Po raz pierwszy "Dolinę Muminków w listopadzie" czytałam jako dziecko, pamiętam mocno sfatygowany biblioteczny egzemplarz, który przyniosłam pewnej jesieni do domu. Uwielbiałam nastrój tej książki, piękne ilustracje. Po wielu latach, kiedy zaczęłam rozbudowywać swoją domową biblioteczkę, nie mogłam przecież zapomnieć o kupnie tej książki. Mam ją u siebie już dwa lata i teraz bardzo często wracam do niej w listopadowe wieczory. Zupełnie inaczej, jako człowiek dorosły odczytuję jej treść, wręcz przeraził mnie ostatnio smutek wypełniający tę książkę. A może tylko ja ją w ten sposób odbieram?
W listopadowej Dolinie Muminków przede wszystkim nie ma samych Muminków. Bohaterami tej książki są bardzo różne, czasem mocno zwichrowane typy osobowości.
Ale zacznijmy od początku. Jesień jest coraz chłodniejsza i wkrótce nieuchronnie opuści Dolinę Muminków, ustępując miejsca zimie:
Spokojne przechodzenie jesieni w zimę wcale nie jest przykrym okresem. Zabezpiecza się wtedy różne rzeczy, gromadzi się jak największą ilość zapasów. Przyjemnie jest zebrać wszystko, co się ma, tuż przy sobie , możliwie najbliżej, zmagazynować swoje ciepło i myśli i skryć się w głębokiej dziurze, w samiutkim środku, tam gdzie bezpiecznie, gdzie można bronić tego, co ważne i cenne, i swoje własne.
Mieszkańcy Doliny kryją się więc w swoich domach lub decydują się na czas zimy opuścić rodzinne strony, swoich przyjaciół. Włóczykij odchodzi, wróci wiosną, przynajmniej taki jest jego plan, który jak do tej pory powtarzał się każdego roku. Pewna Filifionka podczas domowych porządków nieomal traci życie w starciu z własnym oknem i zupełnie nieoczekiwanie zaczyna zastanawiać się nad sensem swojego istnienia.
Czy to jest książka o śmierci? A może o pogoni za marzeniami, której rezultaty zawsze okazują się zupełnie inne niż oczekiwaliśmy, może o niepokornej duszy artysty, samotności? Kończy się rok, może pora coś zmienić, jeżeli się nie uda sam proces zmiany rzeczywistości może okazać się interesujący, może idąc śładem Filifionki zaakceptujemy samego siebie w całości, z butami i pozwolimy współtowarzyszom ziemskich niedoli się polubić, tak po prostu z całym życiowym bagażem trudów i bez udawania kogoś innego. Może to książka o tym, że jednak nie zawsze mamy rację i pora docenić ludzi których mamy wokół, a zwłaszcza tych cichutkich dotąd jak Homek. A może o wszystkim co w życiu ważne po trochu i dlatego tak dobrze się ją czyta, kiedy świat za oknem umiera, a znów urodzi się dopiero wiosną ? A może za dużo wymagam od tej dziecinnej przecież lektury?
Dolina Muminków w listopadzie
Tove Jansson
Nasza Księgarnia
Warszawa 2007, 206 str.
- Wcale nie umrę - szepnęła i zatrzasnęła kredens. [...] Chce zobaczyć znajomych. Znajomych, którzy rozmawiają i są mili, którzy wchodzą i wychodzą, i tak zapełniają cały dzień, że nie zostaje czasu na straszne myśli.Homek Toft całe swoje życie spędza ukryty w łodzi Paszczaka. Wieczorami Toft marzy o wizycie w Dolinie Muminków i o spotkaniu z Mamą Muminka, kiedy w listopadzie zaczyna zacierać się w jego wyobraźni obraz wymarzonego miejsca, postanawia wyruszyć, na tym razem realne spotkanie Rodziny. Wuj Truj, szukający siebie samego sprzed lat, wszechorganizator Paszczak, Włóczykij, który skrócił swoją zimową włóczęgę w poszukiwaniu zagubionej melodii. Wszyscy bohaterowie wiedzeni tęsknotą udają się do domu Muminków, gdzie czeka ich wielkie rozczarowanie, ponieważ Rodzina odpłynęła na Wyspę. Co w tej sytuacji robi nasza galeria postaci mocno osobliwych, no chyba jedyną rzecz jaką można zrobić w tej sytuacji - zaczyna okupować dom Muminków, a przy okazji oczekuje na przybycie przyjaciół, przygotowuje się na ich powitanie, w myślach planuje przebieg spotkania, robi wielkie porządki i tęskni.
Czy to jest książka o śmierci? A może o pogoni za marzeniami, której rezultaty zawsze okazują się zupełnie inne niż oczekiwaliśmy, może o niepokornej duszy artysty, samotności? Kończy się rok, może pora coś zmienić, jeżeli się nie uda sam proces zmiany rzeczywistości może okazać się interesujący, może idąc śładem Filifionki zaakceptujemy samego siebie w całości, z butami i pozwolimy współtowarzyszom ziemskich niedoli się polubić, tak po prostu z całym życiowym bagażem trudów i bez udawania kogoś innego. Może to książka o tym, że jednak nie zawsze mamy rację i pora docenić ludzi których mamy wokół, a zwłaszcza tych cichutkich dotąd jak Homek. A może o wszystkim co w życiu ważne po trochu i dlatego tak dobrze się ją czyta, kiedy świat za oknem umiera, a znów urodzi się dopiero wiosną ? A może za dużo wymagam od tej dziecinnej przecież lektury?
Homek Toft rzekł: - koniec rozdziału. I zgasił światło.
Dolina Muminków w listopadzie
Tove Jansson
Nasza Księgarnia
Warszawa 2007, 206 str.
Hej,
OdpowiedzUsuńmasz racje, to ksiazka jest smutna. Mam takie samo odczucie. Jak zwykle u Tove, ksiazeczki o Muminkach sa wielowarstwowe. Dziecko odbierze to co potrafi na swoim poziomie rozwojowym, dorosly odnajdzie cos jeszcze innego. Ksiazki o Muminkach sa po prastu tylko madrze napisane i tak ponadczasowo... W krainie Muminkow, kraju Tove, jesien jest stosunkowo dluga, ciemna, 'dolujaca' troche [Dolina Muminkow (?)] Miesiac listopad kojarzy sie z obumieraniem... a nie tylko z opadaniem lisci. Nalezy ten czas tylko jakos przetrwac.
Cieplej i jasnej jesieni zyczy czytelniczka Muminkow