dzielnicy protestanckiej  i zabójstwo trzech osób, Gerry trafia do więzienia w 1988 roku. W czasie długich lat odsiadki sytuacja w Belfaście powoli się normalizuje, w 1998 roku podpisane zostaje porozumienie wielkopiątkowe, dawni koledzy zajmują intratne posady, zostają znanymi politykami. Gerry opuszcza dzięki amnestii więzienie w Maze, ale nie potrafi odnaleźć się na wolności, swoje wyrzuty sumienia topi w alkoholu, a we dnie i w nocy towarzyszy mu dwanaście duchów osób zabitych przez niego podczas "The Troubles". Makabryczny korowód nie pozwala mu zapomnieć o popełnionych zbrodniach i wymusza na Gerrym popełnienie kolejnych. Gerry znów zaczyna robić jedyną rzecz, która dobrze mu w życiu wychodziła, zaczyna zabijać, tym razem swoich dawnych przełożonych.
"Duchy Belfastu" to bardziej thriller polityczny, aniżeli kryminał, książka którą odbierałam na kilku płaszczyznach: fabuły, której bohaterowie byli jednowymiarowi i mało przekonujący oraz tła historycznego i społecznego, które bardzo sprawnie Stuart Neville opisał. Przyznam, że miałam dość ograniczoną wiedzę na temat historii Irlandii Północnej, a po lekturze "Duchów Belfastu" zaczęłam rozumieć, co tak naprawdę działo się w tym kraju przed porozumieniem wielkopiątkowym z 1998 roku, autor starał się pokazać ile krwi i złamanych życiorysów kryje się za niewinną nazwą "The Troubles". W tych momentach, w których autor odkrywał przed czytelnikami tajemnice Belfastu, tłumacząc zaszłości historyczne, książka podobała mi się bardzo, zamieniając się w przewodnik po przeszłości i teraźniejszości Irlandii Północnej i właśnie dla tych momentów polecam ją gorąco.

Duchy Belfastu. ( The Ghosts of Belfast., 2009 )
Stuart Neville
Wydawnictwo W.A.B. Warszawa  2012, 349 str.

piątek, 3 sierpnia 2012

Latem na wyspie książek.


Wyspa książek, a dokładniej jej autorka udaje się na krótki wypoczynek:). Mam zamiar zaszyć się w leśnej głuszy tak daleko od cywilizacji jak tylko pozwala na to nasza XXI-wieczna rzeczywistość:). Na co dzień wokół będę miała rzeki, stawy i nizinne łąki, dokładnie tak niebiańskie jak w poniższym cytacie:
Sophia zapytała, jak wygląda niebo, i babka odpowiedziała, że może tak jak ta łąka. Przechodziły właśnie obok pastwiska przy wiejskiej drodze i przystanęły, żeby popatrzeć. Był straszny upał, droga była biała i spękana, i wszystkie rośliny w przydrożnym rowie miały zakurzone liście. Weszły na pastwisko i usiadły na trawie, wysokiej i wcale niezakurzonej, rosły tam dzwonki, kocie łapki i jaskry.[...] Gdzieś daleko pracowała maszyna rolnicza, niestrudzenie i spokojnie. Gdyby się wyłączyć, co można było zrobić bardzo łatwo, i tylko słuchać owadów, byłoby ich wiele tysięcy milionów i wypełniłyby cały świat wznoszącymi się i opadającymi falami ekstazy i lata.  ( "Lato". Tove Jansson )
***
Przed wyjazdem zajrzałam do książki, do której obiecałam sobie zaglądać z każdą zmianą pory roku, "W ziemiańskim dworze" sprawdziłam jak wyglądało lato na polskiej wsi w czasach naszych pradziadków. Najwięcej jest w książce Mai Łozińskiej źródeł z początku wieku XX oraz z dwudziestolecia międzywojennego, dzięki czemu możemy obserwować jak postęp cywilizacyjny zmieniał ziemian i ich dwory w tych dynamicznych czasach oraz jak kolejne zdobycze myśli technicznej usprawniały prace polowe, których ogrom przypada na letnie miesiące. Maja Łozińska opowiada nie tylko o ciężkiej pracy w wiejskich majątkach, sporo miejsca poświęciła również na opisanie letnich balów i przyjęć, które zależnie od zamożności właścicieli dworu przyciągały mniej lub bardziej liczne grono rządnych zabawy biesiadników. Dużo ciekawsza od oficjalnych przyjęć wydała mi się jednak inna letnia rozrywka ziemiańskiej młodzieży, która z końcem roku szkolnego udawała się konno na włóczęgę po dalszej i bliższej okolicy, odwiedzając zaprzyjaźnionych z dworem rodziców, sąsiadów i krewnych, u których zatrzymywała się, aby dać odpocząć strudzonym wędrówką koniom i samemu skorzystać z gościnności rzadko widywanych znajomych. Podrozdziały o szkolnych wakacjach, gościnności, dworskich pensjonatach, ogrodach, żniwach, letnich rozrywkach ziemiańskiej młodzieży tworzą nam przed oczami kompletny obraz życia latem na dworach, przypominają o świecie, którego już nie ma.
***
Z przyjemnością przedstawiam jeszcze książkowe towarzystwo, które wyjeżdża ze mną:):): "Villette tom I i II" Charlotte Brontë oraz szczęśliwa wygrana, która dotarła do mnie wczoraj: "Lokatorka Wildfell Hall" Anne Brontë za którą serdecznie dziękuję Montgomerry z bloga "Słowem Malowane":) i wydawnictwu MG. Dużo radości sprawiła mi ta niespodziewana nagroda:).
Trochę więc te wiejskie i małomiasteczkowe klimaty przeplatać się w najbliższym tygodniu będą z książkową rzeczywistością wiktoriańskiej Anglii:). Nie bardzo wiedziałam jakim zdjęciem czy obrazem ubarwić dzisiejszy szybki post, dla ochłody w ten gorący, sierpniowy dzień, wklejam więc fotografię rzeki, która płynie niedaleko mojego domu:). Rzeczka jest obecnie sielsko spokojnym obiektem do fotografowania i przebywania w pobliżu, podczas roztopów zamienia się za to w istną diablicę zalewając okoliczne łąki i tworząc na wielokilometrowym pasie zieleni paskudne bagniska, na zimowych zdjęciach trudno odgadnąć, że to jest to samo miejsce. Żegnam się zatem i do napisania wkrótce:).

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...