Nie poddając się pogodzie przynoszącej pierwsze powiewy jesieni czytam o pełni lata. A, że dla mnie pełnia lata to rozśpiewana łąka z całym zamieszaniem robionym przez milion żyjących na niej owadów, zabrałam się za czytanie i oglądanie książki o pszczołach. W osiedlowej księgarni wypatrzyłam tom o pszczelarzu z serii "Mądra Mysz" i zabrałam do domu, bo temat
pszczelarstwa uważam za intrygujący, sama chętnie zajęłabym się kiedyś profesjonalną hodowlą tych owadów na swoim kawałku wsi :)
Uwielbiam swoją łąkę, która zmienia się z tygodnia na tydzień, od wybuchu kolorów i zapachów w maju, poprzez letnie dojrzewanie aż do drugich sianokosów i jesiennego wyzłacania traw, nic nie relaksuje mnie tak, jak rozłożenie się na trawie, wpatrywanie w błękit nieba i słuchanie milionów odmiennych tonów bzyczeń i brzęczeń owadów zamieszkujących ten zielony mikroświat. Ponieważ jestem też właścicielką wiekowej stodoły, musiałam zaakceptować bliskie sąsiedztwo z osami, które wysoko przy dachu robią sobie gniazda, bo tak jak ja cenią sobie stare drewno. Żyjemy może nie w przyjaźni, bo pełnego zaufania to tego rozbrzęczanego stadka nie mam, ale staramy się nie wchodzić sobie w drogę i jak na razie nikt nikomu krzywdy nie zrobił. Chyba właśnie z powodu pasiastych mieszkańców szarej kuli w stodole lubię czytać o owadach uskrzydlonych, znając ich zwyczaje i wiedząc, jak ważne są dla zachowania równowagi w przyrodzie, staram się im pomagać sadząc rośliny, które lubią.
Książki z serii "Mądra Mysz" uważam za wartościowe publikacje, które prezentują najmłodszym różne zawody, w domowej biblioteczce jakiś kącik zajmuje tomik o rolnikach (bo my kiedyś na pewno wylądujemy na wsi) i o zawodzie pielęgniarki. Wiedzy jest tu akurat w sam raz na główkę kilkulatka, książeczka ma cudne ilustracje, bardzo kolorowe i wzmacniające przekaz książki.
Maluch pozna dzięki tej książeczce budowę pracowitej pszczółki od jej mozaikowych oczu, którymi wypatruje kwiatów, z których potem zbiera pyłek i nektar, po koszyczki na tylnych odnóżach w których zanosi skarby z łąki do ula. Potem do akcji wkracza pszczelarz, który ramki z plastrami miodu wkłada do specjalnej maszyny wirówki-miodarki, miód z plastrów wpada do słoika, a potem ląduje na naszym stole z kraciastym obrusem. Ponieważ najlepiej miodek wygląda w świetle porannych promieni słońca, najlepiej serwować go na śniadanie. Pszczoły mają też nie głupi sposób na spędzanie zimy, wtedy po prostu nie opuszczają ciepłego ula, a jedzą to, co uzbierają latem i przechowują w woskowych plastrach.
Podziwiam stare zawody, chciałabym mieć i fach pszczelarza w ręku, może kiedyś się uda :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz