poniedziałek, 28 stycznia 2019

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas książkę Mai Ładyńskiej "Kika z beskidzkiego lasu". Ponieważ jestem na bakier z polityczną poprawnością i oceniam książki po okładce, to właśnie śnieżne pustkowie i dużo błękitnego nieba na okładce, sprawiło, że zabrałam ten skarb z biblioteki do domu.

Kika z rodziną przenosi się z Warszawy w Bieszczady, a dokładniej do uzdrowiska w Beskidzie Niskim. To chwilowy przystanek w życiu rodziny, tata wygrał konkurs architektoniczny i na miejscu ma nadzorować budowę. Już podróż pociągiem przez biały tunel z zasp śniegu i przedzieranie się saniami w zamieci do nowego domu ma posmak nadchodzących przygód. Mama Kiki jest zapracowanym lekarzem, więc dziewczynka korzysta z niczym nieskrępowanej wolności i eksploruje okoliczne lasy i góry, brodząc po kolana w śniegu.

Już podczas pierwszej wycieczki do górskiego boru za domem, Kika gubi się w lesie, ale dzięki tej dramatycznej przygodzie poznaje przyjaciela Romka i jego młodszą siostrę-cień Dorotkę, którzy odprowadzają ją na właściwą ścieżkę. Po lesie kręcą się podejrzane typy w kożuchach, ktoś zastawia pułapki na zwierzęta. Kika z rozrastającą się o szkolne koleżanki paczką przyjaciół rusza tropem kłusownika i mordercy leśniczego, znalezionego rok wcześniej z przestrzeloną głową w beskidzkim lesie.

Kika spędza w lesie więcej czasu, niż w domu w samym środku górskiej zimy, z zaspami śniegu i tęgim mrozem, biega w przemoczonym ubraniu, co kończy się w łóżku z ciężką grypą i zawieszeniem śledztwa. Poza uwikłaniem się w kryminalne zagadki dziewczynka korzysta z uroków zimy i życia w górach: jeździ na znalezionych pod choinką nartach, z całą szkołą rusza na bajkowy kulig, na którym zawiera bliższą znajomość z podejrzanym właścicielem zabytkowego kożucha. Wokół przyroda, ślady wilków na śniegu, legendy i smutna historia Łemków i całych umarłych wsi ukrytych przez las, tajemnicze chatki pasterskie wysoko w górach i legendy u topielicach w Boruciance i zwodnicach czających się w leśnych ostępach

Bardzo podoba mi się ta przypadkowo znaleziona w bibliotece książka o polskich górach, pięknej śnieżnej zimie i miłej, zapracowanej rodzince z nieco szaloną córką. Ten beskidzki kryminał wciągnie i starszego i młodszego czytelnika, starszy powspomina zimowe ferie podczas których do domu wpadało się na chwilkę rozgrzać nos, ręce i stopy w których po długich godzinach na polu traciło się czucie, młodsi może nabiorą chęci na oderwanie się od tabletów i komputerów i poczują zew zimowej przygody i przyrody :)

czwartek, 24 stycznia 2019

Bajka jest tak bliska prawdy, jak rumiana skórka na jabłku bliska jest soczystego wnętrza. Czy ładnie by wyglądało jabłko bez skórki? Moja babcia czarownica. Jan Edward Kucharski.

Jako mała dziewczynka spędzałam ferie zimowe w domu dziadków. Opalany kaflowymi piecami dom z czerwonej cegły z ogromnym strychem pełnym zabytkowych narzędzi pracy i starych książek, ze ślizgawkami w rozległym sadzie, był miejscem wymarzonym dla ruchliwego, ciekawego świata dziecka. Wieczorami dziadek i babcia wracali od swoich gospodarskich zajęć do domu, otrzepywali buty ze śniegu i już ten odgłos w sieni był dla nas sygnałem, że zaraz zaczną się czary, czyli opowieści o minionych czasach, historie z dreszczykiem o rodzinnych duchach i tajemnicach. Ogień płonący pod kaflowymi piecami strzelał niespodziewanie w akompaniamencie do tych baśniowych opowieści, a nocą błękitna łuna tańczyła po ścianach i sufitach kontynuując te czasem mroczne historie i utrwalając je w pamięci wnucząt. 

Klimat takiej zimy w zasypanym śniegiem gospodarstwie odnalazłam w książce Jana Edwarda Kucharskiego "Moja babcia czarownica". Książka jest pomnikiem dla babci autora, która opiekowała się nim i siostrą, kiedy mama-bibliotekarka i tata-leśniczy ruszali do pracy. 

Michał i Aneta mieszkają w domu na skraju lasu, ich podwórkiem jest ogrodzona leśna polana, za domem rozciąga się nieprzebyty bór, piękny i niebezpieczny z wilczymi watahami zimą podchodzącymi pod obejścia. Dzieci do szkoły podróżują autobusem, a po powrocie do domu babcia karmi ich kapuśniakiem i w świetle lampy naftowej, w tym bajkowym namiocie światła opowiada im baśnie, własne wspomnienia, historię Polski bardziej i mniej odległą.

Książka rozpoczyna się od powrotu rodzeństwa do domu ze szkoły. Śnieg grubą białą kurtyną przesłania świat i coraz grubszą pierzyną okrywa las i drogi prowadzące do leśniczówki. Nadciąga tęga zima, siarczysty mróz i ogromne zaspy śniegu odcinają leśne siedlisko od pobliskiego miasteczka. Dorośli przebijają się wspólnymi siłami do pracy, mama rusza na posterunek do biblioteki, bo ludzie więcej w taką pogodę czytają, ale dla dzieci rozpoczynają się przymusowe ferie zimowe z ukochaną babcią. 

Babcia opowiada o psich zaprzęgach i zdobywaniu bieguna południowego, a dzieci zdobywają własny biegun w kopnym śniegu polany. I słuchają wieczornych baśni o strudzonym listonoszu, którego wyręczają gołębie i o liście od dziadka partyzanta na który długie lata po zakończeniu wojny czekała babcia, ale list nigdy nie nadszedł. O leśnych chłopcach chronionych przez drzewa podczas potyczek z wrogiem w czasie 2 wojny światowej. Z drzew tych po wojnie wybudowano leśniczówkę, która podczas tęgich mrozów opowiada dramatyczne losy partyzantów.

Pytacie co mogły drzewa w lesie przeżywać? Zdaje się, że już wiem. Tak, na pewno! Posłuchajcie...Była wielka wojna. Wróg napadł na nasz kraj. Najpierw nasi żołnierze walczyli na froncie, ale napastnik był silniejszy...ulegli. Przyszła niewola. I wtedy ci, którzy nie chcieli żyć w tej niewoli, poszli do lasu i las ich przyjął. Bo las zawsze przyjmuje ludzi odważnych, tchórz nie ma w nim czego szukać.[...]
Siostry osiki, brzózki białe, jaworze! Podajcie dalej wiadomość: szykuje się obława na naszych leśnych chłopców![...]
Ruszyła obława. Najpierw weszli ci, którzy prowadzili psy. Ale co to? Wielkie, silne wilczury, które nikogo się nie boją i skaczą nawet na uzbrojonych ludzi, tym razem opuszczają ogony, drżą i zamiast ciągnąć do przodu i tropić przed sobą ślad człowieka, idą pokornie przy butach żandarmów, wcale nie myśląc o polowaniu. One pierwsze poczuły tę wielką siłę oporu, jaka płynęła z głębi lasu.[...]
-Do mnie siostry! Do mnie!-woła stuletnia sosna.-zasłaniać ich, żeby mi ani jednego kula nie trafiła! Bierzcie kule na siebie, śmiało ! Pilnować każdego chłopca![...]
Czy wiecie teraz, co wspominają w taki zimowy wieczór te grube belki z naszego lasu? To drewno na mrozie gada.
Życie w zasypanej śniegiem leśniczówce nie zamiera zimą. Leśniczy odśnieża leśne trakty i dokarmia wygłodzoną zwierzynę, która z głodu i strachu przed wilkami zbliża się do ludzkich siedzib. Michał towarzyszy ojcu w tych mroźnych wyprawach, młodsza siostra zostaje z babcią w ciepłej kuchni i słucha muzyki świerszcza i myszy chroboczących pod podłogą. Karmnik na oknie leśniczówki nigdy nie jest pusty, dzieci dokarmiają wróble, które nie przetrwałyby zimy bez pomocy człowieka. Babcia opowiada o wilczycy Białce, która zamiast wilczej watahy, wybrała przyjaciela-człowieka, o grajku Jasiu zamienionym przez dobrą wiedźmę w świerszcza:

-Nazwałam cię moim bratem, bo jednaki nam los przypadł: dajemy z siebie ludziom, choć oni nie mają dla nas niczego. Ja im daję rady, ty muzykę. Potrzeba im i jednego i drugiego, ale my im nie jesteśmy potrzebni. Stara jestem jak świat, przywykłam do tego, ale ty jesteś młody...
Babcia kapłanka domowego ogniska najszczęśliwsza jest kiedy karmi swoją rodzinę, bo sama pamięta głód i dając jeść daje życie, podrzuca dzieciom pomysły na zabawę, uczy wrażliwości na drugiego człowieka i na naturę, jest literackim obrazem również mojej babci.

"Moja babcia czarownica" to jedna z najpiękniejszych książek dziecięcej literatury. Autor pisze tak, jak ja sama chciałabym pisać. Baśnie i legendy przeplatają się z opowieścią o minionych czasach, ludzie, domy, drzewa, zwierzęta pozostają niezgłębionymi tajemnicami, rąbek tych tajemnic uchyla przed dziećmi babcia czarownica. Jak emocjonujące dla dzieci są takie opowieści, jaki przyjemny dreszczyk grozy powodują, pamiętam z własnego dzieciństwa. Pamiętam gadające na mrozie drewno i szemrzące piece, potem zamienione przez babcię i dziadka na centralne, mało romantyczne ogrzewanie. 

niedziela, 20 stycznia 2019

Czasami dzieci nie mogą dojechać do szkoły, bo droga nie jest odśnieżona, ale jakoś strasznie nie płaczą z tego powodu. Cisza i spokój. Cała prawda o życiu daleko od miasta. Natalia Sosin-Kronowska.

Kiedy za oknem wirowały płatki śniegu, sięgnęłam dla kontrastu po najbardziej zieloną i pachnącą latem książkę ze stosiska nieprzeczytanych. Co najbardziej rzuca się w oczy po sięgnięciu po książkę to piękne, staranne wydanie. Najpierw porządnie nacieszyłam oczy ziołową wyklejką, okładką z ptaszyną wprost z tajemniczego ogrodu i zdjęciami sielskich siedlisk w środku. Książka przypomina rysunkami stare zielniki, a fakturą papieru szkolne elementarze sprzed lat. 

Co do treści tematyka ucieczki w Bieszczady nawiedza mnie po każdym ożywczym spacerze po Krakowie spowitym w smogu, który w świetle pełni księżyca wygląda dość demonicznie i przyniesieniu do domu na włosach i kurtce zapachu z trzydziestu wypalonych papierosów choć przez całe życie żadnego w ustach nie miałam.

Takie życie daleko od miasta w górach i kotlinach wymarzyli i te marzenia zrealizowali bohaterowie tej książki. Bez żalu porzucili korporacyjny wyścig, kupili kawałek własnej ziemi, wybudowali  bądź wyremontowali wiejskie domy i rozpoczęli nowe życie blisko natury. Niemniej pracowite, ale dające satysfakcję i  życiową przestrzeń, wyuczyli się rolniczego fachu i albo otworzyli swoje  domy dla innych spragnionych natury gości, wynajmując pokoje, albo zostali pszczelarzami, rzemieślnikami, hodowcami kóz czy koni, serowarami, czy co tam sobie wymarzyli. 

Książka zaskoczyła mnie bardzo pozytywnie, to historie ludzi z pasją napisane z równą pasją przez mającą doskonały warsztat dziennikarkę. To opowieść kompletna, bo życie na wsi ma blaski i cienie, trudno czasem zimą porządnie ogrzać dom i czas spędza się rodzinnie na nartach biegówkach, a nocami przenosi łóżka w pobliże kominka, żeby nie zamarznąć we własnym domu. Zwierzaki to radość, która słono kosztuje. Profesjonalna, liczna hodowla wymaga pomocy weterynarza, paszy i opieki, bez możliwości wyrwania się na weekend z własnego domu. 

Sama żyję na dwa domy i gdyby nie dom na wsi częściej bywałabym w Wiedniu, Pradze, czy ukochanych górach, stos rachunków byłby mniejszy, mniej obowiązków pilnowania ogrodu, łąki, sadu i walki z szaloną trawą, ale nie miałabym swojego kawałka ziemi i nieba nade mną do przeganiania z niego samolotów :)  

wydawnictwo czarna owca 

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...