czwartek, 25 lipca 2013

Za dużo wojen, cały ten kraj to pole bitwy. Szpiedzy w Warszawie. Alan Furst.

 

Większość mojej wiedzy o dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce pochodzi ze starego podręcznika do historii Andrzeja Leszka Szcześniaka "Historia 1918-1939". Lubię tą "starą znajdę" (książkę znalazła dla mnie szkolna koleżanka w swojej piwnicy dawno temu:)) za krzepiące przedstawienie polskich sukcesów międzywojnia, osiągniętych w bardzo niesprzyjających warunkach.

Autor na tyle sugestywnie opowiada jak na powojennych gruzach budowano od podstaw niemal każdą dziedzinę życia społecznego, administrację, rynek wewnętrzny, reformowano rolnictwo, odbudowywano gospodarkę, dzięki ofiarności obywateli powstawały budynki szkół w miejscach do których przedtem "kaganek oświaty" nie dotarł wcale, jak wspólnymi siłami wojska, prasy, radia i nauczycieli prowadzono edukację obywatelską, mającą na celu zintegrowanie ludności żyjącej dotąd pod trzema różnymi zaborami, że można sobie ten wspólny wysiłek Polaków bardzo plastycznie wyobrazić:). Równocześnie podejmowano się wręcz szalonych przedsięwzięć, które nie miały prawa się udać, choćby legendarnej budowy miasta z morza - Gdyni oraz Centralnego Okręgu Przemysłowego. 

Stary podręcznik wypełniony fotografiami na których zachowała się odrobina magnetyzmu dwudziestolecia międzywojennego w wielonarodowościowej II Rzeczypospolitej, w której na wspólnej ziemi, pod wspólnym niebem, żyli przedstawiciele kilku narodów, mieszały się języki, a w porze obiadowej smaki i zapachy potraw z różnych stron świata, ma swoje honorowe miejsce pomiędzy zgromadzonymi przeze mnie, współczesnymi publikacjami o międzywojniu, opowiadającymi głównie o ziemiaństwie, które pojawiają się nakładem wydawnictwa PWN, chociaż mniej efektowny to chyba nadal jest to moja ulubiona książka o latach 20 - tych i 30 - tych XX wieku.
***
O tym, że dwudziestolecie międzywojenne to bardzo wdzięczny temat i nadal rozpalający wyobraźnię czytelników świadczy mnogość i popularność wydawnictw poświęconych tym czasom, które zapełniają całe księgarniane zaułki. Lata 30 - te w Polsce są również tłem powieści Amerykanina - Alana Fursta. Polska rzeczywistość widziana oczami obcokrajowca, duża wiedza historyczna autora i znajomość topografii przedwojennej Warszawy, urzekły mnie podczas lektury "Szpiegów w Warszawie", powieści lepiej znanej z serialu BBC Four, wyświetlanego przez telewizję publiczną kilka miesięcy temu.

Alan Furst swoją powieść szpiegowską osadza w realiach Warszawy lat 1937-1938, kiedy kończy się epoka kruchego ładu wersalskiego, widma totalitaryzmów już od jakiegoś czasu straszą za wschodnią i zachodnią granicą II Rzeczypospolitej. Erupcja nienawiści niemieckiego i sowieckiego sąsiada na nieznaną dotąd skalę wydaje się nieuchronna, a nieokrzepłe jeszcze po I wojnie światowej i walce z bolszewikami państwo Polskie, wydaje się nie mieć wielkich szans w starciu z dwiema militarnymi potęgami. Główni bohaterowie powieści "Szpiedzy w Warszawie" zbierają dopiero elementy układanki, które wieszczą nadchodzącą tragedię II wojny światowej, a cała historia rozgrywa się na salonach dyplomatycznych przedwojennej Warszawy.

Francuski arystokrata Jean-François Mercier, poza oficjalnymi obowiązkami attaché wojskowego na polskiej placówce, prowadzi równoległą działalność szpiegowską. Warszawskie salony lat 30 - tych odmalowane w książce, wydają się kotłem, w którym aż kipi od szpiegów legitymujących się paszportami każdego kraju świata. Mercier zbiera informacje o uzbrojeniu armii polskiej oraz niemieckiej dla francuskiego sztabu generalnego. Jako weteran I wojny światowej i wojny z bolszewikami oraz utalentowany dyplomata jest mile widziany na spotkaniach warszawskiej elity.

"Szpiedzy w Warszawie" koncentrują się na trzech zasadniczych wątkach, miłości francuskiego pułkownika do Polki, prawniczki Ligi Narodów Anny Szarbek, na poprzedzającej wybuch wojny grze wywiadów i dyplomacji europejskiej oraz na samotnej krucjacie głównego bohatera, mającej na celu zdobycie planów wojennych Niemiec.

Proporcje w tej opowieści są idealnie wyważone, dzięki czemu nie mamy do czynienia z tanim romansidłem, ani bezmyślną powieścią akcji. Autor nie "pogrywa sobie" ze zdrowym rozsądkiem czytelnika, pakując i wyplątując swojego bohatera z mało prawdopodobnych przygód i chociaż trudno byłoby mnie uznać za fankę szpiegowskich powieści, elegancka proza Alana Fursta, jak najbardziej przemawia do mojej wyobraźni i myślę, że to nie było moje jedyne spotkanie z tym pisarzem. Dodatkowym atutem jest bardzo staranne wydanie książki z filmową okładką.

Szpiedzy w Warszawie. ( The spies of Warsaw. )
Alan Furst
Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2013, 307 str. ( cytat z tytułu posta znajduje się na str. 81 powieści )

4 komentarze:

  1. powieść wydaje się być interesująca zwłaszcza fabuła osadzona w okresie międzywojnia w Warszawie, zapiszę sobie i może do niej kiedyś zajrzę :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O tym, że to ciekawa książka najlepiej świadczy decyzja BBC Four o przeniesieniu jej na ekran, serial znam dość pobieżnie, książka wydaje mi się jednak od niego dużo ciekawsza, właśnie to ładnie odmalowane tło przedwojennej Polski, którego nie udało się przenieść na ekran sprawia, że książkę czyta się lepiej, niż ogląda serial.

      Usuń
  2. Nie lubię, nie mogę się przekonać do tego typu literatury.


    Zapraszam na wakacyjny konkurs na BLASKU KSIĄŻEK: http://blask-ksiazek.blogspot.com/2013/07/wakacyjny-konkurs_14.html

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Od książki ( mam na myśli "Szpiegów..." ) odstraszyć skutecznie może na przykład fakt, że to część większej całości, bez wyraziście zarysowanego końca. Powieści szpiegowskie A.Fursta osadzone w realiach przed i wojennych II wojny światowej to cały cykl bodaj 12 książek ( Night Soldiers novels ). "Szpiedzy" to część większej całości, której nieznajomość może przeszkadzać ambitnemu i wnikliwemu czytelnikowi. Ale nie jest to powieść akcji ze wszystkimi wadami tego nurtu, bo i bohater po czterdziestce, raczej opanowany i kawaleryjskie szarże mający już za sobą i jego przygody bardzo prawdopodobne, nie wydumane. Ja z lektury jestem bardzo zadowolona, ale ja mam takie skrzywienie historyczne, że po największą bzdurkę z historią w tle z pieśnią na ustach bym sięgnęła, więc nie namawiam:).

      Usuń

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...