Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Wielkanoc. Pokaż wszystkie posty

sobota, 19 kwietnia 2014

Wielkanoc.


Po wielu dniach porządkowania domu, ogrodu, zazieleniania wszystkich doniczek i wystawiania ich na słoneczko, czas na wielkie świąteczne wytchnienie i spokojne obserwowanie efektów swojej pracy coraz śmielej rozrastających się po zakątkach ogrodu i balkonu. Lekturami, które opatrzyłabym etykietami wiosennych książek motywujących do działania na odcinku dom - ogród są "Pat ze Srebrnego Gaju" i "Pani na Srebrnym Gaju", za takie oto fragmenty, z którymi trudno się również współczesnej pani domu nie zgodzić: 

Wiosną wszystko było takie czyste. Nie rosły chwasty, nigdzie nie leżały zeschłe liście. W domu też unosił się zapach czystości. Matka i Judysia zrobiły wielkie porządki szorując i pastując podłogi, myjąc okna. Winnie i Pat pomagały po powrocie ze szkoły. Przyjemnie było upiększać ukochany dom.*

Inną książką, którą chętnie ściągam z regału i przeglądam tuż przed Wielkanocą jest "W ziemiańskim dworze". Choć znam książkę Mai Łozińskiej o codzienności mieszkańców dworów bardzo dobrze, za każdym razem trafiam na fragment, który mocniej osadza się w mojej pamięci. Jak choćby ten o procesji w Niedzielę Wielkanocną : 

Jak nakazywała tradycja, strzelano na wiwat Zmartwychwstałego Chrystusa - im głośniej, tym lepiej. Wiejscy chłopcy, którzy ustawiali się wokół kościoła na trasie procesji, używali do tego kalichlorku, czyli specjalnej mieszanki siarki, węgla drzewnego i saletry nawozowej. Nasączoną nim szmatkę obwiązywali ciasno nitką i kładli na jednym polnym kamieniu, by mocno uderzyć weń drugim, możliwie dużym i ciężkim. Efekt był oszałamiający - potężny huk i chmura niebieskiego dymu.**


Ponieważ świąt nie wyobrażam sobie bez "Wielkanocnego pacierza" ks. Jana Twardowskiego poniżej tekst wiersza, wraz z życzeniami spokojnych i udanych świąt z chwilką wygospodarowaną na lekturę :).

Wielkanocny pacierz.

Nie umiem być srebrnym aniołem -
ni gorejącym krzakiem -
tyle zmartwychwstań już przeszło -
a serce mam byle jakie.


Tyle procesji z dzwonami -
tyle już Alleluja -
a moja świętość dziurawa
na ćwiartce włoska się buja.


Wiatr gra mi na kościach mych psalmy -
jak na koślawej fujarce -
żeby choć papież spojrzał
na mnie - przez białe swe palce.


Żeby choć Matka Boska
przez chmur zabite wciąż deski -
uśmiech mi Swój zesłała
jak ptaszka we mgle niebieskiej.


I wiem, gdy łzę swoją trzymam
jak złoty kamyk z procy -
zrozumie mnie mały Baranek
z najcichszej Wielkiej Nocy.


Pyszczek położy na ręku -
sumienia wywróci podszewkę -
serca mego ocali
czerwoną chorągiewkę.


ks. Jan Twardowski

*"Pat ze Srebrnego Gaju." Lucy Maud Montgomery
**"W ziemiańskim dworze." Maja Łozińska

piątek, 30 listopada 2012

Ostatecznie, każdy z nas musiał kiedyś przejść przez to piekło zwane młodością. Szósta klepka. Małgorzata Musierowicz.


Pierwszy tom cyklu Jeżycjada polubić można już za samo mocne otwarcie, czyli pożar, którego sprawca ma li i jedynie sześć lat i któregoś zimnego, grudniowego poranka postanawia pobawić się w Nerona, wybierając w tym celu najmniej chlubny, a najlepiej znany epizod dziejów cesarza - podpalenie Rzymu. Zatem w początkach powieści Małgorzaty Musierowicz płonie balkon Żaczków. Zaraz potem, wkracza na scenę zaspana i zakompleksiona główna bohaterka Cesia Żak. Pomstując na życie, które przyjdzie jej spędzić samotnie, wyprawia się szesnastoletnia uczennica do liceum. Celestyna jeszcze nie wie, że już zdążyła rzucić urok na ponurego Jurka Hajduka, który każdego ranka czeka pod kioskiem Ruchu na możliwość ujrzenia swojej wybranki. Rodzinę Żaczków, mieszkańców pełnego uroku żółtego domu z wieżą, tworzą poza Cesią i Bobciem - podpalaczem: piękna, ciemnowłosa Julia - siostra Celestyny, rodzice dziewcząt, zaczytany dziadek i Wiesia - rozwiedziona mama Bobcia, przynajmniej początkowo, z czasem mieszkańców tego ciepłego domu znacząco przybywa.
Dziadek Żak, emerytowany inżynier nadrabia zaległości czytelnicze z całego życia wypożyczając kolejno dzieła polskich i zagranicznych klasyków. Mama Żakowa jest rzeźbiarką, stąd kąty mieszkania zasłane są glinianymi pozostałościami jej pracy twórczej, dom wypełnia artystyczny nieład również za sprawą drugiej w domu artystki Julii, studentki Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Jak to w domu w którym dorastające córki przeżywają pierwsze miłości, mieszkanie Żaczków jest mocno zakurzone, tętni życiem i hałasem, a w kuchni przypalają się kolejne potrawy. Poza sympatycznymi mieszkańcami to właśnie dom z wieżyczką tworzy niepowtarzalną atmosferę "Szóstej klepki":
Trzon mieszkania stanowił długi, wąski korytarz bez okien, z którego liczne powikłane odnogi prowadziły do różnych dziwacznych pomieszczeń, między innymi: dwóch pokoi, dwóch pokoików, kuchni, łazienki, kilku skrytek niewiadomego przeznaczenia, spiżarni i pralni. W jednej ze skrytek znajdowały się drzwiczki, za którymi upiorne schodki wiodły wysoko na strych, a ze strychu na wieżyczkę z umocowanym na czubku blaszanym kogutkiem. [...] W samym wnętrzu było przeraźliwie zimno, niemiło i absolutnie niezachęcająco.
W starej wieżyczce urządza sobie pokój do nauki Cesia, zaangażowana przez profesora Dmuchawca do pomocy koleżance Dance, która skupiając się na analizie swojego życia wewnętrznego, nie pozostawia sobie sił i chęci na poszerzanie wiedzy. W wieżyczce ukrywają się nastolatki przed swoimi problemami, uczą się, czytają i słuchają muzyki. Od przeczytania "Szóstej klepki" marzyła mi się taka wieżyczka na własność:):
Wszystko wskazywało na to, że trzeba się urządzić na wieży. Po uzyskaniu zgody mamy, pewnego popołudnia przyjaciółki zataszczyły na wieżę piecyk elektryczny, materac dmuchany, koce, lampę, adapter "Mister Hit", stos płyt, garnek, grzałkę do wody, paczkę herbaty, cukier, łyżeczki, kubki - no i, oczywiście, książki i zeszyty. Urządzanie wieżyczki było zajęciem rozkosznym i pochłonęło Cesię i Dankę do tego stopnia, że dopiero na drugi dzień przypomniały sobie, w jakim celu właściwie izolują się od świata. Zainaugurowały wspólną naukę, doprowadzając prąd z kontaktu w spiżarni i przesłuchując cały longplay Maryli Rodowicz.
Pierwsze tomy "Szóstą klepkę", "Kłamczuchę", "Kwiat kalafiora", "Opium w rosole" uważam, chyba nie tylko ja, za najbardziej udane części Jeżycjady i właśnie od nich proponuję rozpocząć znajomość z całą serią. Hałaśliwych Żaków nie sposób nie polubić, a popisy Bobcia doskonale poprawiają humor czytelnikowi. Muszę w końcu uzupełnić o "Szóstą klepkę" swój księgozbiór, powieść Małgorzaty Musierowicz umieszczę w dziale podręcznym jesienno-zimowych pocieszaczy, z uwagi na ogrom pozytywnych emocji, które emanują z życia i domu Żaków:).

Szósta klepka. ( 10 grudnia 1975 - Wielkanoc 1976 )
Małgorzata Musierowicz 
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 1987, 191 str.

niedziela, 8 kwietnia 2012

Tylko wariaci są coś warci i Wielkanoc.

Lubię ciszę przedświąteczną, spokój czystego, pachnącego domu i stonowany nastrój tych wiosennych świąt. 
Wiosną wszystko było takie czyste. Nie rosły chwasty, nigdzie nie leżały zeschłe liście. W domu też unosił się zapach czystości. Matka i Judysia zrobiły wielkie porządki szorując i pastując podłogi, myjąc okna. Winnie i Pat pomagały po powrocie ze szkoły. Przyjemnie było upiększać ukochany dom.*
***
Filmowa Wielkanoc upłynęła mi w Krainie Czarów. Uwielbiam książkę Lewisa Carolla, chociaż dawno, dawno temu przeczytałam ją dopiero za którymś z kolei podejściem. "Alicja w Krainie Czarów" wydawała mi się początkowo zbyt dziecinna na moje kilka lat, krzywiłam na nią swój kilkuletni piegaty nosek:). Ale pewnego dnia, Alicja rzuciła na mnie urok i przez nastoletnią część swojego dzieciństwa czytałam ją tyle razy, że zaczytałam swój egzemplarz, fragmenty tej książki mogę cytować z pamięci:).  A film Tima Burtona to zwiewna sukienka, wiatr we włosach i całe mnóstwo stworzeń wprost z dziecinnych snów. Piękny i  niepokojący.
 ***
Pamiętam taki cykl lekcji w szkole podstawowej i sposób w jaki omawialiśmy "Dzieci z Bullerbyn" Astrid Lindgren. Metodą porównywania świątecznych tradycji w Polsce i Szwecji, omawialiśmy Boże Narodzenie i Wielkanoc w Bullerbyn. Jeśli świętowalibyśmy Wielkanoc w Szwecji, tak w okolicach Wielkiego Czwartku przebieralibyśmy się za czarownice:). W Wielką Sobotę szukalibyśmy w domowych zakamarkach jajka wypełnionego cukierkami. O ile w Wielki Czwartek nie mam odwagi biegać po Krakowie w stroju Baby Jagi, o tyle koncepcja prezentów przynoszonych przez Zajączka jakoś tak bocznymi drzwiami weszła i rozgościła się pod moim dachem. Jeśli Zajączek jest rozmiarów mojego domowego królika to mam u niego przechlapane, bo w tym roku musiał przynieść mi aż trzy pokaźne tomy: polskie wydanie "Tańca ze smokami" i "Siedlisko". Na piątą księgę Pieśni Lodu i Ognia długo nie mogłam się zdecydować, ale nie wytrzymałam i zajmie teraz drugą połowę małego regału, pierwszą zajmuje wersja anglojęzyczna:P. "Siedlisko" to cudowny serial, a teraz także książka. Poczekajki i Rozlewiska mogą się schować, książka Janusza Majewskiego to jak dla mnie pierwsza liga polskich książek z tematem wyprowadzki mieszczuchów na wieś w tle.
Tyle na dzisiaj. Wracam świętować:). A Wam życzę wszystkiego najlepszego z okazji Wielkanocy:).


*"Pat ze Srebrnego Gaju". Lucy Maud Montgomery

czwartek, 22 marca 2012

Wiosna w ziemiańskim dworze.

Zastanawialiście się czasami jak wyglądało życie w miejscach, które obecnie często przypominają tylko cień siebie sprzed lat, życie w starych domach, dworkach, których nędzne resztki czasami mijamy, wielokrotnie nie zwracając na nie szczególnej uwagi. W pobliżu mojego domu znajduje się kilka takich starych dworków, pałacyków, o które teraz nikt nie dba wcale, albo tylko dogląda je, od czasu do czasu i wzmacnia na tyle, żeby się nie zawaliły ostatecznie, licząc, że może kolejne pokolenia będą w stanie je wyremontować i podnieść z upadku. Dworek mi najbliższy pełnił przez długie lata zaszczytną funkcję szkoły, państwo nie odwdzięczyło mu się jednak za trud wychowywania młodych pokoleń. Kiedy zmarniał, po prostu go zamknięto. Na drzwiach i bramie wiszą zardzewiałe kłódki, nikt już nie ma do niego dostępu, nikt o niego nie dba. Lubię spacerować w pobliżu nocami, bo tylko jej ciemności ukrywają zniszczenia i ukazują dwór w chwale minionych stuleci. W księżycowe noce okna opromienione przyjaznym blaskiem księżyca wydają się tętnić wewnętrznym życiem. Stare domostwo wydaje się wspominać minione piękne czasy, przyjęcia, dni świąteczne i ludzi, którzy kiedyś tu mieszkali, a o których przypomina tylko okazały nagrobek na wiejskim cmentarzyku z mocno już zatartymi imionami i nazwiskami mieszkańców starego dworku, prawie od stulecia spoczywających pod kamienną płytą. Wydawało mi się, że nigdy nie dowiem się, jaki smak i zapach miało życie w ziemiańskim dworze, nie usłyszę niczego nowego i odkrywczego o jego arystokratycznych domownikach, poza strzępami historii, które słyszałam od mieszkańców okolicy. Chcę wam dzisiaj opowiedzieć o książce, która trochę ożywiła przynajmniej dla mnie stary dworek, zapełniła go przedmiotami codziennego użytku, zapełniła każdy dzień jego mieszkańców czynnościami jakie im dzień wiele dziesiątek lat temu wypełniały, pokazała smak potraw jakie pojawiały się na stole, gości którzy dwór odwiedzali, system wychowania i kształcenia młodych paniątek, dziecinne i młodzieżowe rozrywki, zabawki, książki, zapach powietrza na przednówku, zwierzęta, które były towarzyszami mieszkańców dworu, ciężkie prace jakie wykonywano w polu, cześć jaką oddawano ziemi i świąteczne dni wytchnienia. "W ziemiańskim dworze" autorstwa Mai Łozińskiej to książka podzielona według czterech pór roku, kupiłam ją zimą i to właśnie zimowy i wiosenny rozdział mam już za sobą. Będę ją na pewno przeglądać z każdą zmianą pory roku, podobnie jak książki Marii Kownackiej "Razem ze słonkiem", ale o nich napiszę kiedy indziej, towarzyszą mi już tak długo, że zasługują na osobnego posta:).
Wiosna w ziemiańskim dworze była czasem wytężonej pracy, po zimie porządkowany był dwór, zdejmowano grube okna ocieplające wnętrze zimową nocą, bielono ściany, podłogi, malowano drzwi i okna. Kiedy odmarzała ziemia rozpoczynał się czas siewu, prace polowe ruszały pełną parą, im wcześniej pracujący we dworze chłopi rozpoczynali pracę tym obfitsze plony zbierano latem i jesienią.
Wysoko na niebo wzbiły się skowronki i wołały na alarm do roboty. Z dworów i wsi jak z mrowisk wyległa szara rzesza pracowników, rozeszła się po polach, zahuczała gwarem, zatętniała ziemia ruchem.*
Wiosna była również czasem w którym ruszały końskie jarmarki, bogaci właściciele ziemscy kupowali konie szlachetnego pochodzenia i budowy, dla siebie, starszych dzieci, konno jeździli wszyscy ziemianie na polowaniach, w wolnym czasie, końskie zaprzęgi woziły sąsiadów i rodziny w odwiedziny. Mieszkańcy dworu kochali konie, stąd popularność jarmarków, ten wielkopolski odbywa się przecież do dzisiaj. Roztopy wiosenne utrudniały, a w zasadzie uniemożliwiały pracę i podróżowanie, wozy grzęzły w błocie, zima paradoksalnie była więc czasem większej aktywności towarzyskiej, konie i woźnice lepiej radzili sobie z jazdą po zamarzniętych powierzchniach i śnieżnych zaspach. Wielki Post traktowano bardzo poważnie i dosłownie, w piątki, a czasem również w środy i soboty powstrzymywali się mieszkańcy dworów od ucztowania, czasem skromny posiłek jedzono dopiero po zapadnięciu zmroku. Chłopi z początkiem wiosny, nawet gdyby nie nakazy religii zmuszeni byli pościć, zimowe zapasy kończyły się wraz z nadejściem pierwszych wiosennych dni. Szybko jednak nadchodziła Wielkanoc i można było nadrobić czasy postu, dworskie kuchnie zatrudniały najlepszych kucharzy, na długo przed świętami pieczono mazurki i przyrządzano mięsa i ryby na dworski stół, w Wielką Niedzielę wszystkie wozy czym prędzej udawały się do domów i rozpoczynano wielkie ucztowanie. Mnóstwo historii, wspomnień, urywków z ziemiańskiej prasy, porad, których udzielały pisma gospodyniom i gospodarzom dworów, zebrała w swojej książce Maja Łozińska. Jak wyglądała wiosna w kuchni ziemiańskiego dworu, jak spędzano czas wolny, jak świętowano Wielkanoc od Wielkiej Soboty począwszy, z iście kronikarską dokładnością opisuje autorka czasy naszych dziadków  i pradziadków. Czego mi brakowało sama sobie dośpiewałam:), ale cieszę się bardzo, że trafiłam na tę książkę, która opowiada o przeszłości, którą tak uwielbiam poznawać. Żegnam się zatem utworami: "Stary dwór" i "Dworek" i życzę, żeby Wam również się dworek przyśnił:), no i pięknej wiosny Wam i sobie życzę:).

Dworek. Leopold Staff
Niech mi się przyśni dworek skryty w białych sadach,
Z drewnianym gankiem w młodych, gęstych winogradach;
W nim staroświecka izba tak spełzła i zbladła,
Że siebie nie poznaje już w głębiach zwierciadła;
Sprzęty w czystych pokrowców obleczone biele,
Bezczynne i poważne jak ludzie w niedzielę;
U progu pies patrzący z rozumnym spokojem,
Choć łagodny jak dziecko, nazwany Rozbojem...
Gdy wyjdę wczesnym rankiem, niech mnie w ganku czeka
Na białym stole dobry, miły list z daleka
I dal wśród drzew, owianych słonecznym opyłem,
Niech mi się wyda krajem, gdzie nigdy nie byłem,
By mi było w tym miejscu, nie znanym nikomu,
Przedziwnie jak w obczyźnie i słodko jak w domu.
 Stary dwór. Jerzy Harasimowicz
Noc księżyc na podłodze leży
niby świecący pancerz
i od pancerza w duszy jasno

Panowie szlachta
śpią na wieki
patrzą z portretów
jak z karety

Szablą inicjały piszą
świst krzyż w powietrzu
i powietrze krwawi

I w korytarzu zjawa
zajazd

Nie to krzyk sowy
tam na strychu
Coś uleciało
jak ptak

I ty
w mych ramionach

I włosy twe
Śpią
tak cicho
W ziemiańskim dworze
Maja Łozińska
Wydawnictwo Naukowe PWN, 359 str.

*s.113 W ziemiańskim dworze M.Łozińska, cytat z "Dewajtis" Marii Radziewiczówny

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...