niedziela, 1 listopada 2015

Pchnęła do góry klapę i znalazła się na strychu. Niemiecki bękart. Camilla Läckberg.

Camilla Läckberg w swoim domu/fot.znaleziona w internecie
Lubię mieć w torebce książkę na wypadek dłuższej jazdy komunikacją miejską, czy utknięcia w kolejce. Przemierzanie autobusami pięknego jesiennymi kolorami Krakowa nie jest uciążliwe, bo moje miasto nie może się znudzić, dlatego wypożyczyłam książkę możliwie najprostszą w swej konstrukcji i nie wymagającą jakiegoś przesadnego skupienia, żeby umożliwiała mi równoczesne kontemplowanie widoku za oknem i nie gubienie się w literkach ;)

To nie jest moje pierwsze spotkanie z autorką, czytałam już "Kamieniarza"  Camilli Läckberg, teraz przyszła kolej na "Niemieckiego bękarta". Konstrukcja obydwu powieści jest podobna, akcja biegnie dwutorowo, z domu pisarki Eriki Falck i policjanta Patrika oraz z ospałego komisariatu w niewielkim nadmorskim kurorcie Fjällbaca,  przenosimy się w przeszłość, poznając losy czwórki nastolatków przeżywających swoją młodość w latach II wojny światowej.

Camilla Läckberg trafiła w gust czytelników, o czym świadczy ilość przekładów i popularność jej powieści w bibliotekach i księgarniach. Każdy kolejny tom jest oczekiwany i chętnie kupowany, czy zamawiany w bibliotekach wiele miesięcy po premierze ( sama mam problem z wypożyczeniem "Pogromcy lwów", wyprzedza mnie jakichś pięciu innych chętnych, ech, ten zaczytany Kraków :) ), pomimo że jej książki to na pewno nie jest literatura wysokich lotów. Ot, najprostszym możliwie językiem drewniano-przewidywalni bohaterowie wygłaszają monotonne kwestie, których się po nich spodziewamy, jak w 500 odcinku jakiegoś serialu obyczajowego. Kilka tematów w szwedzkim mainstreamowym przekazie naczelnych, czyli walka z rasizmem, nazizmem, homofobią. Z jednej strony, tej złej, prymitywizm, agresja, żadnej głębi postaci, po drugiej, dobrej stronie, tolerancja i kompletna bezrefleksyjność. To jest książka pisana według jakiegoś wyuczonego schematu, po pisarskim kursie.

Teraz o zaletach, bo przecież mam ochotę sięgnąć po kolejne tomy :) Co najbardziej przyciąga mnie w książkach to wplatanie wątków historycznych w fabułę, wyszperane w kufrze amerykańskim ( starej drewnianej skrzyni wzmocnionej blachą, do której Szwedzi pakowali dobytek i emigrowali do Nowego Świata ) pamiątki po matce Eriki: pamiętnik i nazistowskie odznaczenie, zapoczątkują poszukiwania w bibliotekach, archiwach, brakujących elementów przeszłości matki głównej bohaterki. Zapomniana historia wpływa na współczesne wypadki i zdaje się mieć związek z popełnionymi współcześnie morderstwami.
  
Postawiła nogę na pierwszym stopniu. Z dołu dochodził radosny śmiech Mai. Patrik bawił się z nią w salonie. Te odgłosy ją uspokoiły, mogła wejść na następny stopień. Potem jeszcze pięć. Pchnęła do góry klapę i znalazła się na strychu. W powietrze uniósł się tuman kurzu. Rozmawiali z Patrikiem o tym, żeby w przyszłości, gdy Maja będzie starsza, urządzić sobie tutaj kącik. Ale na razie był to najzwyklejszy strych z podłogą z desek i spadzistym dachem z odsłoniętym belkowaniem. I z mnóstwem rozmaitych rupieci, zabawek na choinkę, ubranek, z których wyrosła Maja...

Znajomość z łączącymi wątki kryminalne z obyczajowymi powieściami Camilli Läckberg odświeżyłam za sprawą obejrzanego z wielką przyjemnością serialu z 2013 roku, zatytułowanego "Morderstwa w Fjällbace". Serial oddaje nieco ospały urok małego nadmorskiego miasteczka, a serialowa Erika, czyli Claudia Galli jest równie sympatyczna, jak ta książkowa. To chyba głównie Erika Falck i jej życie rodzinne wzbudzają zainteresowanie oraz ciepłe uczucia u czytelnika i chyba tylko z ciekawości, jak się chowa Maja i kiedy urodzą się tej parze kolejne dzieci, sięgnę kiedyś po następne tomy ;)

4 komentarze:

  1. Czytałam kilka pierszwch części, ale sobie odpuściłam. Wszystkie takie jakby... hm, "na jedno kopyto pisane". Zaczęłam sie nudzić.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Bo to naprawdę nie jest jakaś wybitny czy wybitnie wciągający kryminał, on jest poprawny, drewniany, ale są takie malusie plusiki ;) bohaterka i jej rodzina, ten spokój małego nadmorskiego kurortu. Chociaż ten tytuł, który w zasadzie zamiata zagadkę już na wstępie to jednak o strasznej głupocie świadczy. Zdarzyło mi się w niedługim czasie po "Niemieckim..." natknąć w bibliotece na "Zamieć śnieżną i woń migdałów", przeczytałam i to jest dopiero rzeźnia :D

      Usuń
    2. Co naprawdę warto w temacie C.Läckberg nadrobić to serial z C.Gaudii, spokojny, kobiecy, bardzo mi się podobał i polecam nawet jeśli książki nie rzucają na kolana :)

      Usuń
  2. Uwielbiam Twojego bloga :) Genialny jest :0

    OdpowiedzUsuń

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...