Rok temu wypatrzyłam w księgarni pełną
zimowych uroków okładkę, bujany fotel, płatki śniegu, lubię książki osadzone w
zimowych realiach. Potem dostrzegłam tytuł i autora, i byłam wniebowzięta, wszak kontynuacji „Siedliska” Janusza Majewskiego się nie spodziewałam. Na fali tego entuzjazmu zachwalałam
na wyspie książek nowy nabytek, jednak po doczytaniu „Zimy w Siedlisku"
zmieniłam nieco nastawienie do tej książki.
Od wigilii wieńczącej pierwszy tom mija dekada, projekt
otworzenia pensjonatu został z sukcesem wcielony w życie głównych bohaterów.
Przez Siedlisko przetaczają się falami letnicy, pensjonatowi w Panistrudze
króluje Marianna, nieco ukryty przed hałaśliwymi gośćmi, wiernie sekunduje jej
Krzysztof, wkraczając na pierwszy plan wyłącznie w sytuacjach podbramkowych. Przez
tych dziesięć minionych lat zmieniło się diametralnie nie tylko życie
Kalinowskich, zmieniła się również okolica, wieś unowocześniła się, a okoliczne miasteczka
rozrosły:
Marianna nie po raz pierwszy poczuła dumę, wjeżdżając do miasta, które rozkwitało z roku na rok coraz piękniej. Wyglądało jak żywa reklama liberalizmu i gospodarki wolnorynkowej, powstawały nowe apartamentowce [...], a nawet zbudowano nową bibliotekę miejską, ewenement w epoce spadającego z roku na rok czytelnictwa. Ten ostatni przybytek był szczególnie ukochanym miejscem Marianny. Wypożyczała książki, głównie po to, aby tam bywać, rozmawiać z przemiłymi bibliotekarkami, zawierać nowe znajomości.
Do mazurskiego domu Kalinowskich powracamy po śmierci Krzysztofa. Zima opisana w
książce jest czasem żałoby Marianny po jego stracie, cały drugi tom to próba
podsumowania wspólnego życia. I nie ma w
tym podsumowaniu dojmującego smutku towarzyszącego pierwszemu etapowi żałoby,
Marianna rozgląda się po domu, w którym dzieliła życie z Krzysztofem i
zatrzymując wzrok na poszczególnych przedmiotach, przeglądając zdjęcia i notatki męża, uruchamia się w jej głowie
projektor wyświetlający wspólne wspomnienia. Bez wyraźnie zarysowanej
chronologii wydarzeń opowiada narrator o ludziach, którzy przewinęli się przez
życie Kalinowskich, o początkach małżeństwa, o dzieciach i wnukach, o gościach
pensjonatu, intrygujących sąsiadach, którzy podobnie jak oni porzucili miasto
na rzecz Mazur.
„Zima w Siedlisku” zawiera w sobie nieprzebrane bogactwo
anegdot, krótkich, jaskrawych ujęć z bogatej przeszłości bohaterów i ich przyjaciół. Całość doprawiona jest odniesieniami do literatury, głównie
niemieckiej, szczególnie wbił mi się w pamięć krótki fragment „Króla olch” w
oryginale.
Niebieski zmierzch nad zamarzniętym jeziorem za oknami namówił Mariannę, aby rozpaliła kominek i usiadła w fotelu albo wyciągnęła się na kanapie, wpatrzona w płomienie i wsłuchana w trzaski palącego się drewna olch, otaczających ich półwysep. Krzysztof lubił ją straszyć, że czasem w jesieni, o zmierzchu, kiedy wiatr świszcze w kominie i niesie tumany suchych liści, można zobaczyć ojca pędzącego na koniu wzdłuż brzegu jeziora i w rozpaczy tulącego do piersi swego syna, który widzi majaczącego w zaroślach Króla Olch, przeczucie rychłej śmierci.
To nie jest książka zasługująca na krytykę, bo poczucia humoru i
erudycji autorowi nie można odmówić, Janusz Majewski z
arystokratycznym wdziękiem posługuje się językiem polskim, książkę czyta się z
ogromną przyjemnością i z dużym pożytkiem dla własnego zasobu słownictwa i
wiedzy.
W tytule postu wykorzystałam fragment innej zimy, „Zimy Muminków”, bo mam poczucie
nieczystego sumienia, przez ten nieuzasadniony entuzjazm przekazany Wam świeżo po przeczytaniu pierwszych
rozdziałów książki, który potem uleciał bezpowrotnie. „Zima w Siedlisku” to świetna książka, ale jako kontynuacja genialnego „Siedliska”
nie sprostała trudnemu zadaniu dorównania poprzednikowi.
Naukę wyniesioną z lektury „Zimy w Siedlisku” mogę streścić w jednym zdaniu: nie warto „przebierać nogami" w oczekiwaniu na kontynuację nawet
ulubionej książki, pewnej świeżości nie da się powtórzyć, a pisanie dalszego ciągu „na siłę", czasem nie ma sensu. „Siedlisko”
pozostanie dla mnie serialem z rewelacyjnym duetem Anna Dymna i Leonard Pietraszak, z mocnym
drugim planem, z elementami mazurskiej
poplątanej historii, z dobrze opowiedzianym zderzeniem dwóch, różniących się w latach dziewięćdziesiątych światów: wsi i miasta. To połączenie historii Mazur, trafnych obserwacji socjologicznych, udało się uchwycić w pierwszym tomie, w drugim nie udało się tego efektu interdyscyplinarności
powtórzyć.
Zima w Siedlisku.
Janusz Majewski
Wydawnictwo Marginesy, Warszawa 2012, 286 str.
Miałam już w domu "Siedlisko" i jakoś mnie nie wciągnęło i oddałam do biblioteki. Serial mi się bardzo podobał Może kiedyś wrócę do niego.
OdpowiedzUsuńJeżeli chodzi o kontynuacje to czasem są pisane jakby "na siłę" i dlatego bywa, że już nie odnajdujemy w nich klimatu wcześniej czytanej książki.
Czasem drugi tom rozkręca większą całość, czasem lepiej żeby w ogóle się nie ukazał, a jak w przypadku "Zimy w Siedlisku" tom II żyje własnym, odrębnym życiem. Jako kontynuacja trzyma średni poziom, ale tak poza tym to wartościowa książka. Skomplikowany nieco mam proces myślowy ostatnio:). Ale serial jest rewelacyjny, trafiłam ostatnio na jakiś odcinek w TV i nie zestarzał się bynajmniej:).
UsuńZgadzam się. Nie zestarzał się, a Dymna ogląda się z dużą przyjemnością.
UsuńTo taka ciepła osoba.
Tak, panią Annę Dymną zawsze ogląda się z dużą przyjemnością:).
UsuńA ja jeszcze nic nie czytalam Pana Majewskiego,dlatego tak mam ochotę na te książki.Ale chyba najpierw wypadałoby zacząć od "Małej Matury"Pozdrawiam;-)
OdpowiedzUsuńGdybym wiedziała, że "Zima..." spodoba mi się umiarkowanie, kupiłabym właśnie "Małą Maturę", bo też jeszcze nie czytałam i w sumie cieszę się, że jeszcze jakaś książka tego autora przede mną:). Pozdrawiam:).
UsuńNie czytałam, ale może... ;)
OdpowiedzUsuńWarto spróbować, najlepiej zaczynając od "Siedliska", albo "Małej Matury", o której wspomniała Missy:)
Usuń