piątek, 24 lutego 2012

Międzypokoleniowa wymiana doswiadczeń. Spoko! To tylko rodzinka. Augustyn Szczawiński.

Jeśli chodzi o współczesną literaturę dla dzieci jestem kompletnie nie na czasie. Odpadłam mniej więcej w czasach popularności Harrego Pottera, nigdy jakoś nie skusiłam się na poznanie losów młodocianego czarodzieja. Jeśli chodzi o twórczość polskich pisarzy jest chyba jeszcze gorzej, gdybym z biegu miała podać nazwisko jakiegoś współcześnie piszącego dla dzieci i młodzieży autora byłaby to z pewnością tylko Małgorzata Musierowicz. Świadoma swoich braków w tym temacie, z tym większym zainteresowaniem sięgnęłam po książkę Augustyna Szczawińskiego, ciekawa jakąż to strawę duchową przygotował człowiek o tak niezwykłym imieniu dla najmłodszych:).
Rodzina Wesołowskich reprezentuje klasyczny model 2 + 1: tata-Augustyn, mama-Krystyna i syn- dwunastoletni Szymek. Nie zdradzę wiele jeśli dodam że w miarę rozwoju akcji do tego zgranego trzyosobowego grona dołącza Ola-niemowlę. Mama i tata to pracownicy budżetówki, wykonują zacne zawody nauczyciela i ratownika medycznego, niekoniecznie już tak zacnie opłacane. I tutaj docieramy do głównego problemu rodziny jakim jest zła sytuacja materialna. Wesołowscy marzą o domku na wsi, psie i szeroko pasmowym łączu internetowym. Z powodu permanentnego braku gotówki muszą się jednak zadowolić niewielkim mieszkaniem w mieście i wysłużonym polonezem. Augustyn marzy o zdobyciu fortuny, najlepiej w jakiś mało kłopotliwy, nie wymagający wielkiego wysiłku sposób, najlepsza byłaby wygrana na loterii, w teleturnieju, albo zarobiona dzięki wydaniu bestsellera. Pomysły taty Augustyna na kolejny złoty interes może nie są najlepsze, ale urozmaicają życie Szymona i odrywają go od komputera. Nad Augustynem ciąży jeszcze widmo pożyczki zaciągniętej u upiornej teściowej, która jest modelowym przykładem złośliwej mamusi z kawałów, spoglądającej na zięcia jak na interesujący okaz robaka.
Kiedy rodzina znajduje w końcu upragniony domek wschodzącego słońca:
Z wielkiego światła weszliśmy do domku. Przez przymknięte okiennice wpadały linie słońca. W dużej kuchni stał piec kaflowy, ogrzewający trzy pomieszczenia, w kącie była beczka do kiszenia kapusty. Pachniało kartoflami, rosnącymi w piwniczce pod podłogą. Miały długie, jasne wąsy.
- Strych przerobimy na mieszkalny. Okna dachowe muszą być dwa. [...] piec wyremontujemy, może nawet kafle trzeba będzie wymienić, pośrednik mówi, że zdun jest na miejscu [...] - mówił tata, a po jego policzkach płynęły łzy.
Na rzeczywistość w książce spoglądamy oczami dwunastoletniego Szymka, to on w kilkunastu rozdziałach opowiada nam dzieje swojej rodziny, wspomnienia rodziców z czasów PRL-u. Książka sprawia wrażenie zbioru felietonów, wydaje mi się, że pisano ją w odcinkach dla jakiejś gazety. Zbudowana ze skrawków naszej codzienności jest ciepłą i wartościową alternatywą dla importowanych zza granicy powieści:).
Spoko! To tylko rodzinka.
Augustyn Szczawiński
Wydawnictwo KEFAS
Warszawa 2011, 325 str.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...