Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki z obrazkami. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą książki z obrazkami. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 24 stycznia 2019

Bajka jest tak bliska prawdy, jak rumiana skórka na jabłku bliska jest soczystego wnętrza. Czy ładnie by wyglądało jabłko bez skórki? Moja babcia czarownica. Jan Edward Kucharski.

Jako mała dziewczynka spędzałam ferie zimowe w domu dziadków. Opalany kaflowymi piecami dom z czerwonej cegły z ogromnym strychem pełnym zabytkowych narzędzi pracy i starych książek, ze ślizgawkami w rozległym sadzie, był miejscem wymarzonym dla ruchliwego, ciekawego świata dziecka. Wieczorami dziadek i babcia wracali od swoich gospodarskich zajęć do domu, otrzepywali buty ze śniegu i już ten odgłos w sieni był dla nas sygnałem, że zaraz zaczną się czary, czyli opowieści o minionych czasach, historie z dreszczykiem o rodzinnych duchach i tajemnicach. Ogień płonący pod kaflowymi piecami strzelał niespodziewanie w akompaniamencie do tych baśniowych opowieści, a nocą błękitna łuna tańczyła po ścianach i sufitach kontynuując te czasem mroczne historie i utrwalając je w pamięci wnucząt. 

Klimat takiej zimy w zasypanym śniegiem gospodarstwie odnalazłam w książce Jana Edwarda Kucharskiego "Moja babcia czarownica". Książka jest pomnikiem dla babci autora, która opiekowała się nim i siostrą, kiedy mama-bibliotekarka i tata-leśniczy ruszali do pracy. 

Michał i Aneta mieszkają w domu na skraju lasu, ich podwórkiem jest ogrodzona leśna polana, za domem rozciąga się nieprzebyty bór, piękny i niebezpieczny z wilczymi watahami zimą podchodzącymi pod obejścia. Dzieci do szkoły podróżują autobusem, a po powrocie do domu babcia karmi ich kapuśniakiem i w świetle lampy naftowej, w tym bajkowym namiocie światła opowiada im baśnie, własne wspomnienia, historię Polski bardziej i mniej odległą.

Książka rozpoczyna się od powrotu rodzeństwa do domu ze szkoły. Śnieg grubą białą kurtyną przesłania świat i coraz grubszą pierzyną okrywa las i drogi prowadzące do leśniczówki. Nadciąga tęga zima, siarczysty mróz i ogromne zaspy śniegu odcinają leśne siedlisko od pobliskiego miasteczka. Dorośli przebijają się wspólnymi siłami do pracy, mama rusza na posterunek do biblioteki, bo ludzie więcej w taką pogodę czytają, ale dla dzieci rozpoczynają się przymusowe ferie zimowe z ukochaną babcią. 

Babcia opowiada o psich zaprzęgach i zdobywaniu bieguna południowego, a dzieci zdobywają własny biegun w kopnym śniegu polany. I słuchają wieczornych baśni o strudzonym listonoszu, którego wyręczają gołębie i o liście od dziadka partyzanta na który długie lata po zakończeniu wojny czekała babcia, ale list nigdy nie nadszedł. O leśnych chłopcach chronionych przez drzewa podczas potyczek z wrogiem w czasie 2 wojny światowej. Z drzew tych po wojnie wybudowano leśniczówkę, która podczas tęgich mrozów opowiada dramatyczne losy partyzantów.

Pytacie co mogły drzewa w lesie przeżywać? Zdaje się, że już wiem. Tak, na pewno! Posłuchajcie...Była wielka wojna. Wróg napadł na nasz kraj. Najpierw nasi żołnierze walczyli na froncie, ale napastnik był silniejszy...ulegli. Przyszła niewola. I wtedy ci, którzy nie chcieli żyć w tej niewoli, poszli do lasu i las ich przyjął. Bo las zawsze przyjmuje ludzi odważnych, tchórz nie ma w nim czego szukać.[...]
Siostry osiki, brzózki białe, jaworze! Podajcie dalej wiadomość: szykuje się obława na naszych leśnych chłopców![...]
Ruszyła obława. Najpierw weszli ci, którzy prowadzili psy. Ale co to? Wielkie, silne wilczury, które nikogo się nie boją i skaczą nawet na uzbrojonych ludzi, tym razem opuszczają ogony, drżą i zamiast ciągnąć do przodu i tropić przed sobą ślad człowieka, idą pokornie przy butach żandarmów, wcale nie myśląc o polowaniu. One pierwsze poczuły tę wielką siłę oporu, jaka płynęła z głębi lasu.[...]
-Do mnie siostry! Do mnie!-woła stuletnia sosna.-zasłaniać ich, żeby mi ani jednego kula nie trafiła! Bierzcie kule na siebie, śmiało ! Pilnować każdego chłopca![...]
Czy wiecie teraz, co wspominają w taki zimowy wieczór te grube belki z naszego lasu? To drewno na mrozie gada.
Życie w zasypanej śniegiem leśniczówce nie zamiera zimą. Leśniczy odśnieża leśne trakty i dokarmia wygłodzoną zwierzynę, która z głodu i strachu przed wilkami zbliża się do ludzkich siedzib. Michał towarzyszy ojcu w tych mroźnych wyprawach, młodsza siostra zostaje z babcią w ciepłej kuchni i słucha muzyki świerszcza i myszy chroboczących pod podłogą. Karmnik na oknie leśniczówki nigdy nie jest pusty, dzieci dokarmiają wróble, które nie przetrwałyby zimy bez pomocy człowieka. Babcia opowiada o wilczycy Białce, która zamiast wilczej watahy, wybrała przyjaciela-człowieka, o grajku Jasiu zamienionym przez dobrą wiedźmę w świerszcza:

-Nazwałam cię moim bratem, bo jednaki nam los przypadł: dajemy z siebie ludziom, choć oni nie mają dla nas niczego. Ja im daję rady, ty muzykę. Potrzeba im i jednego i drugiego, ale my im nie jesteśmy potrzebni. Stara jestem jak świat, przywykłam do tego, ale ty jesteś młody...
Babcia kapłanka domowego ogniska najszczęśliwsza jest kiedy karmi swoją rodzinę, bo sama pamięta głód i dając jeść daje życie, podrzuca dzieciom pomysły na zabawę, uczy wrażliwości na drugiego człowieka i na naturę, jest literackim obrazem również mojej babci.

"Moja babcia czarownica" to jedna z najpiękniejszych książek dziecięcej literatury. Autor pisze tak, jak ja sama chciałabym pisać. Baśnie i legendy przeplatają się z opowieścią o minionych czasach, ludzie, domy, drzewa, zwierzęta pozostają niezgłębionymi tajemnicami, rąbek tych tajemnic uchyla przed dziećmi babcia czarownica. Jak emocjonujące dla dzieci są takie opowieści, jaki przyjemny dreszczyk grozy powodują, pamiętam z własnego dzieciństwa. Pamiętam gadające na mrozie drewno i szemrzące piece, potem zamienione przez babcię i dziadka na centralne, mało romantyczne ogrzewanie. 

wtorek, 20 listopada 2018

Pan Bóg stworzył wieś, a człowiek miasto. Rok na wsi Magdalena Kozieł-Nowak.

Wiejski krajobraz zmienia się z dnia na dzień. Kiedy przyjeżdżam po tygodniu na wieś zmieniają się kolory liści i traw na łące, inne ptaki hałasują w sadzie późną jesienią, inne wczesną wiosną, krety zamieniają gładki jak stadion trawnik w poligon, wiewiórki śmiecą pod każdym iglakiem, w stodole najwięcej zamieszania jest teraz, co żyje chowa się w gałęziach na zimową drzemkę, kryją się w niej koty i psy sąsiadów. Na łące i w łysiejących lasach i zagajnikach łatwiej obserwować płową zwierzynę: sarny, zające. Taką zmieniającą się z miesiąca na miesiąc wieś uchwyciła w swojej książce Rok na wsi Magdalena Kozieł-Nowak.

Książka jest duża  oraz kolorowa: błękitami zimy, zielenią wiosny, płomiennymi barwami lata i brązami jesieni. Za płotem gospodarstwa biegają sarny, cała rodzina dzików, ptaki budują gniazda wiosną i trwają prace rolnicze na pobliskich polach uprawnych orka jesienią, letnie żniwa. Na podwórku ekologicznego gospodarstwa Listków w pozornym chaosie odnajdujemy odwieczny porządek. Starsi szykują maszyny do ciężkiej pracy na roli, machają łopatami i widłami w pocie czoła, obserwujemy pierwszą czerwcową zwózkę siana. Najmłodsi w rodzinie dbają o kurnik i dokazują ile mają sił. 

Babcia dba o przydomowy ogród i o poszanowanie tradycji robiąc we wrześniu dożynkowe wieńce. Pszczoły zasypiają na zimę, a latem ciężko pracują zapylając rośliny w ogrodzie Listków. Goście z miasta w styczniu jeżdżą kuligiem we trójkę, a w maju wracają w powiększonym o dzidziusia składzie. W grudniu okna udekorowane są świątecznymi gwiazdkami, a głowa rodziny przynosi choinkę z pobliskiego lasu. Dzień wykopków ziemniaków kończy się rozpaleniem ogniska i zjadaniem świeżego białego miąższu w zapieczonej skorupce (Przy tym obrazku przypomina mi się dramatyczna przygoda Almanzo Wildera z Małego farmera Laury Ingalls Wilder, któremu taki ziemniak wystrzelił w twarz 🤕).

Chociaż nie ma żadnej opowieści poza przedstawieniem mieszkańców i gości małego domku oraz stajni na wstępie można z tych obrazków wyczytać tysiące własnych historii i bajek  i na tym polega urok obrazkowych książek. Rozwijają słownictwo, umiejętności językowe i wyobraźnię najmłodszych.

Rok na wsi. Magdalena Kozieł-Nowak wydawnictwo Nasza Księgarnia

środa, 31 października 2018

Ale tak zupełnie o wszystkim to książki być nie mogą...Mama Mu czyta. Jujja Wieslander. Sven Nordqvist.

Pomimo, że mam w domu pokaźny księgozbiór i mnóstwo nieprzeczytanych książek, które przyciągają mnie za każdym razem, kiedy przechodzę obok regału ze świeżynkami, jak choćby Rycerz Siedmiu Królestw G. R.R Martina, którego chciałabym przeczytać przed premierą 20 listopada kolejnej powieści że świata Westeros, nadal biegam często do osiedlowej biblioteki po jeszcze więcej książek. 

I chociaż nie brakuje mi książek do czytania na kilka lat do przodu, uwielbiam, kiedy za oknem zapada jesienny mrok zagłębić się pomiędzy półki z książkami w krakowskiej bibliotece. Potem szurając butami w stertach liści, zanoszę te wyszperane skarby do domu. 

Chyba dlatego spodobała mi się bajka o nieco zapomnianej Mamie Mu czytającej. A szczególnie przypadła mi do serca ilustracja Mamy Mu na przyczepie ciężarówki powracającej bardzo ciemną jesienną nocą do rzęsiście oświetlonego gospodarstwa z naręczem książek. Dobrze, że nie mam ciężarówki, bo zgadnijcie co i w jakich ilościach woziłabym na przyczepie. 

-Muuuło tak sobie jechać po ciemku samochodem! Wszędzie czarno, widać tylko światełka gdzieś w oddali. 

Historia jest prosta, ale niezwykle pouczająca. Mama Mu nie przejmuje się konwenansami i narzekaniem Pana Wrony i uczy się umiejętności nie licujących z powagą dużego gospodarskiego zwierzęcia winnego chrupać trawę i dawać mleko, a nie jeździć na rowerze, czy czytać książki Astrid Lindgren wylegując się na łące lub na strychu z aromatycznym sianem. Umiejętności które przyswaja ruda krowa, przypominają te, których nauka pochłania energię najmłodszych czytelników. Dodatkowo można dowiedzieć się co to nagroda Nobla i jak na nią zasłużyć, a wiadomo im wcześniej maluch zaplanuje swoją naukową, bądź literacką przyszłość tym większa nadzieja na spełnienie marzeń o tej nagrodzie😋

Lubię czytać odpowiadające porze roku za oknem książki i mam plan zmiany nazwy bloga z wyspy książek na cztery pory roku na regale z książkami, dlatego bardzo podoba mi się jesienna Mama Mu czytana późnym październikiem.Wszak szaruga jesienna wcale smutna nie jest z perspektywy okna w bibliotece i domowego fotela o czym żadnego mola książkowego przekonywać nie muszę.



poniedziałek, 22 października 2018

Kochali go, mimo że był malutki i sprawiał wiele kłopotów. Peter i Lena. Dwa opowiadania. Astrid Lindgren. Ilon Wikland.


Jesień tuż po babim lecie to taka pora roku, kiedy otuleni mgłą i przemoczeni deszczem, tym chętniej wracamy do domowego ciepła i bałaganu, pozostawionego w porannym pośpiechu. Książkowym ekspertem od rysowania domowego bałaganu jest Ilon Wikland. Jej ilustracje zasnutych zabawkami niczym górski szczyt śniegową czapą pokoi dziecięcych, przykuwają wzrok i rozgrzewają serce zziębniętego jesienią czytelnika.      

Dwa opowiadania o rodzeństwie Parterze i Lenie przenoszą nas w skomplikowany świat relacji pomiędzy starszym bratem i młodszą siostrą. Pomimo chęci wymiany kłopotliwego noworodka na trzykołowy rowerek starszy brat z czasem docenia, że nie jest już sam na tym skomplikowanym świecie i ma z kim wieczorami prowadzić bitwy na poduszki. Choć do czasu kiedy noworodek zmienia się w kontaktową dziewczynkę upływa sporo wody w szwedzkich rzekach i czasu wypełnionego doglądaniem płaczliwej siostry.

Drugie opowiadanie przekonuje małego czytelnika do instytucji szkoły, w której przyjdzie mu spędzić najlepsze lata życia. Już samo przedarcie się przez plątaninę ulic na szkolny dziedziniec jest trudne dla małej Leny i w tej sytuacji znów pomaga starszy imponujący brat, któremu przyjdzie w obronie honoru siostry stoczyć najprawdziwszą bójkę. 

A wieczorem Lena i Peter zasiadają w ciepłym świetle lampki przy swoich biurkach i dzielą się wrażeniami i na takie wspólne jesienne wieczory jest ta pięknie zilustrowana opowieść niezawodnego wydawnictwa Zakamarki.

Ja też chcę mieć rodzeństwo.
Ja też chcę iść do szkoły.
Astrid Lindgren Ilon Wikland
wydawnictwo Zakamarki

O książkach Astrid Lindgren na wyspie książek poczytacie tutaj :)
Ronja, córka zbójnika.
Boże Narodzenie w Bullerbyn.
Lotta z ulicy Awanturników.
Maddika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza.

sobota, 23 czerwca 2018

Nie zdawałam sobie sprawy, że są zwierzęta, które w środku lata zaczynają jesień. Żubr Pompik. Kolory jesieni i pozostałe historie. Tomasz Samojlik.

We wstępie książki Wojciecha Mikołuszko Z tatą w przyrodę przeczytałam, że maluchy wiedzą więcej o groźnych lwach, pękatych słoniach, a nawet prehistorycznych dinozaurach niż o rodzimej faunie i florze i myślę, że sporo w tym stwierdzeniu prawdy. Ale na szczęście mamy pana Mikołuszko i Tomasza Samojlika, którzy o polskiej przyrodzie opowiadają tak dobrze, jak Maria Kownacka w "Razem ze słonkiem" wiele lat temu. 

Seria książeczek o Żubrze Pompiku doskonale prezentuje się w biblioteczce przedszkolaka, komiksy o ryjówkach skierowane są do nieco starszych dzieci. Każda książka to kopalnia wiedzy o polskiej przyrodzie, zwyczajach zwierząt, tajemniczych gatunkach zamieszkujących mroczne, słowiańskie bory :)

Lubię książki podzielone według pór roku, a Pompika i jego żubrzą rodzinę poznajemy w różnorodnych okolicznościach przyrody. Są tomy wiosenne, zimowe, a ja opowiem u progu lata o kolorowych liściach i odlatujących bocianach, bo właśnie "Kolory jesieni i pozostałe historie" wypożyczyłam ostatnio z biblioteki.

Pompik i Polinka zamieszkują z rodzicami żubrzą polanę, latem, z pełnymi ziół brzuszkami żubry eksplorują las i poznają jego niezwykłych mieszkańców od niewielkiej ćmy, która słodki zapach ukochanej wyczuwa z drugiego końca lasu i mając księżyc za przewodnika podąża nocą jej śladem, przez rozbrykane kuny po zimorodki zamieszkujące norki w piaszczystych skarpach przy rzece.

Każda historia ma wielu bohaterów, którzy chętnie dzielą się z czytelnikami swoimi tajemnicami: borsuki sprzątają nory swoją i te dziedziczone po ojcach i dziadach, jenoty zakładają leśny squot, ropucha zdradza gdzie skrywa groźną, śmiercionośną broń, a rzekotka okazuje się kameleonem.

Barwne, fascynujące historie do czytania przed snem, uśmiechnięta żubrza rodzinka na ilustracjach i mnóstwo wiedzy, która przyda się także dorosłym czytelnikom, bo czy wiedzieliście, że czarny bocian jest sprinterem w porównaniu do białych kuzynów i kiedy oni z mozołem machają skrzydłami w drodze na zimowisko, on może sobie pozwolić na kilka dodatkowych dni na polskich łąkach :)

sobota, 13 sierpnia 2016

Jesienią i zimą pszczoły w ogóle nie wyfruwają z gniazd. Mam przyjaciela pszczelarza. Ralf Butschkow.

Nie poddając się pogodzie przynoszącej pierwsze powiewy jesieni czytam o pełni lata. A, że dla mnie pełnia lata to rozśpiewana łąka z całym zamieszaniem robionym przez milion żyjących na niej owadów, zabrałam się za czytanie i oglądanie książki o pszczołach. W osiedlowej księgarni wypatrzyłam tom o pszczelarzu z serii "Mądra Mysz" i zabrałam do domu, bo temat pszczelarstwa uważam za intrygujący, sama chętnie zajęłabym się kiedyś profesjonalną hodowlą tych owadów na swoim kawałku wsi :)

Uwielbiam swoją łąkę, która zmienia się z tygodnia na tydzień, od wybuchu kolorów i zapachów w maju, poprzez letnie dojrzewanie aż do drugich sianokosów i jesiennego wyzłacania traw, nic nie relaksuje mnie tak, jak rozłożenie się na trawie, wpatrywanie w błękit nieba i słuchanie milionów odmiennych tonów bzyczeń i  brzęczeń owadów zamieszkujących ten zielony mikroświat. Ponieważ jestem też właścicielką wiekowej stodoły, musiałam zaakceptować bliskie sąsiedztwo z osami, które wysoko przy dachu robią sobie gniazda, bo tak jak ja cenią sobie stare drewno. Żyjemy może nie w przyjaźni, bo pełnego zaufania to tego rozbrzęczanego stadka nie mam, ale staramy się nie wchodzić sobie w drogę i jak na razie nikt nikomu krzywdy nie zrobił. Chyba właśnie z powodu pasiastych mieszkańców szarej kuli w stodole lubię czytać o owadach uskrzydlonych, znając ich zwyczaje i wiedząc, jak ważne są dla zachowania równowagi w przyrodzie, staram się im pomagać sadząc rośliny, które lubią. 

Książki z serii "Mądra Mysz"  uważam za wartościowe publikacje, które prezentują najmłodszym różne zawody, w domowej biblioteczce jakiś kącik zajmuje tomik o rolnikach (bo my kiedyś na pewno wylądujemy na wsi) i o zawodzie pielęgniarki. Wiedzy jest tu akurat w sam raz na główkę kilkulatka, książeczka ma cudne ilustracje, bardzo kolorowe i wzmacniające przekaz książki.

Maluch pozna dzięki tej książeczce budowę pracowitej pszczółki od jej mozaikowych oczu, którymi wypatruje kwiatów, z których potem zbiera pyłek i nektar, po koszyczki na tylnych odnóżach w których zanosi skarby z łąki do ula. Potem do akcji wkracza pszczelarz, który ramki z plastrami miodu wkłada do specjalnej maszyny wirówki-miodarki, miód z plastrów wpada do słoika, a potem ląduje na naszym stole z kraciastym obrusem. Ponieważ najlepiej miodek wygląda w świetle porannych promieni słońca, najlepiej serwować go na śniadanie. Pszczoły mają też nie głupi sposób na spędzanie zimy, wtedy po prostu nie opuszczają ciepłego ula, a jedzą to, co uzbierają latem i przechowują w woskowych plastrach.

Podziwiam stare zawody, chciałabym mieć i fach pszczelarza w ręku, może kiedyś się uda :)


czwartek, 7 stycznia 2016

Mary Lennox nasłuchała się wiele o czarach w bajkach swojej ayah i zawsze później twierdziła, że to, co stało się w tamtej chwili, były to oczywiste czary. Tajemniczy ogród. Frances Hodgson Burnett.


Wyobraźcie sobie ogród ukryty za murem zarośniętym splątanym, nawarstwiającym się od dekady bluszczem, zamknięty na rozkaz pogrążonego w bólu po stracie żony właściciela tajemniczego dworu o stu pokojach i klucz do tego ogrodu w kieszeni wełnianej sukienki małej dziewczynki, wychowanej w dusznych Indiach. Przez kilka dni przyglądacie się wędrówce panny Mary po pokrytej szronem skrzypiącej trawie w poszukiwaniu drzwi do ogrodu, do którego nikt nie ma prawa zaglądać.  

Mary Lennox nasłuchała się wiele o czarach w bajkach swojej ayah i zawsze później twierdziła, że to, co stało się w tamtej chwili, były to oczywiste czary.
Po ścieżce wzdłuż muru przeleciał podmuch wiatru, silniejszy niż poprzednie; dość mocny, by zakołysać konarami drzew, a tym bardziej, by rozgarnąć długie, zwieszające się z muru pędy nieprzycinanego bluszczu. Mary podeszła do ptaszka bliżej, gdy nagle wiatr odchylił luźne pędy, a dziewczynka szybkim ruchem chwyciła coś, co dojrzała pod bluszczem : okrągłą, zakrytą liśćmi gałkę, stanowiącą klamkę do furtki.

Odtąd możecie za murem znikać i nikomu nie przyjdzie do głowy szukać was w miejscu o którym zamazano pamięć na długie lata. Ekscytująca perspektywa nawet dla dorosłej kobiety, miejsce, w którym można się choćby spokojnie zaczytać :)

Takie kuszące wizje tajemniczego ogrodu rozciągnęła przed czytelnikami Frances Hodgson Burnett. Do "Tajemniczego ogrodu" warto powrócić w każdym wieku, do dziecięcej wyobraźni przemawiają bohaterowie i ich przygody, dorosły czytelnik może skupić się na kontemplowaniu urody angielskich wrzosowisk, ogrodów i zabytkowych dworów o bogatej historii. Mam już swój egzemplarz "Tajemniczego grodu" (chociaż po raz pierwszy czytałam powieść przyniesioną ze szkolnej biblioteki, która z perspektywy czasu urosła w mojej wyobraźni do rangi komnaty tajemnic i skarbów, którą chętnie bym teraz od szkoły podstawowej wykupiła na własność wraz z księgozbiorem, żeby powrócić do krainy dzieciństwa :D), ale zawsze marzyło mi się ilustrowane, monumentalne wydanie, jakimi zachwycały anglojęzyczne blogi, zwłaszcza ilustracje Ingi Moore wpadły mi jakiś czas temu w oko, bo oddawały urodę opisów autorki i trochę przypominały w swej maestrii filmową, mistrzowską adaptację w reżyserii Agnieszki Holland. Wydawnictwo Zysk i Spółka na szczęście również zauważyło dzieło Ingi Moore i oddało tuż przed świętami w ręce polskiego czytelnika, aby mógł obdarowywać klasyką w przepięknym wydaniu dzieciaki czytające i takie, które do czytania chciałoby się przekonać, (dorośli czytający wyciągający z pod choinki i wygrzebujący z ozdobnych papierów tę książkę powinni być równie zadowoleni :))

Co cieszy niezmiernie to...ilość obrazków, wydanie nie zawiera wrzuconych na odczepnego dziesięciu większych ilustracji i do widzenia, tylko jest naprawdę wypełnione po brzegi angielskimi ogrodami, roślinami, zwierzętami, postaciami. Piękne jest wnętrze Misselthwaite Manor, nawet obrazy na ciemnych korytarzach rezydencji przykuwają wzrok czytelnika na dłużej. A tajemniczy ogród początkowo pełen splątanych gałęzi, delikatnych kiełków wiosennych kwiatów, zaniedbany, zapomniany, ale piękny odcieniami brązów i rudości, splątanymi pędami róż, z kamiennymi altanami, masywnym murem, rudzikiem i Mary, jako jedynymi świadkami budzącego się wiosną z uśpienia ogrodu jest tak piękny, że mimo śniegu za oknem poczułam zew własnego ogrodu i wiosenny wilgotny, próchniczy aromat budzącej się do życia ziemi :) Potem przychodzi lato i paleta barw wręcz onieśmiela, przyglądanie się wyrysowanym przez ilustratorkę kwiatom, które sama sadzę we własnym ogrodzie to kolejna ogromna przyjemność, jaką oferuje książka.

Dobrze mieć tę książkę w rękach bez konieczności zamawiania anglojęzycznego, drogiego wydania. A jeżeli do tego dodać fakt otrzymania tej książki po choinkę to jej magia działa na wyobraźnię ze zdwojoną mocą, zwłaszcza że w styczniu ze śniegiem i mrozem za oknami, świecącą choinką i gorącą czekoladą bezkarnie i z przyjemnością wraca się do świata dziecinnych powieści :)

Tajemniczy ogród.  Frances Hodgson Burnett 
Zysk i Spółka 2015, 320 str.


poniedziałek, 24 listopada 2014

Brambly Hedge, czyli jesień i zima w Mysiej Dolinie.

Przeszukując stoiska z książkami podczas nieplanowanej wizyty na targu staroci trafiłam na skarb za całe 3 złote :), nie, tym razem to nie zakup książki sprawił mi tyle radości, tylko zakup...bajki na DVD. Nie mam zwyczaju pisać na wyspie książek o filmach animowanych, ale dla "Mysiej Doliny" zrobię wyjątek, bo to małe arcydzieło animacji kukiełkowej z czterema porami roku Vivaldiego rozbrzmiewającymi w tle...

"Brambly Hedge" to seria książek dla dzieci z uroczymi obrazkami mysiego świata wyrysowanego i opowiedzianego przez Jill Barklem. Na podstawie bajek powstał bardzo udany cykl filmów animowanych, które miałam przyjemność oglądać w dzieciństwie i zdążyłam już na śmierć zapomnieć o pewnej zacinającej się kasecie VHS z bajkami o czterech porach roku w "Mysiej Dolinie"*, kiedy podczas wizyty na stoisku ze starymi książkami trafiłam na DVD z częściami: zimową oraz jesienną. "Mysiej Doliny".

Dopiero po obejrzeniu bajki w domu skojarzyłam przedstawiane obrazy z mocno zatartym wspomnieniem zgrzytającej w odtwarzaczu Video ukochanej baśni z dzieciństwa. Również wtedy dwie części, które udało mi się teraz kupić, przedstawiające najzimniejsze pory roku były moimi ulubionymi, zwłaszcza zasypana śniegiem Mysia Dolina przypadła mi do gustu.

Odsłona jesienna koncentruje się na uzupełnianiu przez rodziny Myszek spiżarni w starym pniu drzewa z półkami uginającymi się pod ciężarem konfitur, ziaren zbóż, owoców suszonych, zabutelkowanych syropów, wianków suszonych grzybów, rajskich jabłuszek, owoców dzikiej róży, czyli tego wszystkiego co mieszkańcom Mysiej Doliny będzie niezbędne do przetrwania zimy, spiżarnia pełna jest uroczych drobiazgów: wiklinowych koszy, garnków oraz kubeczków, możecie ją zobaczyć tutaj.

Po zapasy córka Hrabiego Mysibora-Prymulka, wyprawia się do jesiennego lasu, w którym wiatr delikatnie porusza gałęziami drzew, a kolorowe liście, krzaczki jagód, leśne ścieżki również przedstawiono w najdrobniejszych, pełnych uroku szczegółach. Dla urozmaicenia tej sielskiej opowieści o porach roku jest i gwałtowna jesienna burza i zaginiona myszka, a także pewne zaczytane mysie małżeństwo, które pokocha każdy mól książkowy.


Zdecydowanie najmocniejszą stroną tej animacji są drobiazgowo przedstawione mysie mieszkanka w pniu drzewa, w starej jabłoni, piękna rezydencja Hrabiego Mysibora oraz skromniejsze, choć nie mniej piękne kuchnie i sypialnie innych zamieszkujących dolinę mysich rodzin, z buchającymi gorącem i ciepłym światłem kominkami pracującymi w zimowej i jesiennej części pełną parą.

Zimowo wyciszona dolina z zaspami przykrywającymi mysie domostwa i światełkami w oknach jest jeszcze piękniejsza :), myszki koncentrują się na życiu spiżarniano-kuchennym i wylegiwaniu się przed kominkiem, może dlatego dorosły widz ma oglądając "Mysią Dolinę" nie mniejszą frajdę niż oglądające ją dziecko :).


Uwielbiam takie wyszperane przypadkowo perełki, które powiększają moją domową filmotekę, mam nadzieję, że również książeczki z serii "Brambley Hedge" kiedyś znajdą się na moim regale z książkami.
  
* W Polsce pod koniec lat 90-tych animowana adaptacja "Brambly Hedge" była wyświetlana pod tytułem "Mysia Dolina"

** Załączone obrazki pochodzą z filmu "Mysia Dolina", który w wersji anglojęzycznej możecie obejrzeć na youtube


piątek, 14 lutego 2014

Słońce paliło mocno, a jego promienie przebijały się przez gęste liście czereśni. Srebrny dzwoneczek. Emilia Kiereś.

Zima ustąpiła miejsca wiosennej pogodzie, powietrze wypełnione jest słodyczą, a pod ziemią chyba aż gotuje się od wiosennych przygotowań. Wiem, że taka wiosna w lutym to czysta iluzja, którą nieroztropni zrzucający czapki i szaliki mogą odchorować, a śnieg i mróz nie powiedziały jeszcze ostatniego słowa, ale tyle słońca, co w minionym tygodniu, to ja dawno nie widziałam:). 

Ta zapowiedź nadchodzących ciepłych miesięcy sprawiła, że miałam ochotę uciec do ogrodu, takiego w pełni lata, wypełnionego odgłosami małego zamieszania robionego przez milion owadów, pachnącego kwiatami i dojrzewającymi owocami w sadzie. Ponieważ mój ogród śpi zasłużonym snem sprawiedliwego i poza drzewkami zimozielonymi nie ma w nim wielu śladów życia, wyprawiłam się do ogrodu opisanego w "Srebrnym dzwoneczku" Emilii Kiereś, w którym panuje ukwiecona pełnia lata:). 

Niepozorną, ciemnozieloną okładkę "Srebrnego dzwoneczka" wypatrzyłam na wyprzedaży, nienarzucająca się szata graficzna przypomniała mi setki książek przynoszonych w dzieciństwie ze szkolnej biblioteki. Przez sentyment do czasów, w których literaturę dla dzieci czytałam dosłownie półkami, musiałam zabrać "Srebrny dzwoneczek" do domu:).

Wewnątrz kolejne pozytywne zaskoczenie, książeczkę zilustrowała Małgorzata Musierowicz, mama autorki. Ilustracje ogrodu, ptaków, kwiatów są zachwycające, podobnie jak treść tego rozbudowanego opowiadania dla najmłodszych.

Marysia spędza pierwsze wakacje bez rodziców, nadchodzące lato poprzedza dwie wielkie zmiany w jej życiu, jesienią dziewczynka pójdzie do szkoły, a jej rodzina powiększy się o długo wyczekiwanego braciszka. W upalny dzień tata odwozi Marysię do królestwa lasów i jezior. W samym środku tego zielonego księstwa, w domku otoczonym ogrodem mieszka ciocia Ania, a za płotem...dobra wróżka - wiekowa sąsiadka, cierpliwie pomagająca Marysi zwalczyć nieśmiałość. 
Słońce paliło mocno, a jego promienie przebijały się przez gęste liście czereśni. Lekki wietrzyk poruszał gałązkami i Marysi wydało się, że drzewo, ona i starsza pani drżą i migocą w tym ciągłym ruchu świateł i cieni. Dzwoneczki brzęczały czystym, jasnym, srebrzystym dźwiękiem. Było gorąco, leniwie i sennie. Marysia poczuła się trochę jak we śnie.
Bajkowy ogród, pracownia krawiecka cioci Ani, również rodem z księgi bajek, wypełniona po sufit kolorowymi motkami włóczek, tkaninami i szpulkami nici w barwach tęczy, z furkoczącą maszyną do szycia są tłem dla opowiadania o zmaganiach z nieśmiałością małej dziewczynki. 

Pełną wakacyjnego czaru opowieść o dobrych wróżkach, wrażliwych na dziecięce problemy, zarośniętych ogrodach, kolczykach z czereśni i srebrnych dzwoneczkach podzwaniających przy kolejnych uderzeniach ciepłego wiatru, gorąco polecam na zimowy wieczór. Jeśli ta dziewczęca, mądra lekturka wpadnie Wam w oko w bibliotece, zabierzcie ją koniecznie do domu:).


Srebrny dzwoneczek.
Emilia Kiereś, ilustracje: Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo Akapit Press, Łódź 2010, 120 str.

sobota, 4 stycznia 2014

Powrót do zimowego Bullerbyn.

 

"Dzieci z Bullerbyn" to nadal jedna z moich ulubionych książek i naprawdę nie ma znaczenia, że podobno wyrosłam z grupy docelowej ośmiolatków, którzy najwięcej radości powinni odnaleźć na kartach tej opowieści. Tych kilka pierwszych dni stycznia, kiedy magia świąteczna wciąż nieśmiało unosi się po domowych kątach, a herbata z imbirem jeszcze smakuje świętami, to najlepszy moment na przypominanie sobie ulubionych bajek z dzieciństwa. Koniecznie na fotelu przy mrugającej światełkami choince:).

"Boże Narodzenie w Bullerbyn" to zilustrowany przez Ilon Wikland album w nieco staroświeckim stylu, przypominający chropowatością papieru stare elementarze szkolne. Zakup tej książki miałam w planach od dłuższego czasu, bo zawsze tęskniłam za kontynuacją "Dzieci z Bullerbyn", a Ilon Wikland uważam za najlepszą ilustratorkę książek dla najmłodszych. 

"Dzieci z Bullerbyn" bez firanek, półeczek, pyzatych buzi szwedzkiej gromadki bohaterów, okiennych pelargonii, lalek, kanek, dzbanków, porcelany, gorących kuchennych piecyków i domowego nieładu wyrysowanego ręką Ilon Wikland, chyba nie robiłyby na mnie samą treścią takiego wrażenia, jak robią w komplecie z ilustracjami:). 

Wiele lat temu moje wydanie z niebieską okładką (zakup tej książki w osiedlowej księgarni, potrafię wręcz odtworzyć w pamięci krok po kroku), było nieskończoną inspiracją do zabaw, meblowania wakacyjnych domków w starej wędzarni dziadków i nadal jest najbardziej eksploatowaną książką, jaką posiadam.

Już wiem, że i "Boże Narodzenie w Bullerbyn" będę często ściągać z regału. Uwielbiam tę książkę za ciepłe kolory przywodzące na myśl blask choinkowych świeczek i światło domowego kominka oraz za błękitny, zimowy mróz wymalowany tak sugestywnie, że uszy szczypią przy czytaniu. 

Świąteczny czas w Bullerbyn rozpoczyna się wielką zwózką drewna, aby w czasie przygotowywania wigilijnych pieczeni oraz ciast, nie zabrakło opału w kuchniach Zagrody Północnej, Środkowej i Południowej. Potem już tylko pieczenie pierników w uroczym kuchennym nieładzie i rozgardiaszu przysypanym obficie mąką oraz szukanie najpiękniejszego drzewka w lesie i dzieci z Bullerbyn przechodzą do zasadniczej części świąt: kolacji, prezentów, porannej bożonarodzeniowej mszy, na którą udają się konnym zaprzęgiem oraz zabaw na śniegu, których tak bardzo nam brakowało podczas Bożego Narodzenia, które już za nami.

Pięknie zilustrowała Ilon Wikland szwedzkie zwyczaje świąteczne, a Astrid Lindgren ubrała je w pełną uroku i dziecięcego śmiechu opowieść. "Boże Narodzenie w Bullerbyn" to książka pełna szczegółów i drobiazgów, które z przyjemnością wychwytuje w tekście i na ilustracjach czytelnik w każdym wieku, prawdziwa ozdoba moich półek z książkami:).

Boże Narodzenie w Bullerbyn. ( Jul i Bullerbyn. )
Astrid Lindgren
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2012

piątek, 20 września 2013

Bo zawżdy ci więcej jedzą, którzy bliżej misy siedzą.* Świat w obrazkach. Mali smakosze.


Im chłodniejsza jesień za oknem, tym więcej myśli poświęcamy jedzeniu, również książki i strony internetowe z fotografiami wymyślnych dań, częściej przykuwają naszą uwagę. Poszukiwaniem nowych przepisów i późniejszym przenoszeniem ich na grunt własnego królestwa kuchennego, ocieplam sobie paskudną wrześniową aurę za oknem. Humor poprawiam sobie również przeglądaniem uroczo kraciastej, czerwoną kratą kuchennego obrusu książki "Mali smakosze".

Encyklopedia z serii "Świat w obrazkach" barwnymi ilustracjami i przystępnym tekstem, przekazuje najmłodszym wiedzę na temat żywienia. Książka podzielona jest na trzy rozdziały i całe mnóstwo smakowitych podrozdziałów, poświęconych konkretnym rodzajom żywności: owocom, mleku, pieczywu, kawie, herbacie i czekoladzie.

Pierwszy rozdział, poświęcony historii żywności, opowiada jak radzili sobie ze zdobywaniem jedzenia nasi bardzo dalecy przodkowie, jak w prehistorii sukcesem zakończyły się eksperymenty z łączeniem ognia i upolowanej zwierzyny, owocując smaczniejszym i łatwiej przyswajalnym posiłkiem. Kolejną po nauce gotowania rewolucją, były początki rolnictwa, czyli nabycie przez ludzi umiejętności hodowania zwierząt i roślin na pokarm. Poprzez czasy starożytne, w których zasiadamy do stołu Egipcjan i Rzymian, przenosimy się do Średniowiecza, kiedy ludzie zasmakowali w gorącej zupie. Następne zmiany przyszły z odkryciami nowych lądów, wtedy menu Europejczyków poszerzyło się o nieznane wcześniej warzywa, owoce, przyprawy.

Od 200 lat potrafimy już żywność konserwować, dzięki francuskiemu cukiernikowi Nicolas Appert. Ostatnie etapy historii żywności to XIX-wieczna rewolucja przemysłowa i łącząca się z nią konieczność wykarmienia coraz liczniejszej rzeszy mieszkańców miast oraz już współczesny wzrost produkcji rolnej, z wykorzystaniem nowych technologii i osiągnięć nauki, który niestety, nie zawsze wychodzi nam na zdrowie.

Druga część książki przekazuje w ciekawy sposób wiedzę o pochodzeniu i przetwarzaniu żywności. Opowiada o pierwszym pożywieniu, które mama daje dziecku, czyli mleku, o kukurydzy, którą Indianie nazywali "Synem Słońca", o sadach, kipiących jesienią owocami i wodnej uprawie ryżu w dalekiej Azji. Najmłodszy czytelnik, któremu częściej zdarza się pochodzenie mleka łączyć z kartonem i supermarketem, niż z pasącą się na zielonej łące, łaciatą krową, dowie się, że te wszystkie pyszności, które trafiają na nasz stół pochodzą z pól uprawnych, sadów, pieczarkarni.

"Mali smakosze" ożywią trochę nudne posiłki, bo taki ziemniak, którego torpeduje wzrokiem na talerzu niejadek, ma przecież fascynującą historię. Żeby trafić na nasze talerze, wiele wieków temu musiał przepłynąć ocean, ponieważ pochodzi z dalekiego Peru. Aby upowszechnić hodowlę tego warzywa w czasach Ludwika XVI, posłużył się Antoine Parmentier podstępem, nakazując ustawić strażników wokół pól, na których uprawiano ziemniaki, ludność zaczęła podkradać "cenne", chronione sadzonki i w krótkim czasie zasmakowała w ziemniakach.

Ostatni najkrótszy rozdział, znaczenie żywności, przekazuje chyba najbardziej wartościową wiedzę, ponieważ opowiada o zdrowym sposobie odżywiania i właściwych nawykach żywieniowych. Chociaż czasami mam dziwne wrażenie, że wydawnictwo Olesiejuk próbuje zabić czytelnika kolorem, powoli zaczynam się do ich przesadnie barwnej twórczości przyzwyczajać, a "Mali smakosze" to wyjątkowo udana i pożyteczna pozycja z ich oferty, podobnie jak pozostałe encyklopedie z serii "Świat w obrazkach". Życzę bardzo smacznej jesieni i do napisania wkrótce:).

Świat w obrazkach. Mali smakosze. ( L'imagerie des petits gourmands.)
Wydawnictwo Olesiejuk 2013, 120 str.

* Mikołaj Rej

czwartek, 21 marca 2013

Za górami, za lasami jest kraina baśni. Odwiedź ją, posłuchaj bajki i spokojnie zaśnij. Jak skrzat Jagódka oswajał zimę. Ewa Stadtmüller.

W ubiegłym roku o tej porze marzec był już przedwiośniem, leszczyna sypała złotym pyłkiem, z podziemnych czeluści wydostawały się na dzienne światło krokusowe łepetyny, a słońce wytrwale ozłacało zapączkowane drzewa w sadzie. W tym roku marzec mija przy akompaniamencie zimowych zamieci, z zasypanymi śniegiem oknami i śnieżnymi zaspami w ogrodzie. Bardzo efektowna ta zimowa końcówka:). Od tłukącego o szyby wieczorami wiatru odgradzam się zimowymi książkami:). O kilku z nich uda mi się mam nadzieję opowiedzieć na wyspie książek, zanim za oknem zazieleni się na dobre, a zimowe książki upchnę w kącie regału, gdzie długo poczekają na powrót najzimniejszej pory roku.

O książkach dla dzieci piszę często, ale o tych dla najmłodszego czytelnika wspominam rzadko, więc tytuł o którym będzie dzisiejszy post "rozgrzewkowy" po dwumiesięcznej przerwie nie jest typowy dla mojego blogu, bo to bajka. Pełna uroku zimowa opowieść, która zamknęła ostatnie większe zamówienie z księgarni, potem długo leżakowała zapomniana pomiędzy czasopismami. O oswajaniu zimy postanowiłam poczytać w marcu, kiedy utrzymująca się za oknem zimowa aura powoli staje się nie do zniesienia.

Jagódka jest skrzatem leśnym, który wraz ze swoją skrzacią małżonką Poziomką, zamieszkuje okazały domek pod paprociami. Kiedy Jagódka planuje kolejną przebudowę swojego domu, zaskakuje go nadejście zimy:

Właśnie rozmyślał nad poszerzeniem spiżarni, gdy zauważył, że niebo zmieniło kolor z błękitnego na szary. - Wygląda na to, że w nocy będzie padać - pomyślał skrzat i uśmiechnął się do siebie. Bardzo lubił, kiedy deszcz stukał o szyby, kołysząc go do snu. Wieczorem czekał na to stukanie i czekał, aż w końcu zasnął. Gdy rano spojrzał przez okno, natychmiast zrozumiał, czemu w nocy było tak cicho. Swoje królowanie rozpoczęła pani zima.

Ogólny zarys planu Jagódki na spędzanie zimowych dni zawiera dwa istotne założenia: wysypianie się do południa oraz spokojne wieczory przy kominku. Plan idealny, zwłaszcza tego wysypiania się do południa szczerze bajkowemu bohaterowi zazdroszczę, ale zawiera jedną lukę, Jagódka nie wie jakimi zajęciami wypełnić długie zimowe popołudnia. Skrzat rusza więc w zimowo wyciszony las w poszukiwaniu inspiracji u leśnych przyjaciół. Autor najciekawszego pomysłu odnajduje się zaskakująco blisko Jagódki, a wymyślone przez skrzaty idealne zajęcie na zimowe popołudnia przypadłoby do gustu każdemu czytelnikowi blogów o książkach:).

Książeczki o skrzacie Jagódce, krakowianki, pani Ewy Stadtmüller byłam bardzo ciekawa, ponieważ bardzo lubię książki o Krakowie i Zakopanem tej autorki oraz książeczkę pod intrygującym tytułem Jak czosnek został przyjacielem człowieka:). Jak skrzat Jagódka oswajał zimę to ciepła, mądra historyjka, opowiedziana ładną polszczyzną, z pięknymi ilustracjami Kazimierza Wasilewskiego, z których bije ciepło ognia płonącego na kominku i kojąco otula zimowa cisza lasu.

Jak skrzat Jagódka oswajał zimę.
Ewa Stadtmüller
Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2011, 12 str.

piątek, 30 listopada 2012

Ostatecznie, każdy z nas musiał kiedyś przejść przez to piekło zwane młodością. Szósta klepka. Małgorzata Musierowicz.


Pierwszy tom cyklu Jeżycjada polubić można już za samo mocne otwarcie, czyli pożar, którego sprawca ma li i jedynie sześć lat i któregoś zimnego, grudniowego poranka postanawia pobawić się w Nerona, wybierając w tym celu najmniej chlubny, a najlepiej znany epizod dziejów cesarza - podpalenie Rzymu. Zatem w początkach powieści Małgorzaty Musierowicz płonie balkon Żaczków. Zaraz potem, wkracza na scenę zaspana i zakompleksiona główna bohaterka Cesia Żak. Pomstując na życie, które przyjdzie jej spędzić samotnie, wyprawia się szesnastoletnia uczennica do liceum. Celestyna jeszcze nie wie, że już zdążyła rzucić urok na ponurego Jurka Hajduka, który każdego ranka czeka pod kioskiem Ruchu na możliwość ujrzenia swojej wybranki. Rodzinę Żaczków, mieszkańców pełnego uroku żółtego domu z wieżą, tworzą poza Cesią i Bobciem - podpalaczem: piękna, ciemnowłosa Julia - siostra Celestyny, rodzice dziewcząt, zaczytany dziadek i Wiesia - rozwiedziona mama Bobcia, przynajmniej początkowo, z czasem mieszkańców tego ciepłego domu znacząco przybywa.
Dziadek Żak, emerytowany inżynier nadrabia zaległości czytelnicze z całego życia wypożyczając kolejno dzieła polskich i zagranicznych klasyków. Mama Żakowa jest rzeźbiarką, stąd kąty mieszkania zasłane są glinianymi pozostałościami jej pracy twórczej, dom wypełnia artystyczny nieład również za sprawą drugiej w domu artystki Julii, studentki Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk Plastycznych. Jak to w domu w którym dorastające córki przeżywają pierwsze miłości, mieszkanie Żaczków jest mocno zakurzone, tętni życiem i hałasem, a w kuchni przypalają się kolejne potrawy. Poza sympatycznymi mieszkańcami to właśnie dom z wieżyczką tworzy niepowtarzalną atmosferę "Szóstej klepki":
Trzon mieszkania stanowił długi, wąski korytarz bez okien, z którego liczne powikłane odnogi prowadziły do różnych dziwacznych pomieszczeń, między innymi: dwóch pokoi, dwóch pokoików, kuchni, łazienki, kilku skrytek niewiadomego przeznaczenia, spiżarni i pralni. W jednej ze skrytek znajdowały się drzwiczki, za którymi upiorne schodki wiodły wysoko na strych, a ze strychu na wieżyczkę z umocowanym na czubku blaszanym kogutkiem. [...] W samym wnętrzu było przeraźliwie zimno, niemiło i absolutnie niezachęcająco.
W starej wieżyczce urządza sobie pokój do nauki Cesia, zaangażowana przez profesora Dmuchawca do pomocy koleżance Dance, która skupiając się na analizie swojego życia wewnętrznego, nie pozostawia sobie sił i chęci na poszerzanie wiedzy. W wieżyczce ukrywają się nastolatki przed swoimi problemami, uczą się, czytają i słuchają muzyki. Od przeczytania "Szóstej klepki" marzyła mi się taka wieżyczka na własność:):
Wszystko wskazywało na to, że trzeba się urządzić na wieży. Po uzyskaniu zgody mamy, pewnego popołudnia przyjaciółki zataszczyły na wieżę piecyk elektryczny, materac dmuchany, koce, lampę, adapter "Mister Hit", stos płyt, garnek, grzałkę do wody, paczkę herbaty, cukier, łyżeczki, kubki - no i, oczywiście, książki i zeszyty. Urządzanie wieżyczki było zajęciem rozkosznym i pochłonęło Cesię i Dankę do tego stopnia, że dopiero na drugi dzień przypomniały sobie, w jakim celu właściwie izolują się od świata. Zainaugurowały wspólną naukę, doprowadzając prąd z kontaktu w spiżarni i przesłuchując cały longplay Maryli Rodowicz.
Pierwsze tomy "Szóstą klepkę", "Kłamczuchę", "Kwiat kalafiora", "Opium w rosole" uważam, chyba nie tylko ja, za najbardziej udane części Jeżycjady i właśnie od nich proponuję rozpocząć znajomość z całą serią. Hałaśliwych Żaków nie sposób nie polubić, a popisy Bobcia doskonale poprawiają humor czytelnikowi. Muszę w końcu uzupełnić o "Szóstą klepkę" swój księgozbiór, powieść Małgorzaty Musierowicz umieszczę w dziale podręcznym jesienno-zimowych pocieszaczy, z uwagi na ogrom pozytywnych emocji, które emanują z życia i domu Żaków:).

Szósta klepka. ( 10 grudnia 1975 - Wielkanoc 1976 )
Małgorzata Musierowicz 
Wydawnictwo Nasza Księgarnia, Warszawa 1987, 191 str.

środa, 21 listopada 2012

Możliwe, że tylko tyle możemy zrobić dla tych, których kochamy. Umilić im jakoś ten groźny świat. Nutria i Nerwus. Małgorzata Musierowicz.


Najbardziej magiczny, bajkowy i cudownie upalny letnimi promieniami Słońca, dziesiąty tom Jeżycjady zatytułowany "Nutria i Nerwus" poświęcony został trzeciej z czterech sióstr Borejko - Natalii. Ryża marzycielka jest już dorosłą kobietą, absolwentką filologii polskiej. Nutria stanowi mocny filar rodziny Borejków dzięki swojej intuicji, która pozwala jej wyczuwać problemy i zmartwienia najbliższych, jeszcze w fazie ich nieśmiałego kiełkowania. Sama stara się nie absorbować uwagi otoczenia, swoje sprawy załatwiając własnym nakładem sił, do czasu...pewnego słonecznego popołudnia, podczas którego odrzuca oświadczyny Tunia Ptaszkowskiego. Szukając  rady u starszej siostry Gabrysi w zielonym pokoju - twierdzy, Natalia postanawia uciec z Poznania od zaborczego niedoszłego małżonka i planuje wakacyjny wyjazd nad morze z siostrzenicami: Pyzą i Tygrysem. 
Wyprawa pociągiem, który PKP - owskim niespiesznym tempem ma dowieźć trzy podróżniczki do upragnionego celu, komplikuje się już na samym początku, kiedy w wagonie pojawia się tajemniczy miłośnik muzyki klasycznej, który do Nutrii odnosi się z podejrzaną niechęcią, by po jakimś czasie okazać się mścicielem swojego rannego w wypadku brata Tunia i żałobnikiem po pewnym małym paskudnym samochodziku, który w latach dziewięćdziesiątych straszył na polskich ulicach.
Nutria ucieka przed Filipem z pociągu relacji Poznań - Gdynia i tak rozpoczyna się jej i czytelnika wielka przygoda, podczas której w upalnym czerwcowym słońcu przeplata się świat magii ze "Snu nocy letniej" Szekspira,
Duchy przedświtowej pory wracają na cmentarze. Duchy inne, te, które mają groby niegościnne przy dróg rozstajach albo na dnie morza, dawno już legły w robaczywe łoża.
z rodzimymi podaniami o obchodach nocy świętojańskiej:
W wigilię świętego Jana było w zwyczaju palić ogniska. Dziewczęta śpiewały, opasywały się bylicą i wrzucały ją do ognia. [...] , i w noc świętojańską zakwita oczywiście kwiat paproci. [...] - To właśnie dziś zakwita? - ożywiła się Laura, ale obejrzawszy się na tajemniczy, ciemny las pełen szelestów i dziwnych łopotów, straciła ochotę do poszukiwań.
Natalia i dziewczynki kryją się przed Filipem w małych miasteczkach i na polach namiotowych. Pełne tajemniczego uroku krótkie czerwcowe noce, wypełnione szmerami, pohukiwaniem sów i światłem księżyca w pełni, tworzą bajeczne tło tej wyprawy.
Druga nad ranem. Dopaliło się już ostatnie ognisko, ostatni nocny Marek padł, zmorzony nagłym snem; [...], spała nad samym brzegiem wody Natalia, spały jej siostrzenice w namiocie - a tymczasem księżyc po prostu szalał. Buchał tym swoim odbitym blaskiem jak lustro przed salą balową, bluzgał światłem, wypełniał powietrze tajemniczą wibracją, odbierał przedmiotom kolor, barwiąc wszystko tym samym srebrem, oświetlał ziemię tak dokładnie, że jasno było nawet w mrowiskach. Ptaki, zmęczone skwarnym dniem, przysypiały w zaroślach i na gałęziach drzew, ale co chwila podrywały głowy i wpatrywały się w lśniącą tarczę; spuszczone na noc z uwięzi psy wiejskie biegały po pylistych drogach, naszczekiwały na siebie z daleka, przekazując ze wzgórza na wzgórze jakieś bezsłowne komunikaty, albo siedziały bez ruchu, z oczami utkwionymi w niebo i posępnie, melodyjnie wyły. Nocne zwierzęta zdwoiły czujność, sowy zataczały wielkie, bezgłośne kręgi w przestrzeniach pełnych blasku, po czym kryły się w mrokach lasów, gdzie panowało ustawiczne poruszenie. Śpiący ludzie odczuwali ten sam niepokój; ten i ów, wzdrygnąwszy się nagle, otwierał szeroko oczy i z nieprzytomnym osłupieniem wpatrywał się w wielką jasną kulę, świecącą ponad ziemią.
W "Nutrii i Nerwusie" odwiedzamy również trzy pozostałe siostry Borejko: Patrycję oraz Idę spodziewającą się pierwszego dziecka. W pachnącym setkami zadbanych, bo przeczytanych książek mieszkaniu Borejków, Gabrysia pielęgnuje pięciomiesięcznego Ignacego - Grzegorza, na kartach króciutkiej powieści pojawia się również profesor Dmuchawiec, nadal chętnie dzielący się życiową mądrością ze swoimi uczniami:
Tak, tego jednego mi żal, kiedy myślę o śmierci: że się nie dowiem, co było dalej. 
Jeżycjadą Małgorzaty Musierowicz oswajam szarugę jesieni za oknem, przeczytałam ponownie kilka tomów i planuję doczytać kilka kolejnych, już zdążyłam zapomnieć jak dobrze w dzieciństwie czułam się w poznańskich kamienicach, pośród zaczytanych i ciągle cytujących Borejków i w żółtym domu z wieżyczką...ale o tym dopiero w następnym poście:).

Nutria i Nerwus. ( 22 - 25 czerwca 1994 )
Małgorzata Musierowicz
Wydawnictwo Akapit Press, 1995, 160 str.

piątek, 22 czerwca 2012

Dowody na to, że przyszło lato. Razem ze słonkiem. Lato. Maria Kownacka.


Witam serdecznie drugiego dnia astronomicznego lata:). Dnia nam przybyło, nocne ciemności się skurczyły, na brak słońca też ostatnio nie możemy narzekać, nic tylko wyruszyć w plener i porozglądać się chociażby po najbliższym parku, łące i lesie. Poobserwować, co wraz z kolejną zmianą daty w kalendarzu, zmieniło się w przyrodzie. Książką, która od dawna towarzyszy mi latem jest "Razem ze słonkiem. Lato." Marii Kownackiej. Wiem, że tytuł brzmi podejrzanie przedszkolnie, bo też i dla tej najmłodszej grupy odbiorców stworzyła autorka książkę, ale zapewniam, że dorosły czytelnik znajdzie tutaj masę informacji i ciekawostek, o których nie miał zielonego pojęcia. Obrazki Zbigniewa Rychlickiego, na których wychowały się pokolenia młodych Polaków, dopełniają całości, tworząc bardzo klimatyczną, piękną i trochę zapomnianą już książkę.
"Razem ze słonkiem" to sześciotomowy cykl książek o przyrodzie, każda część opowiada o innej porze roku: Przedwiośnie, Wiosna, Lato, Złota jesień, Szaruga jesienna i Zima. Mam duży sentyment do tych starych książek, które przeglądam odkąd nauczyłam się czytać, stylu jakim zostały napisane i ilustracji: krajobrazów wiejskich, starych domków otoczonych drewnianym płotkiem, psich bud, kwiatów i zwierząt. Dotąd nie trafiłam na jakiekolwiek książki o porach roku, które podobałyby mi się choć w połowie tak bardzo, jak małe dzieła Marii Kownackiej.
Kiedy dojrzeje dużo poziomek, kiedy na łąkach zakwitną trawy, na polach zakwitnie pszenica, a wśród niej szafirowe chabry, kiedy z ula wyleci pierwszy rój pszczół, a wiele ptasich piskląt opuści gniazda, kiedy zaczną dojrzewać czerwone i czarne porzeczki - wtedy mamy dowody na to, że przyszło lato.
Letnia pogoda bywa ostatnimi laty bardzo kapryśna, ale nawet deszcz nie jest w stanie popsuć mi humoru, kiedy za oknami wszystko kwitnie i śpiewa. Lato to dla mnie ukwiecona łąka, ale taka widziana z bardzo bliska, w kolorze chabrów, łopianów i motyli, z całym małym zamieszaniem, które robią owady: mrówki i pszczoły i rozgrzany, kamienny most nad rzeką, na którym można ogrzać plecy i odpocząć spoglądając na lasy i pola uprawne. Książka Marii Kownackiej pozwoli rozszyfrować letnią łąkę, nazwać każdy kwiat, drzewo w lesie, zwierzęta, poznać ich zwyczaje. Wyjaśni dlaczego zające uciekają nam sprzed nóg kiedy zbliżymy się do nich i skomplikowany proces budowy jaskółczego gniazda. Kilka bardzo praktycznych informacji ucieszy każdą panią domu, jak rozsadzać truskawki, pelargonie, ja przypomniałam sobie o zimowym, zielonym źródełku witamin - roszponce. W tomie opowiadającym o lecie jest cały rozdział poświęcony tworzeniu bukietów z kwiatów polnych i ogrodowych. Z tymi polnymi trzeba się spieszyć, bo niedługo pierwsze sianokosy, no przynajmniej u mnie na wsi:).
"Razem ze słonkiem" zawiera całe mnóstwo pomysłów na zabawy dla maluchów. Autorka zachęca do założenia skrzyni skarbów i zbierania do niej eksponatów podczas letnich podróży: morskich muszelek, ptasich piórek, leśnych szyszek, które jesienią i zimą można przerobić na małą makietę ogródka, albo choinkowe zabawki i łańcuchy. Lato to również czas zapełniania piwnic i spiżarni kolorowymi słoikami konfitur. Zapasy można zrobić również dla dokarmianych zimą ptaków, zbierając i susząc jadalne ziarenka.
O ile przyjemniej pracuje się i wypoczywa latem, wie chyba każdy z nas, robota nawet najmniej lubiana dosłownie "pali się" w rękach, to dzięki energii pożyczonej od słońca, które w końcu jasno nam świeci:). Życzę bardzo udanych letnich dni i polecam "Razem ze słonkiem" małym i dużym czytelnikom, bo książka chociaż stareńka i nieco anachroniczna, zawiera sporą dawkę wiedzy podaną w bardzo przystępny sposób.

Razem ze słonkiem. Lato.
Maria Kownacka
Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1986, 143 str.

czwartek, 17 maja 2012

Ogród artysty. Linnea w ogrodzie Moneta. Christina Björk.


Każdy miesiąc niesie ze sobą drobne i większe przyjemności związane z nim nierozerwalnie. Kwiecień to ciemny las z dywanem z zawilców, pąki i kwiaty na drzewach i pierwszy świeży powiew wiosny. Czerwiec ma smak czereśni i zapach truskawek. Pierwsza połowa maja ma zapach bzu:). Pod oknem sypialni, od wielu lat rośnie ciemnofioletowy bez, w tym roku zakwitł wręcz nieprzyzwoicie bujnie, a jego mocny aromat, wślizgując się naszymi oknami, budzi mnie do życia każdego ranka. Jestem stworzeniem nocnym, więcej we mnie sowy niż skowronka, dlatego potrzebuję pozytywnych porannych impulsów, ten majowy to właśnie bez. Gdybym została malarką, to właśnie kwiaty bzu byłyby głównym motywem moich obrazów, w końcu znam je najlepiej i najdłużej:).
Książka, o której będzie dzisiejszy post, opowiada o małej dziewczynce zakochanej w ogrodach, francuskim malarzu impresjoniście, jego rodzinie i życiu w małym różowym domu otoczonym pięknym ogrodem oraz stawem z japońskim mostkiem w Giverny. "Linnea w ogrodzie Moneta" poza tym, że przekazuje solidną porcję wiedzy o malarzu C. Monet, jest również opowieścią o wielkiej przygodzie, jaką dla Linnei i jej opiekuna, emerytowanego ogrodnika, pana Blomqvista, była wyprawa do Paryża śladami wielkiego artysty.
Głównym motywem malarstwa Moneta był japoński most i wypełniające staw nenufary. W książce jest kilka zdjęć obrazów tego właśnie mostu, malowanego na różnych etapach życia C. Moneta, te najbardziej wstrząsające, powstały, kiedy malarz tracił wzrok z powodu poważnej choroby oczu, obraz mostu jest zamazany, ale nadal piękny.
Linnea odwiedza kolorową i niezwykłą kuchnię rodziny Monet, odpoczywa na ulubionej ławce malarza i poznaje historię życia jego i ósemki jego dzieci. Po powrocie z Paryża, Linnea porządkuje wspomnienia i skarby przywiezione z Francji, liście paryskich drzew, bilety wstępu, fotografie, lądują w drewnianej skrzynce w pokoiku dziewczynki.
Biografia C. Moneta jest przedstawiona rzetelnie, uzupełniona starymi fotografiami, anegdotami z życia całej rodziny Moneta i przyprawiona szczyptą magii Paryża i tajemniczego ogrodu w Giverny.


Linnea w ogrodzie Moneta. ( Linnea i Målarens Trädgård. )
Christina Björk, ilustracje: Lena Anderson
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2009, 52 str.
Claude Monet (1840-1926)

wtorek, 24 kwietnia 2012

Wszyscy znęcają się nad Lottą. Lotta z ulicy Awanturników. Astrid Lindgren.

Wyspa książek obrosła pajęczynką i trochę się zakurzyła. Tydzień spędziłam na wsi, dlatego dopiero dzisiaj mogę swoje miejsce w sieci porządnie przewietrzyć:).
W minionym tygodniu powiększałam i porządkowałam ogród i sad, sadziłam warzywa w nowym warzywniku i rozsadzałam kwiaty. Sadzonki roślin kupiłam na klimatycznym targu w pobliskim małym miasteczku, tradycyjnie odwiedziłam też maleńką księgarnię i antykwariat. Wczesnym porankiem i wieczorami paliłam w piecach pełną parą, bo na wschodzie Polski te ostatnie dni były jeszcze zimne.
Z zapączkowanego ogrodu, lasu i łąki wróciłam do zieleniącego się już pełną parą Krakowa.
***
Czytanie przy akompaniamencie strzelającego pieca jest dwa razy przyjemniejsze niż czytanie przy ciepłych kaloryferach, a już czytanie w takich okolicznościach zimowego "Tańca ze smokami" to prawdziwa uczta dla wyobraźni. Książkę Martina czytam powolutku, dozując sobie przyjemność, jakiej mi dostarcza. W międzyczasie przejrzałam dwie książki dla maluchów i właśnie o jednej z nich opowiem dzisiaj.
***
"Lotta z ulicy Awanturników" Astrid Lindgren to krótka historia o pewnej zadziornej dziewczynce. Lotta Nyman od rana ma zły humor. Jest zła na mamę i swoje rodzeństwo: Mię Marię i Jonasa. Pięcioletnia Lotta postanawia więc wyprowadzić się z domu Nymanów i założyć własne gospodarstwo na strychu rupieciarni cioci Berg.
Stryszek jest miejscem wymarzonym dla małej dziewczynki, stare meble i dywaniki wypełniają małe pomieszczenie, a zakamarki pokoiku kryją prawdziwe skarby. Porcelanowy serwis, starą lalkę Violę Linneę i całą szufladę jej ubranek. Lotta świetnie bawi się na stryszku w towarzystwie Niśka, swojego pluszowego prosiaczka...ale po zapadnięciu zmroku, zaczyna Lottcie brakować mamy:).
Zawsze lubiłam krnąbrną, dzielną Lottę, a w obrazek stryszku wpatrywałam się jako dziecko godzinami. Polecam do wspólnego, wieczornego czytania:).

Lotta z ulicy Awanturników. ( Lotta på Bråkmakargatan., 1961 )
Astrid Lindgren
Nasza Księgarnia, Warszawa 1998, 59 str.


poniedziałek, 2 kwietnia 2012

Ty nie masz dobrze w głowie, Madika. Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza. Astrid Lindgren.


Lodowaty podmuch wiatru przyniósł gwałtowne opady gradu. Kiedy odtajałam po gradowym bombardowaniu, nawet mnie ten niespodziewany opad ucieszył, w końcu skoro spadł grad to zima już nie wróci. Przyglądając się teraz wirującym za oknem płatkom śniegu już nie mam odwagi potwierdzić tej ludowej mądrości.
Po powrocie do domu w tak ekstremalnych warunkach, najlepiej ukryć się w ciepłej kuchni. Zapach wielkanocnych wypieków i powolna lektura "Madiki i berbecia z Czerwcowego Wzgórza" uprzyjemniły mi kilka ostatnich wieczorów, na spacery i aktywny wypoczynek na łonie natury przyjdzie nam chyba jeszcze trochę poczekać.
Madika jest obecnie lepiej znana z albumowych wydań książek o swoich przygodach, kojarzycie na pewno kolorowo zilustrowaną zimową opowieść "Patrz Madika pada śnieg", jeśli nie, zajrzyjcie do niej podczas wizyty w księgarni. "Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza" zawiera również piękne, ale czarno-białe ilustracje wykonane przez genialną Ilon Wikland i o wiele więcej tekstu opowiadającego o przygodach dziewczynek z Czerwcowego Wzgórza.
Madika i Lisbet to dwie siostrzyczki mieszkające w ogromnym domu z mamą Kajsą, tatą redaktorem z gazety, gosposią Alvą, psem Sasso i kotką Gosan. Rodzice Madiki i Lisbet to ludzie zamożni, a Czerwcowe Wzgórze stanowi kontrast dla biedniejszych domków innych mieszkańców miasteczka. Sąsiadem Madiki jest Abbe, który pracuje wraz z mamą panią Nilsson na swoje i swoich rodziców utrzymanie. Mia, uczennica z klasy Madiki jest również przedstawicielką tych biedniejszych mieszkańców okolicy. "Madika..." to jednak nie tylko opowieść o biedzie, to również historia dwóch zwariowanych dziewczynek i ich przygód, bardzo podobnych do tych, jakie przeżywali mali mieszkańcy Bullerbyn.
Dzień na Czerwcowym Wzgórzu rozpoczynała Lisbet, której ulubioną poranną rozrywką było...wbijanie gwoździ w polana w kąciku przy kaflowym piecu. Po takim mocnym porannym uderzeniu, dalej musiało być tylko weselej:). W książce spędzamy z towarzystwem z Czerwcowego Wzgórza wszystkie cztery pory roku i zależnie od aury panującej za oknem : szalejemy wiosną, bawimy się podczas letnich wakacji, nudzimy się podczas jesiennych ulew i grzejemy przy piecu zimą. Wiosenny wieczór na Czerwcowym Wzgórzu spędzają Madika i Lisbet mniej więcej tak:
Bawią się z Sassem, a po chwili idą wąchać bez, bo właśnie zaczął rozkwitać. Potem wystawiają mleko dla jeża, który przychodzi wieczorami, a kiedy wszystko to już zrobiły, okazuje się, że pora iść spać.
Każdy dzień ma niezwykły urok dzieciństwa, niebezpieczne przygody, jak porwanie Lisbet przez szalonego pana Lindqvista, ucieczka przed bykami, ukąszenie węża, przeplatają się ze scenami pełnymi humoru, w których Lisbet usiłuje używać mocnych słów i podsumowuje kolejne posunięcia starszej siostry wrzeszcząc jej do ucha : Ty nie masz dobrze w głowie, Madika, no i w końcu przypomniałam sobie skąd znam określenie fąflu jeden. Zimą na Czerwcowym Wzgórzu pojawia się trzecia dziewczynka.
Dużo mniej sielankowa jest ta książka Astrid Lindgren. W tle opowiada autorka historie o biedzie, porusza całkiem poważne tematy do przemyślenia dla małego i dużego czytelnika. Elementy humorystyczne łagodzą jednak przekaz tej książki, a wiejsko - miejskie przygody Madiki i Lisbet mają smak chleba z masłem i malinowym dżemem:).

 ***

W domu znalazłam szwedzką ekranizację tej książki w reżyserii Görana Graffmana z 1980 r. Kupiłam ją dawno temu, była dołączona do czasopisma. Autorzy filmu oddali urok tej opowieści, realia i wnętrza zupełnie jak z obrazków Ilon Wikland. Polecam.

Madika i berbeć z Czerwcowego Wzgórza. ( Madicken på Junibacken., 1960 )
Astrid Lindgren
Nasza Księgarnia, Warszawa 1994, 214 str.
Ronja, córka zbójnika. 

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...