wtorek, 20 sierpnia 2013

Pozostawszy same, milczałyśmy obie czas jakiś: wyjęłyśmy nasze robótki i zabrawszy się do nich, udawałyśmy bardzo pilnie zajęte. Villette. Charlotte Brontë.


Porosłe mchem mury starego klasztoru, zarośnięty ogród z wiekowym sadem, zjawa żywcem pogrzebanej mniszki oraz zawodząca po nocach upiorna Banshee to tło kolejnej powieści Charlotte Brontë. "Villette" zawiera najwięcej wątków autobiograficznych ze wszystkich dzieł, które wyszły spod pióra Charlotty, powieść zrodziła się z doświadczeń zebranych podczas długiego, samotnego roku, spędzonego przez autorkę na pensji w Brukseli, z dala od Haworth i rodzeństwa. Tym samym oddaje pisarka część siebie głównej bohaterce Lucy Snowe, z kolei Monsieur Paula obdarowując cechami brukselskiego nauczyciela Constantina Héger, swojej niespełnionej miłości.

Czternastoletnią Lucy Snowe poznajemy w zamożnym domu matki chrzestnej Pani Bretton i jej nastoletniego syna Grahama, spokojne wspólne wieczory przy kominku urozmaica przybycie kolejnego gościa Pauliny Home. Mała Polly i Graham stają się, mimo sporej różnicy wieku, towarzyszami zabaw i obiektami niekończących się obserwacji Lucy.
Dał mi tę książkę Graham; opisuje ona dalekie kraje, do których trzeba bardzo długo jechać z Anglii; żaden podróżnik nie może dostać się tam nie przepływając tysięcy mil po morzach. W krajach tych mieszkają dzicy ludzie, wie pani? Ubierają się zupełnie inaczej niż my, niektórzy z nich nie noszą prawie żadnego ubrania, bo chcą, żeby im było chłodno. Tam u nich, widzi pani, jest strasznie gorąco. [...] - A tutaj - dodała - są obrazki jeszcze zadziwiajątsze - w zapale opowiadania zapomniała o prawidłach gramatycznych. - O, tutaj, widzi pani, jest ten cudowny Wielki Mur Chiński; a tutaj chińska pani; ma nóżki jeszcze mniejsze niż moje. A tutaj dziki koń tatarski... O, a tutaj coś jeszcze dziwniejszego niż wszystko - kraj samych śniegów i lodów, bez zielonych pól, ogrodów i lasów. W tym kraju znaleziono kości jakiegoś mamuta: teraz nie ma tam mamutów.
Prawie dekadę później, po niewyjaśnionej już do końca powieści "rodzinnej katastrofie", Lucy zmuszona jest sama zadbać o swój los, dlatego podejmuje się trudnej pracy opiekunki schorowanej panny Morchmont.
Zapomniałam o istnieniu pól, lasów, jezior, mórz i wciąż zmieniającego się nieba poza oślepłymi, zachodzącymi wciąż od nowa parą szybami okiennymi pokoju chorej.
Po śmierci podopiecznej, główna bohaterka w poszukiwaniu nowego dachu nad głową opuszcza rodzinną Anglię. Wymyślone na potrzeby powieści miasteczko Villette i pensja dla dziewcząt Madame Beck, stają się nowym życiowym portem dla Lucy Snowe.

Pensja Madame Beck zajmująca stary budynek poklasztorny, nie różni się od innych XIX - wiecznych szkół, znanych nam z filmów i literatury. W otoczeniu zmurszałych murów udzielane są za opłatą, lekcje z zakresu między innymi: literatury, historii, geografii, języków obcych, muzyki, religii oraz szycia dla młodych panienek z zamożnych domów, bądź wspieranych przez lepiej sytuowanych krewnych. Wspólny pokój nauczycielek i uczennic i surveillance, czyli ciągły nadzór, w tak surowej postaci obecny współcześnie już tylko w zakładach karnych, skutecznie odbierały młodym kobietom prywatność. Nad pensją Madame Beck unosi się legenda o duchu mniszki, pogrzebanej w ogrodzie, a w jak najbardziej namacalnej postaci, po korytarzach krąży nie mniej demoniczna przełożona, obserwując i przeszukując podopieczne i podwładne.

W tym zamkniętym światku przychodzi odnaleźć się Lucy Snowe, która obejmuje posadę nauczycielki języka angielskiego, pośród francuskojęzycznych, katolickich uczennic o nieco odmiennej od angielskiej mentalności, z trzpiotowatą Ginevrą Fanshave na czele, która z Miss Snowe robi swoją powiernicę. Lucy jako niezłomna protestantka, surowo ocenia swoje otoczenie, pobyt w Villette jest dla młodej kobiety zrozumiałym szokiem kulturowym.

Pierwsze trudne miesiące pracy, kończą się załamaniem nerwowym, paradoksalnie dzięki temu upadkowi, los uśmiecha się do Lucy, samotność rozprasza spotkanie po latach Pani Bretton i jej syna, miejscowego lekarza. Zaangażowanie w życie towarzyskie Villette oraz coraz wyraźniej okazywane zainteresowanie nauczyciela Monsieur Paula, stanowią dopływ świeżego powietrza do życia Lucy.

"Villette" jest chyba najbardziej złożoną i wielowymiarową z powieści Charlotte Brontë, które czytałam, poza interesującym światem wiktoriańskich pensji dla dziewcząt, w powieści udało się zamknąć ducha opisywanej epoki, odmalować całą paletę charakterów postaci, ich sposób myślenia przed wiekami oraz miniatury wiktoriańskiej codzienności kobiet. Stworzyć fascynujący obraz życia Lucy Snowe, która pozbawiona domu i rodziny, szuka sposobu na przetrwanie w XIX - wiecznych, niesprzyjających samotnym kobietom realiach.

W "Villete" pojawiają się również elementy charakterystyczne dla powieści gotyckiej. Dwoistość charakteru głównej bohaterki, angielskie opanowanie jako maska dla świata w którym żyje, w oczach uczennic panna Snowe jest tylko posępnym cieniem i głęboko ukryta druga, targana namiętnościami natura, o której wie tylko czytelnik, zaś domyśla się jej istnienia Monsieur Paul. I ta mroczna aura, znak firmowy pisarek z Haworth i przemykające pomiędzy akapitami zjawy zamieszkujące klasztorny strych oraz pośredniczka między krainą zaświatów, a ludźmi, zwiastunka śmierci, mityczna Banshee, rodem z irlandzkich podań ludowych:).
Trzykrotnie w czasie mojego życia pouczył mnie bieg wypadków, że dziwne owe odgłosy burzy - ów nieustannie powtarzający się jęk beznadziejny zapowiada stan atmosfery niesprzyjającej życiu. Doświadczenie wszczepiło mi wiarę w to, że wybuchy epidemii zapowiadane bywają często przez taki boleśnie jękliwy, łkający, zawodzący wiatr wschodni. Stąd może, jak wywnioskowałam, powstała legenda o Banshee.
Villette. ( 1853 r. )
Charlotte Brontë
Świat Książki, Warszawa 2011, tom I - 319 str., tom II - 367 str.

Jane Eyre. 

14 komentarzy:

  1. Nie wiem, jak to możliwe, że dopiero teraz do Ciebie trafiłam. Z pewnością zostanę na dłużej, bo po pobieżnym przejrzeniu Twojego bloga, stwierdzam, iż mamy podobny gust i bardzo miło czyta się Twoje recenzje :)
    Siostry Bronte wielbię całym sercem, przede mną jedynie "Shirley" i właśnie "Vilette", które teraz, po zapoznaniu się ze wspaniałą biografią pani Przedpełskiej - Trzeciakowskiej (widziałam, że Ty również ją poznałaś, i to dużo wcześniej niż ja), są dla mnie jeszcze bardziej interesujące.
    Serdecznie pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Powieści sióstr Brontë zbieram już od jakiegoś czasu, ostatnimi laty polskie wydawnictwa wzięły się ostro za wydawanie angielskiej klasyki i chwała im za to:). Lektura "Shirley" i "Profesora" jeszcze przede mną, tych dwóch powieści jeszcze nie posiadam niestety. Biografia jest niesamowitą lekturą, spodziewa się człowiek suchych faktów, a zagłębia w powieść przypominającą te najlepsze XIX - wieczne. Cieszę się, że się znalazłyśmy, co pośród tak licznych blogów o książkach łatwe nie jest, bo na Brulionie Literackim bardzo mi się podoba:).

      Usuń
    2. O tak, rzeczywiście należy się głęboki ukłon w kierunku wydawnictw. Liczę jeszcze, że MG wyda właśnie "Vilette" i inne książki pani Gaskell (i bardzo, bardzo mi się marzy, by angriańskie opowieści Charlotty również zostały wydane w języku polskim...).
      Masz rację, biografię czyta się jak wspaniałą powieść. Niesamowicie przybliża sylwetki członków rodziny Bronte. Choć równocześnie napełnia smutkiem, że życie nie zawsze kończy się happy endem tak, jak to zazwyczaj jest w powieściach sióstr...
      Cieszę się, że podoba Ci się u mnie :)

      Usuń
    3. Też myślę, że teraz pora na Elizabeth Gaskell, bo pamiętam maraton po księgarniach przed majowym świętem w poszukiwaniu genialnej powieści "Północ i południe", o której dzisiaj na Brulionie. Po obejrzeniu serialu musiałam mieć książkę natychmiast, a ciężko już dostać niektóre powieści wydane przez "Świat Książki". A z tym happy endem faktycznie los obszedł się niedelikatnie z artystkami z cichej plebanii Haworth.

      Usuń
  2. Pięknie zachęcasz.
    Jak na razie znam tylko jej "Jane Eyre" i "Wichrowe wzgórza" Emily. Obydwie kocham miłością niezmienną od lat i od pierwszego wejrzenia.
    Teraz pora na pozostałe tytuły.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Jane Eyre" i "Wichrowe wzgórza" to kultowe powieści sióstr Brontë, ich treść utrwalają świetnej jakości adaptacje BBC, które razem z książkami uwielbiam i gdybym miała wybrać ulubioną ekranizację "Jane Eyre" to byłoby mi ciężko. Pozdrawiam:).

      Usuń
  3. oj czytałam - powieść ujęła mnie tak jak wszystkie książki sióstr, jestem ciekawa jak udało ci się ją zdobyć, bo ja nie mogłam jej dostać w żadnej księgarni i musiałam zamawiać na allegro, ale warto było :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Też miałam problem ze zdobyciem "Villette", który rozwiązało właśnie allegro:). Powieść kupiłam już w ubiegłym roku, ale za czytanie zabrałam się dopiero teraz, rok temu za dużo na raz powieści w podobnym klimacie przeczytałam i na "Villette" już nie starczyło miejsca w mojej głowie:P. Ale teraz na świeżo, świetnie się czytało, ja mam duże pokłady cierpliwości do takich niespiesznie snutych historii.

      Usuń
    2. zgadzam się, to nie książka dla wszystkich, potrzeba do niej sporo cierpliwości i zamiłowania do takiej literatury :)

      Usuń
    3. O ile "Jane Eyre" można spokojnie polecić każdemu, bez obaw, że przy następnym przypadkowym spotkaniu trzeba będzie przejść na drugą stronę ulicy, o tyle "Villette" to duża gratka głównie dla miłośników epoki wiktoriańskiej i powieści sióstr Brontë.

      Usuń
  4. Bardzo klimatyczny blog. Dodałem do obserwowanych i zapraszam do siebie na imperium lektur

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za odwiedziny i za zaproszenie do swojego Imperium:). Pozdrawiam.

      Usuń
  5. Kiedyś byłam na spotkaniu dotyczącym poezji sióstr Bronte. Prowadzący nadmienił, że angielscy badacze przypuszczają, że za wszystkimi powieściami sióstr stoi Charlotte. Przypuszczają, że to ona je napisała, a tylko podała siostry jako autorki, ze względu na to, że w dzieciństwie posługiwały się wspólnym pseudonimem i też tworzyły bajki. Ciekawe, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niedawno ukazała się nawet w Polsce powieść Eryka Ostrowskiego zatytułowana "Charlotte Brontë i jej siostry śpiące", która udowadnia, z tego co zrozumiałam z opisu książki, właśnie tezę o tym, że tak naprawdę to Charlotta napisała wszystkie powieści opatrzone nazwiskiem Brontë. Za mało wiem na temat literatury angielskiej, żeby ocenić czy to prawda, ale ja czytając powieści Anny miałam wrażenie, że jej styl różni się od Charlotty, a "Agnes Grey" i "Lokatorka Wildfell Hall", to powieści zaangażowane z przesłaniem właściwym problemom epoki wiktoriańskiej, różne książki od choćby "Jane Eyre". Może być tak, że chciała Charlotta dać nieśmiertelność swoim siostrom, a może po prostu specyficzne dzieciństwo, wymiana myśli w Haworth i ogólny trend literacki czasów w których żyły zadecydowały o podobieństwach w ich powieściach, choć różnice wyraźne nawet taki laik jak ja dostrzega w powieściach trzech sióstr.

      Usuń

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...