"A Dance with Dragons" miał swoją światową premierę 12 lipca 2011 roku, w Polsce książka była dostępna na początku sierpnia. Przezornie zamówiłam książkę z początkiem lipca, a potem było...długie czekanie:). Każdego dnia sprawdzałam skrzynkę mailową czy mogę w końcu odebrać zamówienie.
Autor Pieśni Lodu i Ognia jest w rewelacyjnej formie, a "Taniec ze Smokami" jest lekturą wciągającą, przy której zapomina się o całym świecie. Fantastykę w takim wydaniu wielbię od najmłodszych lat, od czasu kiedy wpadła w moje ręce "Córka czarownic" Doroty Terakowskiej, którą czytałam z otwartymi ustami, więc w dalszej części tego posta możecie się spodziewać kompletnie nieobiektywnych wyrazów zachwytu nad treścią i samym autorem.
Moja przygoda z Pieśnią Lodu i Ognia rozpoczęła się wczesną wiosną, kiedy spacerując po rodzinnym mieście natknęłam się na plakat promujący serial HBO "Gra o tron". Zakodowałam tytuł, żeby w domu móc poszukać informacji na temat książki, której filmową adaptację nakręcił kanał telewizyjny znany z bardzo dobrych seriali. Zasiadłam przed komputerem i znalazłam masę pozytywnych opinii, więc nie zastanawiając się długo zamówiłam "Grę o tron" ze śliczną filmową okładką, z równie ślicznym Seanem Bean:). Tak oto weszłam w posiadanie pierwszego tomu i zanurzyłam się w przebogatym świecie Siedmiu Królestw. O kolejnych tomach, ich treści i podchodach związanych z ich zdobywaniem powstanie zapewne jeszcze niejeden post, gdyż jak już wspomniałam Pieśń Lodu i Ognia wryła się w moją pamięć i serce złotymi literami. Potem nastąpiły długie tygodnie podczas których czytałam z wypiekami na twarzy kolejne opasłe tomiszcza. I tutaj pozwólcie, ze płynnie przejdę do letnich miesięcy zaraz po zdobyciu ostatniego tomu sagi Martina.
"A Dance with Dragons" w oryginalnym anglojęzycznym wydaniu jest książką,
która spokojnie może stać się narzędziem zbrodni. Spuszczenie jej komuś
na głowę z okna ostatecznie załatwiłoby sąsiedzkie animozje, powodując
śmierć na miejscu:). Ja jako człowiek łagodny z natury proponuję jakieś bardziej pokojowe wykorzystanie po
zaznajomieniu się z treścią np. do ćwiczeń fizycznych jako hantelek:). Czytając ogromne, ale piękne anglojęzyczne wydanie zastanawiałam się dlaczego polscy wydawcy, mówiąc kolokwialnie "dziadują" i takie fajne książki, które chętnie pożyczamy sobie nawzajem i wracamy do nich wielokrotnie wydają w tak nędznej oprawie jak poprzednie tomy od "Starcia królów" do "Uczty dla wron," dla zwielokrotnienia zysków zapewne:(. Ciekawa jestem polskiego wydania "Tańca ze smokami," które już w listopadzie i pewnie niejeden mol książkowy znajdzie je pod choinką. Wracając do treści, już dawno nie czytałam książek w języku innym aniżeli polski, ale bardzo się cieszę, że wrodzona niecierpliwość kazała mi sięgnąć po wersję najszybciej dostępną, czyli anglojęzyczną, bo czytało mi się bez większych trudności, a George R. R. Martin w oryginale to naprawdę niezwykła uczta:). Nieodżałowany nieobecny w poprzednim tomie wraca zdrowy, nie mogę napisać cały, bo w wersji bez nosa, chodzi mi oczywiście o Tyriona Lannistera. Krasnal jest w początkowo w kiepskiej formie, ale z rozdziału na rozdział mocno się rozkręca, a jego zabawne teksty są mocną stroną książki. Dowiadujemy się jak daje sobie radę Arya Stark. Powraca również królowa Daenerys, jej smoki dorastają, stają się żywą legendą po dwóch stronach morza. I pomyśleć, że w Pieśni Lodu i Ognia miało nie być smoków, książka na pewno dużo by straciła. Królowa Daenerys dojrzewa, podejmuje trudne decyzje, kieruje się rozumem i dobrem swoich poddanych. Na Murze Jon Snow mierzy się z odpowiedzialnością jaką na jego barki złożyli Bracia z Nocnej Straży, obecność króla Stannisa oraz Melisandre utrudnia mu i tak ciężką sytuację, atmosfera wokół niego gęstnieje, Jon ma coraz więcej wrogów. Dodatkowo dowiaduje się, że jedna z jego sióstr narażona jest na niebezpieczeństwo i staje przed dylematem, jak jej pomóc i czy ma prawo angażować się w sprawy rodzinne, które nie powinny go dotyczyć odkąd przywdział czerń. Rozwija się wątek Theona Greyjoya, człowieka złamanego, bezkrytycznie wykonującego polecenia swoich oprawców. Biały kruk obwieszcza początek zimy, warunki życiowe stają się coraz trudniejsze, szczególnie na północy. Nad Winterfell nie powiewa już sztandar z wilkorem, ród Starków zdaje się być zgubionym na wieki. Lordowie Siedmiu Królestw skaczą sobie do gardeł nie zdając sobie sprawy z tego, że prawdziwy wróg czai się za Murem, a nadchodząca zima przyniesie nie tylko głód i śmierć, ale również bliżej nieokreślone, nadprzyrodzone niebezpieczeństwo, z którego istnienia póki co wydają się zdawać sobie sprawę jedynie zahartowani ludzie północy. Autor prowadzi historię w sobie tylko wiadomym kierunku, ale robi to z niezwykłym wyczuciem i talentem do tworzenia barwnych postaci, nie boi się przy tym uśmiercać i okaleczać kolejnych bohaterów, dzięki czemu stworzył niepowtarzalną, niebanalną historię. Poza tym opowieści Starej Niani, Inni, Dzieci Lasu, czyli wszystko to, co zachwycało w tomach poprzednich i budowało ponury i niezwykły nastrój powieści.
George R. R. Martin w jednym z wywiadów zapewnia, że w styczniu 2012 roku zakończy kilka projektów, w które jest zaangażowany i zasiądzie do pisania części szóstej "The Winds of Winter" , która powinna ukazać się do 2014 roku. Nie będę komentować poprzedzającej to zdanie informacji, napiszę tylko, że trochę długo, a w planach jeszcze tom ostatni "The Dream of Spring":). Jeżeli dobrze radzicie sobie z językiem angielskim to polecam wydanie oryginalne, jest ogromne, ale piękne.
A Dance with Dragons
George R. R. Martin
Wydawnictwo HARPER Voyager
Londyn 2011, 1016 str.
Przyznaje ze wstydem, że utknęłam na 200 stronie wydania oryginalnego i przerzuciłam się na polskie. W USA wszystkie tomy wydali w ten sposób. Mam polskie wydanie pierwszego tomu z okładką filmową i mam cichą nadzieję, że po premierze 2 serii serialu wyjdzie też filmowa okładka Starcia królów. Nie mam ochoty kupować tych licho wydanych wersji w miękkiej okładce.
OdpowiedzUsuńOd napisania tego posta trochę czasu minęło, polskie wydanie Tańca ze smokami już od jakiegoś czasu na półkach księgarń, znowu wydane jak najtańszym kosztem na badziewnym papierze, ale i tak złamałam się i kupiłam, po angielsku czytałam we wrześniu, teraz mała powtórka po polsku:). Pierwsze strony dla mnie też były męczące, bo dawno po angielsku tak długiego tekstu nie czytałam, ale później się rozkręciłam i bez problemu dotarłam do końca:). A Starcie królów w nowej wersji już mi gdzieś w empiku mignęło, jest bardzo ładne podobne do Gry o tron z filmową okładką wydaną w roku ubiegłym, którą też mam. Czekać na pozostałe części w takim wydaniu nie dałabym rady:).
Usuńbaardzo, baardzo zazdroszczę możliwości czytania w oryginale :) mnie pozostaje zawsze czekać na polskie tłumaczenia. 2014?! na boga! niech dziadzio Martin się pospieszy, bo my wszyscy tu wykitujemy z niecierpliwości :P
OdpowiedzUsuńNo właśnie ten 2014 to wersja bardzo optymistyczna, autor lubi pastwić się nad czytelnikiem i pisać kolejne tomy nawet przez dekadę:), ale może tym razem jakoś się wyrobi przez te dwa lata:).
Usuń