Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biblioteczka najmłodszych. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą biblioteczka najmłodszych. Pokaż wszystkie posty

piątek, 20 września 2013

Bo zawżdy ci więcej jedzą, którzy bliżej misy siedzą.* Świat w obrazkach. Mali smakosze.


Im chłodniejsza jesień za oknem, tym więcej myśli poświęcamy jedzeniu, również książki i strony internetowe z fotografiami wymyślnych dań, częściej przykuwają naszą uwagę. Poszukiwaniem nowych przepisów i późniejszym przenoszeniem ich na grunt własnego królestwa kuchennego, ocieplam sobie paskudną wrześniową aurę za oknem. Humor poprawiam sobie również przeglądaniem uroczo kraciastej, czerwoną kratą kuchennego obrusu książki "Mali smakosze".

Encyklopedia z serii "Świat w obrazkach" barwnymi ilustracjami i przystępnym tekstem, przekazuje najmłodszym wiedzę na temat żywienia. Książka podzielona jest na trzy rozdziały i całe mnóstwo smakowitych podrozdziałów, poświęconych konkretnym rodzajom żywności: owocom, mleku, pieczywu, kawie, herbacie i czekoladzie.

Pierwszy rozdział, poświęcony historii żywności, opowiada jak radzili sobie ze zdobywaniem jedzenia nasi bardzo dalecy przodkowie, jak w prehistorii sukcesem zakończyły się eksperymenty z łączeniem ognia i upolowanej zwierzyny, owocując smaczniejszym i łatwiej przyswajalnym posiłkiem. Kolejną po nauce gotowania rewolucją, były początki rolnictwa, czyli nabycie przez ludzi umiejętności hodowania zwierząt i roślin na pokarm. Poprzez czasy starożytne, w których zasiadamy do stołu Egipcjan i Rzymian, przenosimy się do Średniowiecza, kiedy ludzie zasmakowali w gorącej zupie. Następne zmiany przyszły z odkryciami nowych lądów, wtedy menu Europejczyków poszerzyło się o nieznane wcześniej warzywa, owoce, przyprawy.

Od 200 lat potrafimy już żywność konserwować, dzięki francuskiemu cukiernikowi Nicolas Appert. Ostatnie etapy historii żywności to XIX-wieczna rewolucja przemysłowa i łącząca się z nią konieczność wykarmienia coraz liczniejszej rzeszy mieszkańców miast oraz już współczesny wzrost produkcji rolnej, z wykorzystaniem nowych technologii i osiągnięć nauki, który niestety, nie zawsze wychodzi nam na zdrowie.

Druga część książki przekazuje w ciekawy sposób wiedzę o pochodzeniu i przetwarzaniu żywności. Opowiada o pierwszym pożywieniu, które mama daje dziecku, czyli mleku, o kukurydzy, którą Indianie nazywali "Synem Słońca", o sadach, kipiących jesienią owocami i wodnej uprawie ryżu w dalekiej Azji. Najmłodszy czytelnik, któremu częściej zdarza się pochodzenie mleka łączyć z kartonem i supermarketem, niż z pasącą się na zielonej łące, łaciatą krową, dowie się, że te wszystkie pyszności, które trafiają na nasz stół pochodzą z pól uprawnych, sadów, pieczarkarni.

"Mali smakosze" ożywią trochę nudne posiłki, bo taki ziemniak, którego torpeduje wzrokiem na talerzu niejadek, ma przecież fascynującą historię. Żeby trafić na nasze talerze, wiele wieków temu musiał przepłynąć ocean, ponieważ pochodzi z dalekiego Peru. Aby upowszechnić hodowlę tego warzywa w czasach Ludwika XVI, posłużył się Antoine Parmentier podstępem, nakazując ustawić strażników wokół pól, na których uprawiano ziemniaki, ludność zaczęła podkradać "cenne", chronione sadzonki i w krótkim czasie zasmakowała w ziemniakach.

Ostatni najkrótszy rozdział, znaczenie żywności, przekazuje chyba najbardziej wartościową wiedzę, ponieważ opowiada o zdrowym sposobie odżywiania i właściwych nawykach żywieniowych. Chociaż czasami mam dziwne wrażenie, że wydawnictwo Olesiejuk próbuje zabić czytelnika kolorem, powoli zaczynam się do ich przesadnie barwnej twórczości przyzwyczajać, a "Mali smakosze" to wyjątkowo udana i pożyteczna pozycja z ich oferty, podobnie jak pozostałe encyklopedie z serii "Świat w obrazkach". Życzę bardzo smacznej jesieni i do napisania wkrótce:).

Świat w obrazkach. Mali smakosze. ( L'imagerie des petits gourmands.)
Wydawnictwo Olesiejuk 2013, 120 str.

* Mikołaj Rej

czwartek, 21 marca 2013

Za górami, za lasami jest kraina baśni. Odwiedź ją, posłuchaj bajki i spokojnie zaśnij. Jak skrzat Jagódka oswajał zimę. Ewa Stadtmüller.

W ubiegłym roku o tej porze marzec był już przedwiośniem, leszczyna sypała złotym pyłkiem, z podziemnych czeluści wydostawały się na dzienne światło krokusowe łepetyny, a słońce wytrwale ozłacało zapączkowane drzewa w sadzie. W tym roku marzec mija przy akompaniamencie zimowych zamieci, z zasypanymi śniegiem oknami i śnieżnymi zaspami w ogrodzie. Bardzo efektowna ta zimowa końcówka:). Od tłukącego o szyby wieczorami wiatru odgradzam się zimowymi książkami:). O kilku z nich uda mi się mam nadzieję opowiedzieć na wyspie książek, zanim za oknem zazieleni się na dobre, a zimowe książki upchnę w kącie regału, gdzie długo poczekają na powrót najzimniejszej pory roku.

O książkach dla dzieci piszę często, ale o tych dla najmłodszego czytelnika wspominam rzadko, więc tytuł o którym będzie dzisiejszy post "rozgrzewkowy" po dwumiesięcznej przerwie nie jest typowy dla mojego blogu, bo to bajka. Pełna uroku zimowa opowieść, która zamknęła ostatnie większe zamówienie z księgarni, potem długo leżakowała zapomniana pomiędzy czasopismami. O oswajaniu zimy postanowiłam poczytać w marcu, kiedy utrzymująca się za oknem zimowa aura powoli staje się nie do zniesienia.

Jagódka jest skrzatem leśnym, który wraz ze swoją skrzacią małżonką Poziomką, zamieszkuje okazały domek pod paprociami. Kiedy Jagódka planuje kolejną przebudowę swojego domu, zaskakuje go nadejście zimy:

Właśnie rozmyślał nad poszerzeniem spiżarni, gdy zauważył, że niebo zmieniło kolor z błękitnego na szary. - Wygląda na to, że w nocy będzie padać - pomyślał skrzat i uśmiechnął się do siebie. Bardzo lubił, kiedy deszcz stukał o szyby, kołysząc go do snu. Wieczorem czekał na to stukanie i czekał, aż w końcu zasnął. Gdy rano spojrzał przez okno, natychmiast zrozumiał, czemu w nocy było tak cicho. Swoje królowanie rozpoczęła pani zima.

Ogólny zarys planu Jagódki na spędzanie zimowych dni zawiera dwa istotne założenia: wysypianie się do południa oraz spokojne wieczory przy kominku. Plan idealny, zwłaszcza tego wysypiania się do południa szczerze bajkowemu bohaterowi zazdroszczę, ale zawiera jedną lukę, Jagódka nie wie jakimi zajęciami wypełnić długie zimowe popołudnia. Skrzat rusza więc w zimowo wyciszony las w poszukiwaniu inspiracji u leśnych przyjaciół. Autor najciekawszego pomysłu odnajduje się zaskakująco blisko Jagódki, a wymyślone przez skrzaty idealne zajęcie na zimowe popołudnia przypadłoby do gustu każdemu czytelnikowi blogów o książkach:).

Książeczki o skrzacie Jagódce, krakowianki, pani Ewy Stadtmüller byłam bardzo ciekawa, ponieważ bardzo lubię książki o Krakowie i Zakopanem tej autorki oraz książeczkę pod intrygującym tytułem Jak czosnek został przyjacielem człowieka:). Jak skrzat Jagódka oswajał zimę to ciepła, mądra historyjka, opowiedziana ładną polszczyzną, z pięknymi ilustracjami Kazimierza Wasilewskiego, z których bije ciepło ognia płonącego na kominku i kojąco otula zimowa cisza lasu.

Jak skrzat Jagódka oswajał zimę.
Ewa Stadtmüller
Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2011, 12 str.

czwartek, 17 maja 2012

Ogród artysty. Linnea w ogrodzie Moneta. Christina Björk.


Każdy miesiąc niesie ze sobą drobne i większe przyjemności związane z nim nierozerwalnie. Kwiecień to ciemny las z dywanem z zawilców, pąki i kwiaty na drzewach i pierwszy świeży powiew wiosny. Czerwiec ma smak czereśni i zapach truskawek. Pierwsza połowa maja ma zapach bzu:). Pod oknem sypialni, od wielu lat rośnie ciemnofioletowy bez, w tym roku zakwitł wręcz nieprzyzwoicie bujnie, a jego mocny aromat, wślizgując się naszymi oknami, budzi mnie do życia każdego ranka. Jestem stworzeniem nocnym, więcej we mnie sowy niż skowronka, dlatego potrzebuję pozytywnych porannych impulsów, ten majowy to właśnie bez. Gdybym została malarką, to właśnie kwiaty bzu byłyby głównym motywem moich obrazów, w końcu znam je najlepiej i najdłużej:).
Książka, o której będzie dzisiejszy post, opowiada o małej dziewczynce zakochanej w ogrodach, francuskim malarzu impresjoniście, jego rodzinie i życiu w małym różowym domu otoczonym pięknym ogrodem oraz stawem z japońskim mostkiem w Giverny. "Linnea w ogrodzie Moneta" poza tym, że przekazuje solidną porcję wiedzy o malarzu C. Monet, jest również opowieścią o wielkiej przygodzie, jaką dla Linnei i jej opiekuna, emerytowanego ogrodnika, pana Blomqvista, była wyprawa do Paryża śladami wielkiego artysty.
Głównym motywem malarstwa Moneta był japoński most i wypełniające staw nenufary. W książce jest kilka zdjęć obrazów tego właśnie mostu, malowanego na różnych etapach życia C. Moneta, te najbardziej wstrząsające, powstały, kiedy malarz tracił wzrok z powodu poważnej choroby oczu, obraz mostu jest zamazany, ale nadal piękny.
Linnea odwiedza kolorową i niezwykłą kuchnię rodziny Monet, odpoczywa na ulubionej ławce malarza i poznaje historię życia jego i ósemki jego dzieci. Po powrocie z Paryża, Linnea porządkuje wspomnienia i skarby przywiezione z Francji, liście paryskich drzew, bilety wstępu, fotografie, lądują w drewnianej skrzynce w pokoiku dziewczynki.
Biografia C. Moneta jest przedstawiona rzetelnie, uzupełniona starymi fotografiami, anegdotami z życia całej rodziny Moneta i przyprawiona szczyptą magii Paryża i tajemniczego ogrodu w Giverny.


Linnea w ogrodzie Moneta. ( Linnea i Målarens Trädgård. )
Christina Björk, ilustracje: Lena Anderson
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2009, 52 str.
Claude Monet (1840-1926)

wtorek, 24 kwietnia 2012

Wszyscy znęcają się nad Lottą. Lotta z ulicy Awanturników. Astrid Lindgren.

Wyspa książek obrosła pajęczynką i trochę się zakurzyła. Tydzień spędziłam na wsi, dlatego dopiero dzisiaj mogę swoje miejsce w sieci porządnie przewietrzyć:).
W minionym tygodniu powiększałam i porządkowałam ogród i sad, sadziłam warzywa w nowym warzywniku i rozsadzałam kwiaty. Sadzonki roślin kupiłam na klimatycznym targu w pobliskim małym miasteczku, tradycyjnie odwiedziłam też maleńką księgarnię i antykwariat. Wczesnym porankiem i wieczorami paliłam w piecach pełną parą, bo na wschodzie Polski te ostatnie dni były jeszcze zimne.
Z zapączkowanego ogrodu, lasu i łąki wróciłam do zieleniącego się już pełną parą Krakowa.
***
Czytanie przy akompaniamencie strzelającego pieca jest dwa razy przyjemniejsze niż czytanie przy ciepłych kaloryferach, a już czytanie w takich okolicznościach zimowego "Tańca ze smokami" to prawdziwa uczta dla wyobraźni. Książkę Martina czytam powolutku, dozując sobie przyjemność, jakiej mi dostarcza. W międzyczasie przejrzałam dwie książki dla maluchów i właśnie o jednej z nich opowiem dzisiaj.
***
"Lotta z ulicy Awanturników" Astrid Lindgren to krótka historia o pewnej zadziornej dziewczynce. Lotta Nyman od rana ma zły humor. Jest zła na mamę i swoje rodzeństwo: Mię Marię i Jonasa. Pięcioletnia Lotta postanawia więc wyprowadzić się z domu Nymanów i założyć własne gospodarstwo na strychu rupieciarni cioci Berg.
Stryszek jest miejscem wymarzonym dla małej dziewczynki, stare meble i dywaniki wypełniają małe pomieszczenie, a zakamarki pokoiku kryją prawdziwe skarby. Porcelanowy serwis, starą lalkę Violę Linneę i całą szufladę jej ubranek. Lotta świetnie bawi się na stryszku w towarzystwie Niśka, swojego pluszowego prosiaczka...ale po zapadnięciu zmroku, zaczyna Lottcie brakować mamy:).
Zawsze lubiłam krnąbrną, dzielną Lottę, a w obrazek stryszku wpatrywałam się jako dziecko godzinami. Polecam do wspólnego, wieczornego czytania:).

Lotta z ulicy Awanturników. ( Lotta på Bråkmakargatan., 1961 )
Astrid Lindgren
Nasza Księgarnia, Warszawa 1998, 59 str.


Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...