Trochę zimno ostatnio, ale gmeram sobie w ziemi radośnie dalej, sadząc
bratki i pelargonie na balkonie. Czytam wyłącznie lekkie historie i fachową literaturę ogrodniczą, do innych książek nie
mam wiosną głowy:). "Dziedziczka z Blenheim" wpadła mi w oko już jakiś
czas temu, podczas ostatniej wizyty w bibliotece znów się na nią
natknęłam i tym razem zabrałam do domu. I znów nieświadomie trafiłam na opowieść z angielskim ogrodem w tle.
Delia, Katarzyna i Klaudia Fleming po śmierci rodziców zostają przygarnięte przez zamożną panią Latimer. Trzy siostry dorastają w bogatej dzielnicy Londynu, w ogromnym domu swojej opiekunki. Wolny czas spędzają pośród londyńskiej elity, korzystając z przywilejów jakie przysługują ich opiekunce. Po tragicznej śmierci pani Latimer, sytuacja finansowa sióstr pogarsza się drastycznie. Okazuje się, że majątek zmarłej arystokratki z mocy prawa i bliższego pokrewieństwa przypadnie ich ubogiej, nieznanej kuzynce Elżbiecie Murray Errington. Siostry muszą wyprowadzić się do skromnej willi Fuksja na angielskiej prowincji, pozostawiając w Londynie przyjaciół i ulubione rozrywki. Winą za pogorszenie swojego losu siostry Fleming obarczają kuzynkę Elżbietę.
Betty Errington wykonuje zawód nauczycielki na pensji Blenheim, będącej własnością panien Dove. Życie Betty w podupadającej szkole Blenheim jest smutne i jednostajne, jej jedynym wsparciem jest służąca Anna i jamnik Bartłomiej. Główna bohaterka od codzienności ucieka w świat marzeń i książek.
Delia, Katarzyna i Klaudia Fleming po śmierci rodziców zostają przygarnięte przez zamożną panią Latimer. Trzy siostry dorastają w bogatej dzielnicy Londynu, w ogromnym domu swojej opiekunki. Wolny czas spędzają pośród londyńskiej elity, korzystając z przywilejów jakie przysługują ich opiekunce. Po tragicznej śmierci pani Latimer, sytuacja finansowa sióstr pogarsza się drastycznie. Okazuje się, że majątek zmarłej arystokratki z mocy prawa i bliższego pokrewieństwa przypadnie ich ubogiej, nieznanej kuzynce Elżbiecie Murray Errington. Siostry muszą wyprowadzić się do skromnej willi Fuksja na angielskiej prowincji, pozostawiając w Londynie przyjaciół i ulubione rozrywki. Winą za pogorszenie swojego losu siostry Fleming obarczają kuzynkę Elżbietę.
Betty Errington wykonuje zawód nauczycielki na pensji Blenheim, będącej własnością panien Dove. Życie Betty w podupadającej szkole Blenheim jest smutne i jednostajne, jej jedynym wsparciem jest służąca Anna i jamnik Bartłomiej. Główna bohaterka od codzienności ucieka w świat marzeń i książek.
Ze stolika w hallu wzięła przygotowany dla niej kawałeczek świeczki w białym lichtarzu. To była jej wieczorna dawka światła, zbyt cenna, aby ją zmarnować. Rozbierała się więc po ciemku, a gdy już okryła Bartłomieja kocem, wskakiwała do łóżka i zapalała świeczkę, ciesząc się na najbliższe pół godziny. W Blenheim nie można było narzekać na brak książek, chociaż nikt poza Betty ich nie czytał.
Elżbieta dotąd samotna na świecie pragnie dzielić majątek i londyński dom z kuzynkami, jednak jej propozycja spotyka się z odmową panien Fleming. Betty mimo wszystko próbuje zaskarbić sobie sympatię kuzynek, w tym celu podejmuje pracę w ogrodzie w Starym Dworze, nieopodal willi, w której mieszkają trzy siostry. Delia, Katarzyna i Klaudia nie mają pojęcia, że sympatyczna Betty z ogrodu to ich kuzynka, o której mają tak niepochlebną opinię.
"Dziedziczka z Blenheim" to krótka historia o mozolnym budowaniu przyjaźni z delikatną muzyką skrzypiec w tle. Książka dla dzieci i młodzieży, pełna uroku i uspokajająca. Biblioteczna starowinka, którą musiał w końcu ktoś odkurzyć:).
"Dziedziczka z Blenheim" to krótka historia o mozolnym budowaniu przyjaźni z delikatną muzyką skrzypiec w tle. Książka dla dzieci i młodzieży, pełna uroku i uspokajająca. Biblioteczna starowinka, którą musiał w końcu ktoś odkurzyć:).
Dziedziczka z Blenheim. ( Cousin Betty )
Geraldine Mockler
Nasza Księgarnia, Warszawa 1996, 182 str.
Och, a ja tak strasznie poluję na tę "Dziedziczkę z Blenheim"! Nie wiedziałam, że wyszła w tej serii, ona jest dość popularna, więc może jednak uda mi się dorwać ją w którejś z dziecięcych bibliotek. Wraca mi nadzieja :)
OdpowiedzUsuńW internecie książka-widmo szukałam informacji o autorce i nic poza tytułami innych książek nie znalazłam, na książce też żadnej wzmianki o Geraldine Mockler. Dlatego właśnie lubię biblioteki, a szczególnie działy z literaturą dla dzieci, mnóstwo perełek,o których istnieniu nie miałam pojęcia:).
UsuńA nie za wcześnie trochę na pelargonie? :)
OdpowiedzUsuńPodoba mi się określenie: "biblioteczna starowinka".
Zimę moje pelargonie spędzały w domu w małych doniczkach, w których już się nie mieszczą, więc muszę im ulżyć i rozsadzić je w balkonowych skrzynkach:) mam nadzieję, że nie będzie przymrozków:):), chociaż balkon jest tak osłonięty, że nic im nie grozi. Nawet jeśli mam w bibliotece do wyboru nowsze wydanie książki, sięgam po to stare i podniszczone, starowinki lubię bardziej niż nowinki książkowe:).
Usuń