poniedziałek, 28 stycznia 2019

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas książkę Mai Ładyńskiej "Kika z beskidzkiego lasu". Ponieważ jestem na bakier z polityczną poprawnością i oceniam książki po okładce, to właśnie śnieżne pustkowie i dużo błękitnego nieba na okładce, sprawiło, że zabrałam ten skarb z biblioteki do domu.

Kika z rodziną przenosi się z Warszawy w Bieszczady, a dokładniej do uzdrowiska w Beskidzie Niskim. To chwilowy przystanek w życiu rodziny, tata wygrał konkurs architektoniczny i na miejscu ma nadzorować budowę. Już podróż pociągiem przez biały tunel z zasp śniegu i przedzieranie się saniami w zamieci do nowego domu ma posmak nadchodzących przygód. Mama Kiki jest zapracowanym lekarzem, więc dziewczynka korzysta z niczym nieskrępowanej wolności i eksploruje okoliczne lasy i góry, brodząc po kolana w śniegu.

Już podczas pierwszej wycieczki do górskiego boru za domem, Kika gubi się w lesie, ale dzięki tej dramatycznej przygodzie poznaje przyjaciela Romka i jego młodszą siostrę-cień Dorotkę, którzy odprowadzają ją na właściwą ścieżkę. Po lesie kręcą się podejrzane typy w kożuchach, ktoś zastawia pułapki na zwierzęta. Kika z rozrastającą się o szkolne koleżanki paczką przyjaciół rusza tropem kłusownika i mordercy leśniczego, znalezionego rok wcześniej z przestrzeloną głową w beskidzkim lesie.

Kika spędza w lesie więcej czasu, niż w domu w samym środku górskiej zimy, z zaspami śniegu i tęgim mrozem, biega w przemoczonym ubraniu, co kończy się w łóżku z ciężką grypą i zawieszeniem śledztwa. Poza uwikłaniem się w kryminalne zagadki dziewczynka korzysta z uroków zimy i życia w górach: jeździ na znalezionych pod choinką nartach, z całą szkołą rusza na bajkowy kulig, na którym zawiera bliższą znajomość z podejrzanym właścicielem zabytkowego kożucha. Wokół przyroda, ślady wilków na śniegu, legendy i smutna historia Łemków i całych umarłych wsi ukrytych przez las, tajemnicze chatki pasterskie wysoko w górach i legendy u topielicach w Boruciance i zwodnicach czających się w leśnych ostępach

Bardzo podoba mi się ta przypadkowo znaleziona w bibliotece książka o polskich górach, pięknej śnieżnej zimie i miłej, zapracowanej rodzince z nieco szaloną córką. Ten beskidzki kryminał wciągnie i starszego i młodszego czytelnika, starszy powspomina zimowe ferie podczas których do domu wpadało się na chwilkę rozgrzać nos, ręce i stopy w których po długich godzinach na polu traciło się czucie, młodsi może nabiorą chęci na oderwanie się od tabletów i komputerów i poczują zew zimowej przygody i przyrody :)

czwartek, 24 stycznia 2019

Bajka jest tak bliska prawdy, jak rumiana skórka na jabłku bliska jest soczystego wnętrza. Czy ładnie by wyglądało jabłko bez skórki? Moja babcia czarownica. Jan Edward Kucharski.

Jako mała dziewczynka spędzałam ferie zimowe w domu dziadków. Opalany kaflowymi piecami dom z czerwonej cegły z ogromnym strychem pełnym zabytkowych narzędzi pracy i starych książek, ze ślizgawkami w rozległym sadzie, był miejscem wymarzonym dla ruchliwego, ciekawego świata dziecka. Wieczorami dziadek i babcia wracali od swoich gospodarskich zajęć do domu, otrzepywali buty ze śniegu i już ten odgłos w sieni był dla nas sygnałem, że zaraz zaczną się czary, czyli opowieści o minionych czasach, historie z dreszczykiem o rodzinnych duchach i tajemnicach. Ogień płonący pod kaflowymi piecami strzelał niespodziewanie w akompaniamencie do tych baśniowych opowieści, a nocą błękitna łuna tańczyła po ścianach i sufitach kontynuując te czasem mroczne historie i utrwalając je w pamięci wnucząt. 

Klimat takiej zimy w zasypanym śniegiem gospodarstwie odnalazłam w książce Jana Edwarda Kucharskiego "Moja babcia czarownica". Książka jest pomnikiem dla babci autora, która opiekowała się nim i siostrą, kiedy mama-bibliotekarka i tata-leśniczy ruszali do pracy. 

Michał i Aneta mieszkają w domu na skraju lasu, ich podwórkiem jest ogrodzona leśna polana, za domem rozciąga się nieprzebyty bór, piękny i niebezpieczny z wilczymi watahami zimą podchodzącymi pod obejścia. Dzieci do szkoły podróżują autobusem, a po powrocie do domu babcia karmi ich kapuśniakiem i w świetle lampy naftowej, w tym bajkowym namiocie światła opowiada im baśnie, własne wspomnienia, historię Polski bardziej i mniej odległą.

Książka rozpoczyna się od powrotu rodzeństwa do domu ze szkoły. Śnieg grubą białą kurtyną przesłania świat i coraz grubszą pierzyną okrywa las i drogi prowadzące do leśniczówki. Nadciąga tęga zima, siarczysty mróz i ogromne zaspy śniegu odcinają leśne siedlisko od pobliskiego miasteczka. Dorośli przebijają się wspólnymi siłami do pracy, mama rusza na posterunek do biblioteki, bo ludzie więcej w taką pogodę czytają, ale dla dzieci rozpoczynają się przymusowe ferie zimowe z ukochaną babcią. 

Babcia opowiada o psich zaprzęgach i zdobywaniu bieguna południowego, a dzieci zdobywają własny biegun w kopnym śniegu polany. I słuchają wieczornych baśni o strudzonym listonoszu, którego wyręczają gołębie i o liście od dziadka partyzanta na który długie lata po zakończeniu wojny czekała babcia, ale list nigdy nie nadszedł. O leśnych chłopcach chronionych przez drzewa podczas potyczek z wrogiem w czasie 2 wojny światowej. Z drzew tych po wojnie wybudowano leśniczówkę, która podczas tęgich mrozów opowiada dramatyczne losy partyzantów.

Pytacie co mogły drzewa w lesie przeżywać? Zdaje się, że już wiem. Tak, na pewno! Posłuchajcie...Była wielka wojna. Wróg napadł na nasz kraj. Najpierw nasi żołnierze walczyli na froncie, ale napastnik był silniejszy...ulegli. Przyszła niewola. I wtedy ci, którzy nie chcieli żyć w tej niewoli, poszli do lasu i las ich przyjął. Bo las zawsze przyjmuje ludzi odważnych, tchórz nie ma w nim czego szukać.[...]
Siostry osiki, brzózki białe, jaworze! Podajcie dalej wiadomość: szykuje się obława na naszych leśnych chłopców![...]
Ruszyła obława. Najpierw weszli ci, którzy prowadzili psy. Ale co to? Wielkie, silne wilczury, które nikogo się nie boją i skaczą nawet na uzbrojonych ludzi, tym razem opuszczają ogony, drżą i zamiast ciągnąć do przodu i tropić przed sobą ślad człowieka, idą pokornie przy butach żandarmów, wcale nie myśląc o polowaniu. One pierwsze poczuły tę wielką siłę oporu, jaka płynęła z głębi lasu.[...]
-Do mnie siostry! Do mnie!-woła stuletnia sosna.-zasłaniać ich, żeby mi ani jednego kula nie trafiła! Bierzcie kule na siebie, śmiało ! Pilnować każdego chłopca![...]
Czy wiecie teraz, co wspominają w taki zimowy wieczór te grube belki z naszego lasu? To drewno na mrozie gada.
Życie w zasypanej śniegiem leśniczówce nie zamiera zimą. Leśniczy odśnieża leśne trakty i dokarmia wygłodzoną zwierzynę, która z głodu i strachu przed wilkami zbliża się do ludzkich siedzib. Michał towarzyszy ojcu w tych mroźnych wyprawach, młodsza siostra zostaje z babcią w ciepłej kuchni i słucha muzyki świerszcza i myszy chroboczących pod podłogą. Karmnik na oknie leśniczówki nigdy nie jest pusty, dzieci dokarmiają wróble, które nie przetrwałyby zimy bez pomocy człowieka. Babcia opowiada o wilczycy Białce, która zamiast wilczej watahy, wybrała przyjaciela-człowieka, o grajku Jasiu zamienionym przez dobrą wiedźmę w świerszcza:

-Nazwałam cię moim bratem, bo jednaki nam los przypadł: dajemy z siebie ludziom, choć oni nie mają dla nas niczego. Ja im daję rady, ty muzykę. Potrzeba im i jednego i drugiego, ale my im nie jesteśmy potrzebni. Stara jestem jak świat, przywykłam do tego, ale ty jesteś młody...
Babcia kapłanka domowego ogniska najszczęśliwsza jest kiedy karmi swoją rodzinę, bo sama pamięta głód i dając jeść daje życie, podrzuca dzieciom pomysły na zabawę, uczy wrażliwości na drugiego człowieka i na naturę, jest literackim obrazem również mojej babci.

"Moja babcia czarownica" to jedna z najpiękniejszych książek dziecięcej literatury. Autor pisze tak, jak ja sama chciałabym pisać. Baśnie i legendy przeplatają się z opowieścią o minionych czasach, ludzie, domy, drzewa, zwierzęta pozostają niezgłębionymi tajemnicami, rąbek tych tajemnic uchyla przed dziećmi babcia czarownica. Jak emocjonujące dla dzieci są takie opowieści, jaki przyjemny dreszczyk grozy powodują, pamiętam z własnego dzieciństwa. Pamiętam gadające na mrozie drewno i szemrzące piece, potem zamienione przez babcię i dziadka na centralne, mało romantyczne ogrzewanie. 

niedziela, 20 stycznia 2019

Czasami dzieci nie mogą dojechać do szkoły, bo droga nie jest odśnieżona, ale jakoś strasznie nie płaczą z tego powodu. Cisza i spokój. Cała prawda o życiu daleko od miasta. Natalia Sosin-Kronowska.

Kiedy za oknem wirowały płatki śniegu, sięgnęłam dla kontrastu po najbardziej zieloną i pachnącą latem książkę ze stosiska nieprzeczytanych. Co najbardziej rzuca się w oczy po sięgnięciu po książkę to piękne, staranne wydanie. Najpierw porządnie nacieszyłam oczy ziołową wyklejką, okładką z ptaszyną wprost z tajemniczego ogrodu i zdjęciami sielskich siedlisk w środku. Książka przypomina rysunkami stare zielniki, a fakturą papieru szkolne elementarze sprzed lat. 

Co do treści tematyka ucieczki w Bieszczady nawiedza mnie po każdym ożywczym spacerze po Krakowie spowitym w smogu, który w świetle pełni księżyca wygląda dość demonicznie i przyniesieniu do domu na włosach i kurtce zapachu z trzydziestu wypalonych papierosów choć przez całe życie żadnego w ustach nie miałam.

Takie życie daleko od miasta w górach i kotlinach wymarzyli i te marzenia zrealizowali bohaterowie tej książki. Bez żalu porzucili korporacyjny wyścig, kupili kawałek własnej ziemi, wybudowali  bądź wyremontowali wiejskie domy i rozpoczęli nowe życie blisko natury. Niemniej pracowite, ale dające satysfakcję i  życiową przestrzeń, wyuczyli się rolniczego fachu i albo otworzyli swoje  domy dla innych spragnionych natury gości, wynajmując pokoje, albo zostali pszczelarzami, rzemieślnikami, hodowcami kóz czy koni, serowarami, czy co tam sobie wymarzyli. 

Książka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, to historie ludzi z pasją napisane z równą pasją przez mającą doskonały warsztat dziennikarkę. To opowieść kompletna, bo życie na wsi ma blaski i cienie, trudno czasem zimą porządnie ogrzać dom i czas spędza się rodzinnie na nartach biegówkach, a nocami przenosi łóżka w pobliże kominka, żeby nie zamarznąć we własnym domu. Zwierzaki to radość, która słono kosztuje. Profesjonalna, liczna hodowla wymaga pomocy weterynarza, paszy i opieki, bez możliwości wyrwania się na weekend z własnego domu. 

Sama żyję na dwa domy i gdyby nie dom na wsi częściej bywałabym w Wiedniu, Pradze, czy ukochanych górach, stos rachunków byłby mniejszy, mniej obowiązków pilnowania ogrodu, łąki, sadu i walki z szaloną trawą, ale nie miałabym swojego kawałka ziemi i nieba nade mną do przeganiania z niego samolotów :)  

wydawnictwo czarna owca 

czwartek, 13 grudnia 2018

Rozmowy o truciznach są przyjemne o każdej porze roku, ale podczas Gwiazdki jest w nich coś szczególnego co przywołało uśmiech na mej twarzy. Flawia de Luce. Ucho od śledzia w śmietanie. Alan Bradley.


Czy jest lepszy sposób na plucho-grudzień niż eksplorowanie wiekowej angielskiej rezydencji? Nawet jeśli wycieczka do ojczyzny królowej Elżbiety jest chwilowo niemożliwa, można odbyć taką wyprawę z książką Alana Bradleya i ukryć się przed deszczem w wymyślonym przez autora Buckshaw, pełnym tajemniczych zakamarków dworze rodziny de Luce.

Kolejne pokolenia pozostawiły po sobie w Buckshaw laboratorium chemiczne i bibliotekę, która niczym kolejne warstwy geologiczne ziemi prezentuje zbiory od najstarszych pokoleń zbierających religijne traktaty po umieszczone w najniższej warstwie półek na wyciągnięcie ręki książki aktualnych mieszkańców domu. I w tej nieco mrocznej i tajemniczej świątyni książek odnalazła, a raczej wyczytała w podręczniku do chemii swojej matki, własne powołanie, główna bohaterka - Flawia de Luce.

Stosunkowo wcześnie w moim młodym życiu dane mi było się przekonać, że ludzki umysł niczego nie uwielbia tak bardzo, jak straszyć sam siebie, jakby nasze zwoje mózgowe były zastępem harcerek przytulonych do siebie przy ognisku gdzieś w ciemnych czeluściach czaszki.

Chemiczne laboratorium i pokój we wschodnim skrzydle podupadającej rezydencji to królestwo Flawii, w które nie zapuszczają się jej dwie siostry i ojciec. Główna bohaterka jest nieprzeciętnie inteligentną dziewczynką wykorzystującą swoją wiedzę o chemii w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych, a dodać należy, że niemal każdy jej spacer po okolicy kończy się znalezieniem zwłok.  

W trzecim tomie podąża śladem zaginionego przed laty dziecka i winnych pobicia cyganki, przepowiadającej przyszłość na lokalnym festynie. Ku utrapieniu lokalnych stróżów prawa, Flawia pierwsza wpada na trop przestępców podróżując po okolicy z przyjaciółką Gladys. Ta wierna towarzyszka ma dwa koła i jest rowerem co wskazuje na wielką samotność Flawii, na siłę szukającej bratniej duszy. Otoczona przez dwie siostry które traktują Flawię w sposób na który w kodeksie karnym znalazłoby się kilka paragrafów i ojca, który poza znaczkami świata nie widzi, dziewczynka zapełnia sobie czas tropieniem przestępców.

Podoba mi się poczucie humoru i erudycja autora, więcej sekretów Flawii nie zdradzę, bo warto sięgnąć po ten kryminał, niezależnie od wieku czytającego. Grudzień pogodowo przypomina listopad, a jak wiadomo późna jesień to doskonały czas na kryminalne zagadki ukryte za mgłą tajemnic.

wtorek, 20 listopada 2018

Pan Bóg stworzył wieś, a człowiek miasto. Rok na wsi Magdalena Kozieł-Nowak.

Wiejski krajobraz zmienia się z dnia na dzień. Kiedy przyjeżdżam po tygodniu na wieś zmieniają się kolory liści i traw na łące, inne ptaki hałasują w sadzie późną jesienią, inne wczesną wiosną, krety zamieniają gładki jak stadion trawnik w poligon, wiewiórki śmiecą pod każdym iglakiem, w stodole najwięcej zamieszania jest teraz, co żyje chowa się w gałęziach na zimową drzemkę, kryją się w niej koty i psy sąsiadów. Na łące i w łysiejących lasach i zagajnikach łatwiej obserwować płową zwierzynę: sarny, zające. Taką zmieniającą się z miesiąca na miesiąc wieś uchwyciła w swojej książce Rok na wsi Magdalena Kozieł-Nowak.

Książka jest duża  oraz kolorowa: błękitami zimy, zielenią wiosny, płomiennymi barwami lata i brązami jesieni. Za płotem gospodarstwa biegają sarny, cała rodzina dzików, ptaki budują gniazda wiosną i trwają prace rolnicze na pobliskich polach uprawnych orka jesienią, letnie żniwa. Na podwórku ekologicznego gospodarstwa Listków w pozornym chaosie odnajdujemy odwieczny porządek. Starsi szykują maszyny do ciężkiej pracy na roli, machają łopatami i widłami w pocie czoła, obserwujemy pierwszą czerwcową zwózkę siana. Najmłodsi w rodzinie dbają o kurnik i dokazują ile mają sił. 

Babcia dba o przydomowy ogród i o poszanowanie tradycji robiąc we wrześniu dożynkowe wieńce. Pszczoły zasypiają na zimę, a latem ciężko pracują zapylając rośliny w ogrodzie Listków. Goście z miasta w styczniu jeżdżą kuligiem we trójkę, a w maju wracają w powiększonym o dzidziusia składzie. W grudniu okna udekorowane są świątecznymi gwiazdkami, a głowa rodziny przynosi choinkę z pobliskiego lasu. Dzień wykopków ziemniaków kończy się rozpaleniem ogniska i zjadaniem świeżego białego miąższu w zapieczonej skorupce (Przy tym obrazku przypomina mi się dramatyczna przygoda Almanzo Wildera z Małego farmera Laury Ingalls Wilder, któremu taki ziemniak wystrzelił w twarz 🤕).

Chociaż nie ma żadnej opowieści poza przedstawieniem mieszkańców i gości małego domku oraz stajni na wstępie można z tych obrazków wyczytać tysiące własnych historii i bajek  i na tym polega urok obrazkowych książek. Rozwijają słownictwo, umiejętności językowe i wyobraźnię najmłodszych.

Rok na wsi. Magdalena Kozieł-Nowak wydawnictwo Nasza Księgarnia

poniedziałek, 12 listopada 2018

Biblia polska.

Mnóstwo jest utworów, którymi chciałabym się w Wami podzielić w setną rocznicę odzyskania niepodległości, ale ostatnio najchętniej sięgam do poezji Kazimierza Wierzyńskiego, stąd nieco spóźnionym prezentem rocznicowym od wyspy książek będzie przypomnienie o Biblii polskiej.

Kazimierz Wierzyński
Biblia polska.

                         Józefowi Czapskiemu
To nie są wiersze, poematy
I polonezy karmazynów:
To biblia, w której polskie światy
Z ojców przenoszą się na synów.

„Dziady”, „Irydion”, „Pan Tadeusz”
Lub „Kordian” – policz owe dzieła
I na pokoleń śpiew je przełóż –
Co w nich ci zagra? – Nie zginęła.

Sułkowski, który padł w Kairze,
Dlatego znów się śnił piechurom
W Tobruku nocą. On tam krzyże
Ustawiał swoim sobowtórom.

Dlatego żadnej skazy nie ma
W Norwida twardym, dumnym łuku,
Pod którym przeszedł pogrzeb Bema
I rytmem grzmiał, jak w armat huku.

Dlatego oczy napełnione
Dziecięcym i anielskim żalem
W ojczystą obracając stronę
Eloe marła za Uralem.

Sybirski jeniec żył udręką,
By na wolności z krwi i z dymu
Światu zwycięską podać ręką
Z Monte Cassino klucz do Rzymu.

Dlatego nie ma w tym fantazji,
To nie poezja i dramaty –
Cała Europa, trochę Azji,
Ach, jakże nasze, polskie światy!

Żołnierz z nich sobie tekst wybierał,
Gdy dla ojczyzny lata młode
Na froncie wszystkich lądów sterał
Albo z okrętem szedł pod wodę.

Bo żołnierz powstał z biblii starej
I sercem ją ogarnął bystrem
I poowijał ją w sztandary
I z takim szedł się bić tornistrem.

Więc to nie wiersze ani słowa,
Relikwie marzeń i pamiątek:
Tak jak w Genezis tam się chowa
Naszych od Boga sił początek.

Wystarczy zdjąć z nich znak symboli,
Jak okiennice z okien domu,
A ujrzysz wszystko co cię boli,
Co kochasz, pieścisz po kryjomu.

I w burzy, która śmiercią wieje,
Która porwała cię za młodu,
Zobaczysz wolność i nadzieję
Z tych ksiąg pielgrzymstwa i narodu.

sobota, 10 listopada 2018

O! Mają nawet szkielety! Monstrrrualna Erudycja. Wyspy ludne i bezludne. Anita Ganeri.

Krakatau
Znacie książki z serii Monstrrrualna Erudycja? Jeżeli nie, warto zawrzeć z nimi bliższą znajomość w bibliotece i czytać samemu i najmłodszym i rozszerzać rodzinne horyzonty. Przy okazji można znaleźć pasję na całe życie: ścigać tornada, mierzyć temperaturę w wulkanach, albo kolonizować Proximę B. Nieco bezpieczniejsze hobby, jak obserwacja natury czy zachowań owadzich społeczności, też można na kartach tych książek odnaleźć.

Nazwa bloga zobowiązuje do opowiedzenia o tomie o jakże swojsko brzmiącym tytule wyspy ludne i bezludne. Jeśli wydaje wam się, że o wyspach niczego ciekawego powiedzieć nie można wspominacie zapewne nudne lekcje geografii, żeby przekonać się, jak ciekawy to dział wiedzy warto sięgnąć po Monstrrrualną

W książce towarzyszymy wyspie od narodzin do śmierci i...odrodzenia w innym miejscu oceanu. Dowiadujemy się, jak burzliwą i długą historię geologiczną ma umiejscowiona na styku dwóch płyt tektonicznych Japonia i jak wiele wspólnego mają wyspy i wulkany. Poznacie też mrożącą krew w żyłach historię o wybuchu wulkanu Krakatau, który wpłynął na klimat całej naszej planety niszcząc wcześniej okoliczne lądy falą tsunami i bombardując odpadami piroklastycznymi statki w promieniu dziesiątek kilometrów. Huk Krakatau słyszany był na odległych o 3200 km lądach, a wybuchu samotnej wyspy nikt się nie spodziewał.

Fascynujące są losy fauny i flory, która rozkwita bujnie w otoczeniu ocenów i mórz. Wyspy Galapagos i żółwie olbrzymy znamy wszyscy, ale nie wszyscy wiemy jak wiele odmian tego spokojnego stworzenia żyje na oddalonych od siebie wysepkach. Wiatr, ptaki, z kawałków lądu tysiącami lat wypiętrzającymi się z oceanów, uczyniły rajskie ogrody, rozsiewając nasiona i przenosząc owady.

Wyspy rodzą się, jak wyspa Surtsey która na oczach rybaków z wielkim bulgotem wyłoniła się u południowych brzegów Islandii 14 listopada 1963 i giną z wielkim hukiem jak wybuch Krakatau, który zmiótł z powierzchni ziemi dwie trzecie wyspy znajdującej się w Zatoce Sundajskiej (O Krakatau możecie obejrzeć film z 2006 Krakatau. Dni ostatnie. )

Książka przedstawia fascynujące zagadki przeszłości, jak ta o przybyciu  Eryka Rudego na Grenlandię i kolonizacji tej ziemi przez Wikingów, którzy po 500 latach...zniknęli w niejasnych dla naukowców okolicznościach. Intrygujące są losy odkrywców wysp takich jak dzielny Holender Abel Tasman, który w 1642 roku odkrył Nową Zelandię Tonga i Fidżi, ale nie zauważył...Australii 🤔

Gorąco polecam Monstrrrualną Erudycję, bo uczy łączenia faktów, wyciągania wniosków i budowania łańcucha przyczynowo skutkowego, jednym słowem uczy małego człowieka myślenia, co nie zawsze udaje się polskiemu systemowi edukacji. Przydałoby się wznowienie drogie wydawnictwo Egmont, bo Strrraszną Historię można kupić w nowej szacie graficznej. Ze znalezieniem Monstrrrualnej Erudycji w bibliotekach nie powinno być problemu. Wyspa książek oddala się marzyć o kolonizacji własnej małej i bezludnej wysepki byle nie na Atlantyku w klimacie subpolarnym jak wyspa Bouveta, coś bliżej Europy wypadałoby znaleźć, żeby móc tam przewieźć własny niemały księgozbiór 😘

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...