środa, 28 grudnia 2011

Będziemy mieli tego roku ciężką zimę. Długa zima. Laura Ingalls Wilder.

Długa zima  1880-1881r.
Dzisiaj chcę wam opowiedzieć o jednej z najsroższych zim w historii świata. Owa zima rozpoczęła się feralnego 1880 roku już w październiku i trwała nieprzerwanie do maja 1881 roku. Amerykański stan Południową Dakotę pokryły wówczas wielometrowe warstwy śniegu. Zwierzęta przewidujące nadchodzącą katastrofę umknęły na południe, ludzie na wiele miesięcy utknęli w swoich domach. Kończyły się zapasy żywności, kolej nie była w stanie przebić się z nowymi dostawami przez grube warstwy śniegu. W prerie zamieszkiwane przez pierwszych amerykańskich osadników uderzała jedna po drugiej śnieżyca, dając mieszkańcom drewnianych domków co najwyżej jeden dzień wytchnienia.
W tym czasie w domku na prerii mieszkała rodzina Ingallsów, czternastoletnia wówczas Laura Ingalls Wilder opisała bardzo dokładnie wydarzenia z lat 1880-1881 w książce zatytułowanej "Długa zima".
"Długa zima" rozpoczyna się podczas letnich sianokosów. Laura pomaga swojemu ojcu w robieniu zimowych zapasów siana. Mimo początkowych wątpliwości Laura dostaje pozwolenie na pracę w polu  matki, która:
Nie lubiła, kiedy kobiety pracowały w polu. Wydawało się jej, że to dobre dla cudzoziemek, a ona i jej dziewczynki były Amerykankami, więc nie powinny się zniżać do czegoś takiego jak męska harówka. 
To pierwsze lato, które rodzina Ingallsów spędza na surowej prerii, plony są więc bardzo mizerne. W czasie zwózki siana ojciec Laury zauważa grube ściany budowli piżmaków, które są pierwszymi zwiastunami ciężkiej zimy. Pierwsze przymrozki ozdobiły okna małego domku na prerii, pięknymi haftami już we wrześniu, w październiku w prerię uderzyła pierwsza, trwająca trzy dni zamieć. Po jej zakończeniu na podwórku rodzina znajduje stado krów z pyskami przymarzniętymi do ziemi, które na szczęście udaje się uwolnić. Spotkany w miasteczku Indianin potwierdza obawy osadników przepowiadając nadejście gór wielkiego śniegu.
- O co chodziło z tymi siedmioma wielkimi śniegami?- zapytał Almanzo. Tatuś wyjaśnił mu, że co siedem lat, wedle Indianina, przychodzi ciężka zima, a za trzecim razem zima będzie najcięższa ze wszystkich. Indianin przyszedł powiedzieć, że właśnie minęło dwadzieścia jeden lat i w ciągu tej dwudziestej pierwszej zimy śnieżyce będą trwały przez siedem miesięcy.  
Przy okazji spotkania z Indianinem ujawnia się stosunek pionierów do rdzennych mieszkańców prerii.
- Jaki znów Indianin?- spytała mama i pokręciła nosem, jakby na sam dźwięk słowa "Indianin" poczuła w powietrzu zapach indiańskiego obozowiska. Mama gardziła czerwonoskórymi i bała się ich.  
Nie chcąc kusić losu po takich zapowiedziach i ostrzeżeniach, jakie ludzie otrzymują od obumierającej prerii, Charles Ingalls, jego żona Caroline oraz cztery córki niewidoma Mary, Laura, Carrie i Grace przenoszą się na zimę do miasteczka do swojego budynku sklepowego. Domek na prerii mógłby nie wytrzymać naporu kolejnych śnieżyc, poza tym w trudnych warunkach atmosferycznych lepiej być w pobliżu innych ludzi i dostaw żywności oraz opału. Przez miasteczko przebiegała trasa linii kolejowej, co dawało większe szanse na zdobycie zaopatrzenia. Starsze dziewczynki mogły zimą rozpocząć naukę w szkole i uzupełnić wiedzę zdobywaną w domu, pod okiem matki. 
Na krótko po przeprowadzce zima uderza z całą mocą, kolejne śnieżyce zasypują miasteczko i tory kolejowe. Zmniejszają się zapasy żywności i opału sześcioosobowej rodziny. Kiedy kolej podejmuje decyzje o  zawieszeniu ruchu pociągów do wiosny sytuacja osadników dramatycznie się pogarsza. Szkoła zostaje zamknięta. Cała rodzina spędza dni zamknięta w swoim domu, sąsiedzi kontaktują się ze sobą tylko podczas nielicznych i krótkich przerw pomiędzy zamieciami i śnieżycami. Następują kolejne miesiące spędzane w ciemnościach, nafta do lampy kończy się, nie można czytać, apatyczne dziewczynki nie są w stanie dalej się uczyć. W "Długiej zimie" poznajemy przyszłego męża Laury - Almanza Wildera, który zajmuje jedną z działek na prerii pod przyszłą farmę. 
Kiedy przybyli na Zachód Almanzo miał dziewiętnaście lat. Ukrywał to jednak, ponieważ zajął działkę, a nie miał prawa tego zrobić przed ukończeniem dwudziestego pierwszego roku życia. 
"Długa zima" to literatura dla dzieci, ale również książka bardzo dojrzale opisująca zmagania osadników z trudami najcięższej zimy, jest źródłem informacji i świadectwem tych dni przedstawionym oczami naocznego świadka, jakim jest Laura. Długie miesiące głodu, opalania drewnianej chatki słomą, mielenia ostatnich zapasów pszenicy młynkiem do kawy, odbijają się na zdrowiu mieszkańców prerii, równocześnie hartują ich. Pierwszy po wielu miesiącach oczekiwań pociąg nadjeżdża dopiero ostatniego dnia kwietnia, przywożąc zmęczonym mieszkańcom miasteczka zaopatrzenie. 
Z poszczególnych fragmentów książki wyłania się obraz pierwszych mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Obraz ludzi upartych, odważnych i wytrzymałych. Mobilność tych ludzi jest zaskakująca, w krótkim czasie podejmują decyzje o kolejnych przeprowadzkach, bez marudzenia ładują dobytek i swoje rodziny na wozy i zasiedlają kolejne połacie nowego wielkiego świata, który staje się podwalinami najsilniejszej potęgi militarnej i gospodarczej do dnia dzisiejszego.
Mam nadzieję, ze tytuł posta was nie przestraszył, nie mam informacji z żadnego wiarygodnego źródła, że grozi nam ciężka zima, chyba na szczęście wręcz przeciwnie. To dobrze, bo trochę przestraszyły mnie te książkowe zamiecie i jakoś tak zimniej mi się robiło czytając "Długą zimę".

Długa zima.
Laura Ingalls Wilder
Agencja KRIS
Warszawa 1994, 259 str.


poniedziałek, 26 grudnia 2011

Więcej śniegu w żadnym razie nie będzie, a i ten zdąży stajać do świąt ! Boże Narodzenie w Bullerbyn.

Te słowa Lassego z Dzieci z Bullerbyn poprzedzają w książce nadejście śnieżycy. Nam nadmiar śniegu póki co nie grozi, tegoroczne święta spędzamy co prawda z opadami, ale deszczu. Powyższy cytat sprawdził się bowiem bardzo dosłownie, śnieg spadł kilka dni temu i zniknął w Wigilię. Brak śniegu i bajkowej aury postanowiłam sobie zrekompensować sięgając po moje ukochane Dzieci z Bullerbyn, a dokładniej po rozdziały zimowo-bożonarodzeniowe tej książki. Boże Narodzenie w Bullerbyn to również tytuł pięknie ilustrowanego albumu dla dzieci, którego nie posiadam, ale który chętnie przeglądałam podczas przedświątecznych wizyt w księgarniach.
Okres przed świętami dzieci z Bullerbyn wypełniają sobie oczekiwaniem na śnieg i klejeniem koszyczków na choinkę. Dwa dni przed Gwiazdką upragniony śnieg zaczyna sypać nieśmiało, by po kilku godzinach przerodzić się w niebezpieczną śnieżycę. Jednak już następnego dnia...
Następnego dnia słońce świeciło, a piękny, biały puszysty śnieg leżał na wszystkich drzewach.
Podczas ostatnich przed świętami lekcji Lisa, Lasse, Bosse, Olle, Britta oraz Anna otrzymują od swojej nauczycielki zmówione wcześniej książki.
W pewnej chwili, po drodze, Britta wyjęła swoją książkę z bajkami. Powąchała ją. Potem powąchaliśmy ją wszyscy po kolei. Nowe książki pachną tak ślicznie, że po prostu czuje się po zapachu, jak przyjemnie będzie je czytać. Potem Britta zaczęła czytać swoją książkę. Jej mama też powiedziała, że książki należy schować aż na wieczór wigilijny. Britta tłumaczyła, że przeczyta tylko mały, malusieńki kawałeczek. Gdy przeczytała ten kawałek, uważaliśmy wszyscy, że to jest bardzo ciekawe opowiadanie, i poprosiliśmy ją, żeby przeczytała jeszcze kawałeczek. Przeczytała więc jeszcze trochę. Lecz to nic nie pomogło, bo gdy skończyła, byliśmy znów ciekawi dalszego ciągu. - Muszę się dowiedzieć, czy książę został odczarowany, czy nie - mówił Lasse. Zmuszona więc była przeczytać jeszcze kawałeczek. Czytaliśmy więc aż do Bullerbyn, a wtedy okazało się, że Britta przeczytała nam całą książeczkę. Powiedziała jednak, że to nic nie szkodzi, bo i tak przeczyta ją jeszcze raz w wieczór wigilijny.
Skąd ja znam tę niecierpliwość:)? W tym roku sama podkradałam jedną z książek, która miała wylądować pod choinką:).
W Bullerbyn świętowanie Bożego Narodzenia rozpoczyna się w dniu pieczenia pierników.  Potem następują kolejno wyprawa do lasu po choinki dla zagrody północnej, południowej i środkowej, wieczorem dzieci karmią głodne ptaki snopkami odłożonymi na wigilię podczas żniw. W dzień Bożego Narodzenia Lisa z rodzeństwem i przyjaciółmi roznosi prezenty przygotowane przez rodziców dla najstarszych mieszkańców małej szwedzkiej osady. W końcu cała rodzina zasiada do wieczerzy, z którą wiąże się wiele ciekawych, różniących się od naszych tradycji. Słyszycie radość i czujecie zapach świąt w Bullerbyn? Jeśli nie, to chyba pora na ponowną lekturę książki Astrid Lindgren.
 ***
Powoli zapada zmrok, zegar odmierza ostatnie świąteczne godziny. W domu unosi się jeszcze delikatny zapach potraw wigilijnych, zapach mandarynek miesza się z aromatem mocnej kawy i świerkowych gałęzi, powoli gasną świece. Pora zamknąć drzwi dla Gwiazdki 2011 roku. Dobrej nocy:).


środa, 21 grudnia 2011

Bohaterowie mają to do siebie, że ich moc wzrasta w miarę powtarzania opowieści. Nowicjuszka. Trudi Carnavan.

Domowe kąty lśnią świąteczną czystością, książki odkurzone, lampki choinkowe jarzą się wesoło, a ja mam wreszcie trochę czasu na pisanie:). W przerwach pomiędzy codziennymi obowiązkami i przygotowaniami świątecznymi czytałam Nowicjuszkę - drugi tom Trylogii Czarnego Maga. Główna bohaterka cyklu - Sonea rozpoczyna naukę na Uniwersytecie w Gildii Magów. Pod opiekuńczymi skrzydłami mistrza Rothena, dziewczyna ze slumsów uczy się panować nad swoim talentem magicznym i zgłębia wiedzę zarezerwowaną dotychczas wyłącznie dla dzieci z bogatych rodów, klasy panującej w Imardinie. Sonea jak każda pionierka nie ma łatwego życia, staje się bowiem obiektem prześladowań ze strony innych nowicjuszy. Ataki słowne, poszturchiwania i brak choć jednej przyjaznej duszy w grupie dają naszej bohaterce mocno w kość, z czasem agresja przybiera tylko na sile. Talent dziewczyny rozwija się w niespotykanym dotąd tempie, Sonea jest obdarzona siłą, która daje jej szansę zostania najpotężniejszym magiem w dziejach Gildii. Równolegle ze zmaganiami Sonei obserwujemy wątek Dannyla, który otrzymuje stanowisko Ambasadora i rusza tropem Wielkiego Mistrza Akkarina, poszukując informacji o czarnej magii. W tle, do głównych bohaterów docierają informacje o tajemniczych rytualnych morderstwach na terenie Imardinu.
Nowicjuszka jest książką rozbudowaną do granic możliwości. Myślę, że autorka mogłaby spokojnie odpuścić sobie dwieście do trzystu stron tej powieści. Pewne informacje powtarzają się po kilka, w porywach nawet do kilkunastu razy. Te dłużyzny nie posuwają opowieści do przodu, momentami tempo powieści spada na łeb na szyję, jak ciśnienie w Krakowie podczas halnego. Czytając niektóre fragmenty rozmów Dannyla z Tayendem można sobie urwać intelektualną drzemkę i po paru stronach spokojnie wrócić do świata wykreowanego przez Trudi Canavan, bez obaw, że coś istotnego nam umknęło, bo nawet jeśli tak to jeszcze parę razy nam to autorka powtórzy. Denerwowały mnie stworzone przez autorkę nazwy owoców i zwierząt. Lubię wczuć się w to, co czytam i chciałabym wiedzieć jaki smak lub chociaż kolor mają te owoce o dziwnej nazwie.
Historia jest na szczęście na tyle ciekawa i wciągająca, że nie pozwala odłożyć książki. Losy Sonei i tajemnicza postać Wielkiego Mistrza Akkarina zdecydowanie ratują tę powieść. Niezwykle ciekawe były również wędrówki nowicjuszki po tajemniczych podziemiach oraz opisy bibliotek, których jest w książce mnóstwo.
Trylogia Czarnego Maga to fantastyka zdecydowanie młodzieżowa i szkolno-przygodowa.

Nowicjuszka
Trudi Canavan
Galeria Książki
Kraków 2008, 641 str.


środa, 14 grudnia 2011

Świat jest tak pełen ostrych zakrętów, że gdyby nie skrzywili jej nieco, nie miałaby szansy, by się dopasować. Wiedźmikołaj. Terry Pratchett.

Wyobraźcie sobie świąteczny dzień, padający śnieg (wiem, że ostatnimi czasy ciężko przypomnieć sobie jak wygląda, to takie białe, co leci u nas z nieba, ale nigdy w czasie świąt) i...Wiedźmikołaj  w świńskim zaprzęgu przemierzający cały zimowy świat, a potem  ładujący się kościstym tyłkiem przez komin, aby odwiedzić ukochane dziatki. Spokojnie, my mamy naszego pulchnego Mikołaja, Wiedźmikołaj odwiedza dzieci w Świecie Dysku. Ale zacznijmy od początku, otóż zdecydowałam się w końcu sięgnąć po książkę Terrego Pratchetta, na pierwszy ogień, z racji zbliżających się świąt, poszedł Wiedźmikołaj. Wcześniej zgodnie z światłą i bardzo dojrzałą zasadą "nie, bo nie", jakoś było mi z tym autorem nie po drodze, a to okładki jego książek mi się nie podobały, a to jakieś dziwne nazewnictwo i imiona głównych bohaterów. Powiedzmy sobie szczerze: czepiałam się i to zupełnie bezpodstawnie.
W książce sprawy mają się w następujący sposób ginie Wiedźmikołaj, tajemne grono Audytorów chce wymazać go z pamięci dzieci w całym Świecie Dysku. W tym celu opłaca Skrytobójcę Pana Herbatkę. Rolę dobrotliwego starca chwilowo przejmuje na siebie Śmierć. Na poszukiwanie prawdziwego Wiedźmikołaja rusza natomiast wnuczka Śmierci - Susan Sto Helit. I mniej więcej po takim opisie odechciewało mi się Świata Dysku, dlatego, żeby zachęcić was do sięgnięcia po tę książkę opiszę te fragmenty, które gdybym znała je wcześniej przyciągnęłyby mnie do Pratchetta dawno temu. 
Jeśli jesienią i zimą jesteście podminowani i najchętniej przejechalibyście się po współmieszkańcach swojego domu to bez obawy jest nawet nazwa na to schorzenie, nie jesteście odosobnieni, po prostu toczy was "gorączka kabinowa", która objawia się kiedy ludzie zbyt długo przebywają stłoczeni podczas mrocznych, zimowych dni, zaczynają działać sobie na nerwy. Gorączka kabinowa lubi ze zdwojoną mocą atakować w święto Strzeżenia Wiedźm, większość pracowników naukowych Niewidzialnego Uniwersytetu miała związane z nią złe doświadczenia w tym dniu, w swoich domach rodzinnych. W ogóle pracownicy naukowi w Świecie Dysku to mocno odjechane stadło, mam wrażenie, że trochę oderwane od rzeczywistości ze swoimi łazienkowymi problemami i tabletkami z zasuszonej żaby. Magowie, bo tak brzmi poprawna nazwa pracowników Niewidzialnego Uniwersytetu powołują do życia coraz to nowe postacie, a to zjadacza ołówków, a to złodzieja ręczników, no bo przecież gdzieś te przedmioty się podziewają i wcale nie giną w wyniku naszego roztargnienia. No i na potęgę eksperymentują z różnej maści eliksirami i miksturami, z gorszym bądź z lepszym skutkiem, jak w przypadku udanej próby wytrzeźwienia o, boga kaca.
I wtedy dziekan powtórzył mantrę, która w ciągu wieków wywarła tak znaczący wpływ na postęp wiedzy:
- A może zmieszamy to wszystko razem i zobaczymy co się stanie?
Śmierć odmalowana w tej książce jest chyba jej najciekawszą postacią, jedyną przerażającą cechą, poza oczywistą ostatecznością jej działań, jest chyba to, że MÓWI WIELKIMI LITERAMI. Śmierć przejmuje rolę Wiedźmikołaja i roznosi prezenty, poruszając się po świecie zaprzęgiem złożonym z czterech świń o jakże wdzięcznych imionach Kieł, Ryj, Dłubacz i Grzebacz i równie wdzięcznych manierach, zdarza im się na ten przykład zasikać schody w sklepie z zabawkami na oczach dzieci, czekających na wiedźmikołajową audiencję. Śmierć jest mocno zbuntowana, do tego stopnia zbuntowana, że zmienia odwieczny porządek i dokarmia dziewczynkę z zapałkami, uzasadniając swoją decyzję zmiany losu nieszczęsnej sieroty nie znoszącym sprzeciwu zdaniem tak to być nie powinno.
A, że święta i Sylwester już niedługo wspomnę jeszcze o bogu, który pod naszą szerokością geograficzną nie miałby łatwego życia.
- Istniej bóg kaca?
- O, bóg - poprawił ją. - Kiedy ludzie wzywają moje imię, rozumiesz, trzymają się za głowę i mówią "O, boże...".
O, bóg kaca przejmuje bowiem na siebie wszystkie dolegliwości dnia następującego po mocno zakrapianych imprezach. Sam nie pije, cierpi za pijące miliony:). Cóż, najwyraźniej nie ma sprawiedliwości w Świecie Dysku.
W Wiedźmikołaju przedstawiono również ciekawy pomysł na nową teorię socjalizacji społeczeństw, która zakłada, że jako dzieci uczymy się wierzyć w małe kłamstwa Wiedźmikołaja i wróżki zębuszki na przykład. Dorosły człowiek może dzięki temu na późniejszym etapie rozwoju wierzyć w istnienie sprawiedliwości, miłosierdzia, obowiązku, które są niczym innym jak większymi kłamstwami, pozwalającymi zachować ład w krainie człowieka.
Omal nie zapomniałam o jeszcze jednej barwnej postaci - Śmierci Szczurów, która zdecydowanie więcej roboty ma dwa tygodnie po Strzeżeniu Wiedźm, bo wtedy trzeba pozbierać z tego łez padołu wszystkie zagłodzone chomiki i świnki morskie, zapomniane świąteczne prezenty.
No i zakończenie, w którym jak to w klasyce gatunku świątecznych powieści, w końcu porządnie najedzeni bezdomni prowadzą między sobą rozmowę dotykającą głębi i istoty świąt. Że bogów w Świecie Dysku dostatek na koniec tej dyskusji pada sakramentalne:
- I niech bóg błogosławi każdego z nas - dodał Arnold Boczny.
- Który bóg?
- Nie wiem. A którego byś chciał?
Z Pratchettem w ogóle należy postępować ostrożnie, czytanie jego książek w miejscach publicznych grozi ostracyzmem ze strony przerażonych naszymi nagłymi wybuchami śmiechu współpasażerów komunikacji miejskiej. Głupi uśmiech bowiem, nie schodził z mojej twarzy przez trzy dni w czasie których dawkowałam sobie lekturę. Na pewno sięgnę po kolejne tytuły, żeby poszerzyć nieco wiedzę o Świecie Dysku, ale przede wszystkim dla niesamowitego poczucia humoru Terrego Pratchetta.

Wiedźmikołaj
Terry Pratchett
Prószyński i S-ka, 311 str.



poniedziałek, 12 grudnia 2011

Płonęłaś cała wczoraj w chłodnej poświacie księżyca, gdy podniosłaś bunt przeciwko losowi i domagałaś się równości ze mną. Dziwne losy Jane Eyre. Charlotte Brontë.

O posiadaniu tej książki na własność marzyłam bardzo długo, ale jakoś nie było nam po drodze, kiedy byłam zdeterminowana, żeby ją kupić, nie było wznowień, zupełnie nie wiem dlaczego. Po raz pierwszy "Dziwne losy Jane Eyre" czytałam wiele lat temu podczas wakacji, na strychu domu babci, tam też znalazłam stary egzemplarz, do dziś nie wiem do kogo należał i strasznie żałuję, że zaginął, pewnie spłonął podczas którejś zimy w piecu, swoją drogą bardzo adekwatny koniec. Dzisiaj mogę pochwalić się swoim własnym wydaniem z filmową okładką, otrzymanym w prezencie urodzinowym.
Jane Eyre była dzieckiem zrodzonym z miłości ubogiego pastora oraz panienki z bogatego dworu Gateshead Hall. Rodzice, umierając młodo, pozostawili jedynaczkę na łasce krewnych: Johna Reed oraz jego żony. Śmierć wuja przypieczętowała ostatecznie los maleńkiej Jane, ciotka zazdrosna o względy jakimi za życia darzył John Reed dziecko oraz jego matkę, a których według żony skąpił własnym dzieciom, nie mogła i nie chciała zaakceptować dziewczynki i wychowywać jej jako równej kuzynostwu. Ucieczką od prozy życia stają się dla Jane książki i rysunki. Na krótko przed swoimi dziesiątymi urodzinami, upokorzona kolejną z wielu niesprawiedliwości, Jane Eyre gwałtownie wybucha, pokazując skrywaną potęgę charakteru małego dziecka tak rzadko spotykaną w tamtych czasach i tak okrutnie tępioną. Rezolutna dziewczynka, rozumiejąc że prawa jej należne, z uwagi na więzy krwi nie są respektowane, wygarnęła ciotce Reed co o niej myśli. Tym samym dała swojej krewnej pretekst do pozbycia się dziecka i umieszczenia w zakładzie dla sierot, szkole Loowood, gdzie spędza kolejne lata swojego życia, ucząc się i zdobywając zawód nauczycielki. Również w szkole los nie oszczędza naszej głównej bohaterki, tutaj umiera jej przyjaciółka Helenka Burns, a  niedojadające, zaniedbane pensjonariuszki dziesiątkuje tyfus. Osiemnastoletnia Jane opuszcza Loowood, otrzymując posadę guwernantki Adelki Varens, podopiecznej właściciela Thornfield Hall. 
W dniu, w którym Jane Eyre przekracza progi dworu Thornfield Hall rozpoczyna się jedna z najpiękniejszych historii miłosnych światowej literatury:). Edward Rochester odnajduje bowiem w Jane Eyre wszystko to, czego szukał u kobiet światowych i czego nie mógł i nie miał prawa odnaleźć w spętanym szaleństwem umyśle pierwszej żony.
Chciałam Cię tak szalenie rozkochać w sobie, jak sam się w Tobie kochałem, a wiedziałem, że zazdrość będzie mi najlepszym sprzymierzeńcem w osiągnięciu tego celu.
Niezwykłe okoliczności w jakich spotykają się Pan Rochester oraz Jane, zapisy z wielogodzinnych rozmów przy kominku oraz tajemnicza rywalka, zamieszkująca strych starego domostwa, tworzą magiczny, mroczny świat, w którym zapadam się nawet dzisiaj przeglądając książkę w poszukiwaniu cytatów.
Nie chcę streszczać całej historii Jane Eyre, chcę tylko gorąco polecić tę książkę i jej filmowe adaptacje i przypomnieć drugiego z mężczyzn jakich na swojej drodze spotyka główna bohaterka, już po ucieczce z Thornfield i zamieszkaniu w Moor House. Saint John to zupełne przeciwieństwo pierwszej miłości Jane, ambitny pastor żąda poświęcenia, wydawałoby się w słusznej sprawie, ale zdaje się mieć do tego mniejsze prawo od swojego poprzednika w sercu Jane, który w zamian oddawał siebie. W Moor House odnajdujemy samą Charlotte pośród swojego rodzeństwa, oddanego pasji zdobywania wiedzy i doskonalenia umiejętności pisarskich.
Postać Jane Eyre kojarzy mi się z niezwykłą żywotnością umysłu oraz wielką pasją życia. I ten dalszy ciąg, którego czasem brak najlepszym powieściom,  przekonanie, że ta wielka miłość jest miłością spełnioną i to z dziesięcioletnim stażem:).

Jane Eyre.
Charlotte Brontë
Wydawnictwo Prószyński i Spółka
Warszawa 2011,  568 str.



środa, 7 grudnia 2011

Princesse lointaine.* Dziwne losy Adelki. Emma Tennant.

Pisanie kontynuacji powieści takich jak "Dziwne losy Jane Eyre" jest karkołomnym zadaniem, czytanie ich to równie szalony pomysł.
Powieść Emmy Tennant dzieli się na trzy części, autorka oddaje w niej głos bohaterom pominiętym w "Dziwnych losach Jane Eyre". Narratorami powieści są przede wszystkim Adelka Varens, Edward Rochester i Pani Fairfax. Każda z części opowiada o innym etapie losów głównych bohaterów, w pierwszej poznajemy paryski epizod z życia Edwarda, historie jego miłości do Celiny Varens, opowiedzianą z punktu widzenia dziecka - Adelki. Po śmierci matki dziewczynka niespodziewanie zjawia się u wrót Thornfield Hall, z oryginału wiemy, że to Pan Rochester przywiózł dziecko z Paryża, a nie samo przybyło pod jego drzwi. Część trzecia, najkrótsza, opowiada o dalszych losach bohaterów, o tym jak ułożyli sobie dalsze życie.
O ile wariacje na temat dalszego ciągu wydarzeń popularnych powieści jestem w stanie objąć rozumem i w sumie mi nie przeszkadzają, o tyle zmian w zasadniczej części książek takich jak dzieło Charlotte Brontë pojąć nie potrafię, zwłaszcza jeśli pełne są błędów, które pewnie są celowe i służą poprowadzeniu historii w kierunku zamierzonym przez Emmę Tennant, ale wyglądają jakby autorka nie znała książki, której kontynuacje napisała.
Morderstwo, cudowne ozdrowienie w kostnicy, cyrkowe popisy Adelki, odnalezienie tajemniczych zwłok, drugich w okolicach Thornfield, zgubienie jednej pokaźnych rozmiarów służącej, do tego wszystkiego rewolucyjny Paryż i wychodzi nam wielki chaos. Autorka pokusiła się również o stworzenie alternatywnej wersji pożaru w Thornfield. Nie zgadniecie kto i dlaczego spalił to zacne domostwo:). Nie odnalazłam w "Dziwnych losach Adelki" nawet cienia moich ukochanych bohaterów, nawet odrobiny magii, którą jak dla mnie jest wypełniona książka Charlotte Brontë.
Czytałam już "Pemberley" Emmy Tennant i była to naprawdę niezła książka, oczywiście daleko jej było do powieści Jane Austen, ale opierała się na ciekawym pomyśle i z tego co pamiętam trzymała niezły poziom. W ubiegłym roku zakupiłam "Emancypację Mary Bennet" i była to sromotna klęska, do dziś żałuję wydanych na nią pieniędzy.  Kiedy następnym razem wpadnę na pomysł przeczytania, albo co gorsza kupienia kontynuacji jakiejś powieści dam sobie po łapach.

Dziwne losy Adelki
Emma Tennant
wydawnictwo C&T
Toruń 2005, 186 str.

*zamorska księżniczka, w książce jest sporo francuskojęzycznych wtrąceń, które przypomniały mi że gdzieś, kiedyś uczyłam się tego języka;).

wtorek, 6 grudnia 2011

Wzajemnie zasilamy się dobrem, wzajemnie przygaszamy się złem. Bajki niebieskie. ks. Mieczysław Maliński.

Ciężką przeprawę miał dzisiaj nasz najukochańszy święty, no bo śniegu ani grama, a sanie jakoś odpalić trzeba. Dzisiaj nie zamierzam się jednak chwalić prezentami, pochwalę się kiedy indziej:). Dzisiaj chcę wam opowiedzieć o książce, którą wyszperałam wczoraj przypadkowo za regałem. Tutaj należy się jedno wyjaśnienie. Jak większość szanujących się moli książkowych, co jakiś czas sprzątam swoje półki z książkami i robię tzw. przegląd tyłów co jest niczym innym, jak przeglądem zawartości książek upchanych w dwuszeregu za regałem głównym właściwym.Tym razem poza sporą warstwą kurzu, bakterii i innych mikroszkodliwców, znalazłam swoją ulubioną książkę z bajkami niebieskimi ks. Mieczysława Malińskiego. Z tej błękitnej książeczki pochodzą bajki, które stanowią moje główne źródło wiedzy mikołajologicznej i aniołkologicznej. Autor zebrał w "Bajkach niebieskich" wszystkie bajki o aniołkach, diabełkach, świętym Mikołaju i Bożym Narodzeniu, które napisał z myślą o najmłodszych. Moje wydanie pochodzi z 1996 roku i kupiłam je wiele lat temu w kościelnym sklepie z książkami, wcześniej siostra zakonna, która uczyła nas religii czytała nam bajki ks. Malińskiego podczas przerwy śniadaniowej. 
Moja ulubiona bajka ze zbioru "Święty Mikołaj" jest piękną opowieścią o legendzie młodego Mikołaja, który majątek otrzymany od rodziców dzieli pomiędzy ubogich mieszkańców miasteczka. Mikołaj odwiedza obdarowywanych nocą i działa w  wielkiej tajemnicy. Tajemnica jest tak pilnie chroniona, że Mikołaj otrzymuje od mieszkańców swojego miasteczka przydomek szatana z zamku, ponieważ jego majątek kurczy się w krótkim czasie, a sąsiedzi są przekonani, że Mikołaj zużywa swoje pieniądze w mało chwalebny sposób, nie łączą jego osoby z aniołem, który nocą odwiedza ubogich. "Opowiadanie wigilijne" z  kolei jest historią o tym jak trudno czasem utrzymać nerwy na wodzy w Boże Narodzenie. Mały Janek nie wytrzymuje wigilijnego ciśnienia, jakie konsekwencje ściąga na swoją rozpaloną głowę dowiemy się z tej gwiazdkowej historii, która jest wiernym obrazem naszego pełnego niedoskonałości życia codziennego. W "Bajkach niebieskich" odnajdziemy również sporo zabłąkanych aniołków, które ostatecznie odnajdują dobrą drogę i diabełków, które też gubią się między obłokami Królestwa Niebieskiego i o dziwo zostają w nim na dłużej. Ks. Maliński tłumacząc tytuł swojej książki jako "Bajki niebieskie" - bo to bajki o niebie i ziemi w zasadzie najkrócej tłumaczy nam zawartość tej książki, bo to historie nie tylko z nieba, te aniołki jakoś tak podejrzanie bardziej przypominają kilkulatki, które biegają po miastach i wsiach, daleko bardziej je przypominają niż istoty niebieskie. Piękny klimat, cudowny powrót do dzieciństwa, historie opowiedziane w Bajkach niebieskich pozwalają chociaż na chwile wyprostować te nasze dorosłe ścieżki:).
Cytat, który jest tytułem dzisiejszego posta to słowa człowieka, który potrafi pięknie i mądrze mówić o codzienności i pochodzą z jego twórczości dla dorosłych. Ks. Mieczysław Maliński mówi prosto o sprawach trudnych, dzięki niemu życie przestaje wydawać się tak strasznie skomplikowane. Polecam bajki i całokształt twórczości, na przedświąteczne, duchowe oczyszczenie.

Bajki niebieskie
ks. Mieczysław Maliński
wydawnictwo Rhema
Kraków 1996, 207 str.

sobota, 3 grudnia 2011

Za oknami panował grudniowy mróz, a wiatr szukał najdrobniejszych nawet szczelin w oknach. Świąteczna podróż. Anne Perry.

Zapach pomarańczy, jabłek i cynamonu, który unosi się w całym domu, to znak, że zbliża się  Boże Narodzenie. Dzisiaj zrobiłam przegląd świątecznych ozdób, kilka już znalazło sobie miejsce na regałach z książkami. W okolicach grudnia wynajduje sobie również lekturki wprowadzające w świąteczny nastrój. Pierwszą książką z klimatem świątecznym w tle, przeczytaną przeze mnie w tym roku jest "Świąteczna podróż" Anne Perry. Ta jak najbardziej współczesna pisarka napisała powieść osadzoną w realiach epoki wiktoriańskiej. Mamy więc posiadłość Applecross w Berkshire  i wytworne towarzystwo, które spędza w niej czas na zaproszenie jej właściciela Omegusa Jonesa. Dni upływają im leniwie na kolejnych posiłkach, rozmowach o polityce i plotkach towarzyskich. Jedna z kolacji kończy się skandalem, kiedy jedna z dam zarzuca drugiej interesowność w doborze kandydata na męża. I tutaj autorka mocno mnie zaskoczyła, szczerze mówiąc spodziewałam się jakiejś wzruszającej historii świątecznej, a otrzymałam kryminał opierający się na bardzo ciekawym pomyśle. Urażona wdowa Gwendolen popełnia bowiem samobójstwo, a towarzystwo zgromadzone w Applecross bardzo szybko odnajduje winnego - panią Alvie, autorkę skandalu z dnia poprzedniego. Groźba ostracyzmu towarzyskiego zmusza panią Alvie do udania się w podróż w celu poinformowania matki Gwendolen o okolicznościach śmierci jej dziecka. A teraz wyobraźcie sobie grudzień i środek lokomocji w postaci, w wersji optymistycznej powozu, w wersji mniej przyjemnej grzbiet kucyka i szalejące wokół zawieruchy. Mało sympatycznie zapowiada się ta świąteczna podróż, nieprawdaż? Na szczęście Isobel ma wsparcie przyjaciółki Lady Vespasii ( ciekawe imię, zastanawiam się ile Brytyjek nosi podobne? ). Lady Vespasia jest kobietą błyskotliwą i bardzo szybko odnajduje rozwiązanie tajemniczych wypadków, które miały miejsce w Applecross.
Książka jest niewielka, ładnie wydana. Idealna na grudniowy wieczór.

Świąteczna podróż.
Anne Perry
Wydawnictwo Zysk i spółka, 112 str.


piątek, 2 grudnia 2011

Może wskazówki zegara miały dość obracania się rok za rokiem w tę samą stronę i nagle postanowiły zmienić kierunek. Tajemnica Bożego Narodzenia. Jostein Gaarder.

Adwent trwa w najlepsze od 6 dni ( czyli od niedzieli 27 listopada, czwartej niedzieli poprzedzającej święta Bożego Narodzenia ) i potrwa do 24 grudnia. Z tym czasem wyciszenia i przygotowań świątecznych łączy się mnóstwo tradycji i zwyczajów, część z nich jest dziełem naszych przodków, a część przywędrowała z krajów Europy Zachodniej. Jedną z tradycji zaczerpniętych zza zachodniej granicy jest kalendarz adwentowy, który gości w moim domu od wielu lat i czy to w postaci czekoladowej, z niezjadliwymi czekoladkami:), czy bardziej zaawansowanej technologicznie, komputerowej odlicza dni do Bożego Narodzenia. Podziwiam pracowite łapki, które tworzą swoje własne adwentowe kalendarze, ja jeszcze tego nie robiłam, ograniczam się do tworzenia adwentowych stroików z czterema świecami symbolizującymi kolejne niedziele Adwentu. Historię takiego ręcznie robionego kalendarza opowiada "Tajemnica Bożego Narodzenia" autorstwa Jostein Gaarder.
"Tajemnica Bożego Narodzenia" gości w moim domu od ubiegłego roku i znów cierpliwie odlicza kolejne dni grudnia. Książka jest podzielona na 24 rozdziały - po jednym na każdy dzień Adwentu. "Tajemnica..." opowiada dwie historie - Joachima, który ostatniego dnia listopada zostaje właścicielem niezwykłego kalendarza adwentowego oraz Elisabet, która podróżując do Betlejem cofa się w czasie do dnia narodzin Tego, który rodzi się każdego roku w grudniu. Opowieść o Elisabet rozpoczyna się, kiedy dziewczynka wraz z mamą odwiedza dom towarowy w poszukiwaniu prezentów, w tym samym czasie pewien baranek traci cierpliwość i nie chcąc dłużej wysłuchiwać brzęku aparatów kasowych ucieka ze sklepu. Elisabet podąża za nim i spotyka anioła Efiriela, który zabiera ją w niezwykłą podróż. Każdego dnia Adwentu, otwierając okienka kalendarza, Joachim poznaje koleje losu Elisabet i nowych bohaterów wędrujących do Betlejem. Książka Jostein Gaarder  ma klimat bardzo odmienny od tego, jaki panuje zazwyczaj wokół nas przed świętami, nie ma w niej  zabiegania i  eksploatowania na wszystkie sposoby tematu świąt w reklamach i wszechobecnej komercji, jest natomiast piękna historia, niezwykłe przemyślenia oraz mnóstwo tajemnic, które uczą cierpliwości, bo przecież każdego dnia wolno nam zapoznać się tylko z jednym rozdziałem książki:). "Tajemnicę Bożego Narodzenia" odkrywamy dzień po dniu, czekając na te najpiękniejsze w roku święta.  Życzę wszystkim przyjemnej lektury oraz pięknego, pogodnego Adwentu z światłem lampionów, które rozproszą mrok przed nami.

Tajemnica Bożego Narodzenia
Jostein Gaarder
Wydawnictwo Czarna Owca
Warszawa 2009, 240 str.

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...