W upalny, letni dzień James Herriot, absolwent weterynarii, wyrusza na angielską wieś w poszukiwaniu pierwszej posady. Jest rok 1937, kryzysowy na brytyjskim rynku pracy, znalezienie posady przez młodego lekarza weterynarii jest więc prawie niemożliwe. Stojąc przed oplecionym gęstymi pnączami wisterii, Skeldale House w Yorkshire, James Herriot nie wie jeszcze, że z tym domem i mieszkającymi w nim ludźmi zwiąże swój los podczas długich lat praktyki zawodowej, a o swojej pracy opowie wiele lat później czytelnikom w kilku tomach cyklu zatytułowanego "Wszystkie stworzenia duże i małe".
Praca wiejskiego weterynarza, zwłaszcza pierwsze jej dni, tygodnie i miesiące to dla Jamesa Herriota bolesne zderzenie teorii z praktyką. Asystowanie przy porodach dużych zwierząt hodowlanych jest ciężką, fizyczną pracą o najbardziej zaskakujących porach dnia i nocy.
Jednak, chociaż nie pozbawiona cieni, jego praca miała również jasne strony. Zawsze był świadom dzikiego piękna otaczających go wzgórz Dale i ciężko pracując, mógł wdychać czyste powietrze wrzosowisk. Jego stołem operacyjnym były oblane słońcem pola, a miejscem pracy - kręte górskie drogi i budynki z szarych kamieni.
Pacjenci doktora Herriota bywają nieprzewidywalni, równie nieprzewidywalny okazuje się jego przełożony Siegfried Farnon. Konflikty Farnona z młodszym, beztroskim bratem Tristanem niejednokrotnie budziły zakłopotanie młodego podwładnego. Oddanemu pracy Jamesowi zdarzają się również chwile wytchnienia.
Nadeszła jesień, niosąc ostre powietrze, i nocami jasno płonął kominek w największym pokoju, śląc długie cienie migoczące we wdzięcznych alkowach, aż pod wysoki, rzeźbiony sufit. Zawsze było miło, kiedy po zakończonym dniu pracy wszyscy trzej zasiadaliśmy w wygodnych fotelach, wyciągając nogi do ognia.[...] Dywan wokół naszych nóg był usłany psami - cała ich piątka leżała splątana w ciężko dyszący kłąb, podsycając nastrój, przyjaźni i zadowolenia.
James Herriot jest świetnym obserwatorem zwierząt, a jeszcze lepszym, ich właścicieli. Swoje przeżycia opisuje z humorem. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, w planach mam więc jeszcze lekturę "Kocich opowieści' Jamesa Herriota.
Jeśli tylko potrafiłyby mówić. ( If only they could talk., 1970 )
James Herriot
Wydawnictwo Zysk i Spółka, Poznań 1995, 221 str.
Nie znam tego autora, ale zaciekawiły mnie te "Kocie opowieści" :)
OdpowiedzUsuńTo taka niewielka ilustrowana książeczka o kotach i ludziach, których podczas swojej praktyki zawodowej spotkał na swojej drodze James Herriot, bardzo ładnie zilustrowana. Po przeczytaniu skrobnę coś o niej na blogu:).
UsuńNie jeden raz czytałam cała serię powieści Herriota "Wszystkie stworzenia duże i małe". Jestem zauroczona. Tym bardziej podobają mi się te książki ponieważ ich treści w oparte sa na autentycznych wydarzeniach. Moim marzeniem jest pojechać do Yorkshire, odwiedzić muzeum poświęcone Herriotowi, pospacerować po rezerwcie Dale.No cóż - może kiedyś się spełni. Na razie polecam tego autora osobom kochającym zwierzęta, wrażliwym na ich krzywdę, a także ludziom kochającym naturę.
OdpowiedzUsuńTeż mi się spacery po Yorkshire marzą:), autor tak przekonująco opowiada w swoich książkach o pięknie tego miejsca. Lubię czytać o zwierzętach i marzyłam o zawodzie weterynarza jak spora część dziewczynek na wczesnym etapie swojego życia, pamiętam książki dla młodzieży o dziewczynkach ratujących zwierzęta, które przynosiłam z biblioteki, ale tytuł niestety mi umknął:). Pozdrawiam i dziękuję za odwiedziny.
Usuń