Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowieści o zwierzętach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowieści o zwierzętach. Pokaż wszystkie posty

sobota, 23 czerwca 2018

Nie zdawałam sobie sprawy, że są zwierzęta, które w środku lata zaczynają jesień. Żubr Pompik. Kolory jesieni i pozostałe historie. Tomasz Samojlik.

We wstępie książki Wojciecha Mikołuszko Z tatą w przyrodę przeczytałam, że maluchy wiedzą więcej o groźnych lwach, pękatych słoniach, a nawet prehistorycznych dinozaurach niż o rodzimej faunie i florze i myślę, że sporo w tym stwierdzeniu prawdy. Ale na szczęście mamy pana Mikołuszko i Tomasza Samojlika, którzy o polskiej przyrodzie opowiadają tak dobrze, jak Maria Kownacka w "Razem ze słonkiem" wiele lat temu. 

Seria książeczek o Żubrze Pompiku doskonale prezentuje się w biblioteczce przedszkolaka, komiksy o ryjówkach skierowane są do nieco starszych dzieci. Każda książka to kopalnia wiedzy o polskiej przyrodzie, zwyczajach zwierząt, tajemniczych gatunkach zamieszkujących mroczne, słowiańskie bory :)

Lubię książki podzielone według pór roku, a Pompika i jego żubrzą rodzinę poznajemy w różnorodnych okolicznościach przyrody. Są tomy wiosenne, zimowe, a ja opowiem u progu lata o kolorowych liściach i odlatujących bocianach, bo właśnie "Kolory jesieni i pozostałe historie" wypożyczyłam ostatnio z biblioteki.

Pompik i Polinka zamieszkują z rodzicami żubrzą polanę, latem, z pełnymi ziół brzuszkami żubry eksplorują las i poznają jego niezwykłych mieszkańców od niewielkiej ćmy, która słodki zapach ukochanej wyczuwa z drugiego końca lasu i mając księżyc za przewodnika podąża nocą jej śladem, przez rozbrykane kuny po zimorodki zamieszkujące norki w piaszczystych skarpach przy rzece.

Każda historia ma wielu bohaterów, którzy chętnie dzielą się z czytelnikami swoimi tajemnicami: borsuki sprzątają nory swoją i te dziedziczone po ojcach i dziadach, jenoty zakładają leśny squot, ropucha zdradza gdzie skrywa groźną, śmiercionośną broń, a rzekotka okazuje się kameleonem.

Barwne, fascynujące historie do czytania przed snem, uśmiechnięta żubrza rodzinka na ilustracjach i mnóstwo wiedzy, która przyda się także dorosłym czytelnikom, bo czy wiedzieliście, że czarny bocian jest sprinterem w porównaniu do białych kuzynów i kiedy oni z mozołem machają skrzydłami w drodze na zimowisko, on może sobie pozwolić na kilka dodatkowych dni na polskich łąkach :)

piątek, 22 czerwca 2012

Dowody na to, że przyszło lato. Razem ze słonkiem. Lato. Maria Kownacka.


Witam serdecznie drugiego dnia astronomicznego lata:). Dnia nam przybyło, nocne ciemności się skurczyły, na brak słońca też ostatnio nie możemy narzekać, nic tylko wyruszyć w plener i porozglądać się chociażby po najbliższym parku, łące i lesie. Poobserwować, co wraz z kolejną zmianą daty w kalendarzu, zmieniło się w przyrodzie. Książką, która od dawna towarzyszy mi latem jest "Razem ze słonkiem. Lato." Marii Kownackiej. Wiem, że tytuł brzmi podejrzanie przedszkolnie, bo też i dla tej najmłodszej grupy odbiorców stworzyła autorka książkę, ale zapewniam, że dorosły czytelnik znajdzie tutaj masę informacji i ciekawostek, o których nie miał zielonego pojęcia. Obrazki Zbigniewa Rychlickiego, na których wychowały się pokolenia młodych Polaków, dopełniają całości, tworząc bardzo klimatyczną, piękną i trochę zapomnianą już książkę.
"Razem ze słonkiem" to sześciotomowy cykl książek o przyrodzie, każda część opowiada o innej porze roku: Przedwiośnie, Wiosna, Lato, Złota jesień, Szaruga jesienna i Zima. Mam duży sentyment do tych starych książek, które przeglądam odkąd nauczyłam się czytać, stylu jakim zostały napisane i ilustracji: krajobrazów wiejskich, starych domków otoczonych drewnianym płotkiem, psich bud, kwiatów i zwierząt. Dotąd nie trafiłam na jakiekolwiek książki o porach roku, które podobałyby mi się choć w połowie tak bardzo, jak małe dzieła Marii Kownackiej.
Kiedy dojrzeje dużo poziomek, kiedy na łąkach zakwitną trawy, na polach zakwitnie pszenica, a wśród niej szafirowe chabry, kiedy z ula wyleci pierwszy rój pszczół, a wiele ptasich piskląt opuści gniazda, kiedy zaczną dojrzewać czerwone i czarne porzeczki - wtedy mamy dowody na to, że przyszło lato.
Letnia pogoda bywa ostatnimi laty bardzo kapryśna, ale nawet deszcz nie jest w stanie popsuć mi humoru, kiedy za oknami wszystko kwitnie i śpiewa. Lato to dla mnie ukwiecona łąka, ale taka widziana z bardzo bliska, w kolorze chabrów, łopianów i motyli, z całym małym zamieszaniem, które robią owady: mrówki i pszczoły i rozgrzany, kamienny most nad rzeką, na którym można ogrzać plecy i odpocząć spoglądając na lasy i pola uprawne. Książka Marii Kownackiej pozwoli rozszyfrować letnią łąkę, nazwać każdy kwiat, drzewo w lesie, zwierzęta, poznać ich zwyczaje. Wyjaśni dlaczego zające uciekają nam sprzed nóg kiedy zbliżymy się do nich i skomplikowany proces budowy jaskółczego gniazda. Kilka bardzo praktycznych informacji ucieszy każdą panią domu, jak rozsadzać truskawki, pelargonie, ja przypomniałam sobie o zimowym, zielonym źródełku witamin - roszponce. W tomie opowiadającym o lecie jest cały rozdział poświęcony tworzeniu bukietów z kwiatów polnych i ogrodowych. Z tymi polnymi trzeba się spieszyć, bo niedługo pierwsze sianokosy, no przynajmniej u mnie na wsi:).
"Razem ze słonkiem" zawiera całe mnóstwo pomysłów na zabawy dla maluchów. Autorka zachęca do założenia skrzyni skarbów i zbierania do niej eksponatów podczas letnich podróży: morskich muszelek, ptasich piórek, leśnych szyszek, które jesienią i zimą można przerobić na małą makietę ogródka, albo choinkowe zabawki i łańcuchy. Lato to również czas zapełniania piwnic i spiżarni kolorowymi słoikami konfitur. Zapasy można zrobić również dla dokarmianych zimą ptaków, zbierając i susząc jadalne ziarenka.
O ile przyjemniej pracuje się i wypoczywa latem, wie chyba każdy z nas, robota nawet najmniej lubiana dosłownie "pali się" w rękach, to dzięki energii pożyczonej od słońca, które w końcu jasno nam świeci:). Życzę bardzo udanych letnich dni i polecam "Razem ze słonkiem" małym i dużym czytelnikom, bo książka chociaż stareńka i nieco anachroniczna, zawiera sporą dawkę wiedzy podaną w bardzo przystępny sposób.

Razem ze słonkiem. Lato.
Maria Kownacka
Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1986, 143 str.

środa, 11 kwietnia 2012

Dom należy do kota. My tylko spłacamy pożyczkę. Kocie opowieści. James Herriot.

Lubię ładnie wydane książki. Z pięknymi okładkami i ilustracjami wewnątrz, które potęgują przyjemność czerpaną z lektury. Taką dopracowaną książką są "Kocie Opowieści" Jamesa Herriota. Ta niewielka książeczka, napisana przez lekarza weterynarii to kilka opowiadań o  kotach, które podczas długich lat praktyki zawodowej spotkał na swojej drodze autor.
James Herriot początkowo miał niewielu kocich pacjentów, w hrabstwie York do zadań weterynarza należała głównie opieka nad dużymi zwierzętami hodowlanymi. Każde spotkanie z kotem i jego właścicielem było na tyle wyjątkowe, że na długo zapadało w pamięć autorowi.
Alfred, kot właściciela cukierni, wytworny i dumny, każdy dzień spędzał pośród klientów niewielkiego sklepiku. Oskar, cudem wyratowany po ciężkich urazach, zadomowił się na niewielkim poddaszu, które zamieszkiwał James Herriot z żoną Helen. Każdego dnia, późnym popołudniem, Oskar udawał się do pubu, na wiejskie zebrania, na spotkanie koła gospodyń wiejskich. Wszędzie tam, gdzie mógł miło spędzić czas pośród tłumów ludzi. To tylko dwa spośród kilku niezwykłych zwierząt, które pojawiły się w opowiadaniach.
"Kocie opowieści" to przede wszystkim książka o miłości do kotów i wielkim szacunku, jakim obdarzali je dwaj bohaterowie cyklu "Wszystkie stworzenia duże i małe": James Herriot i Tristan.
Nawet teraz, kiedy obaj dźwigamy już szósty krzyżyk na karku, często nad kuflem piwa opowiada mi o kocie, który mu od wielu lat towarzyszy. Jest to typowy związek - obaj bez miłosierdzia się oszukują - a jednak oparty na prawdziwym uczuciu.
James Herriot pisze eleganckim, dowcipnym językiem, a "Kocie opowieści" z przyjemnością przeczyta dziecko i osoba dorosła.

Kocie opowieści. ( Cat stories. )
James Herriot
Dom Wydawniczy Bellona, Warszawa 2002, 158 str.

czwartek, 5 kwietnia 2012

Wszystkie stworzenia duże i małe. Jeśli tylko potrafiłyby mówić. James Herriot.

W upalny, letni dzień James Herriot, absolwent weterynarii, wyrusza na angielską wieś w poszukiwaniu pierwszej posady. Jest rok 1937, kryzysowy na brytyjskim rynku pracy, znalezienie posady przez młodego lekarza weterynarii jest więc prawie niemożliwe. Stojąc przed oplecionym gęstymi pnączami wisterii, Skeldale House w Yorkshire, James Herriot nie wie jeszcze, że z tym domem i mieszkającymi w nim ludźmi zwiąże swój los podczas długich lat praktyki zawodowej, a o swojej pracy opowie wiele lat później czytelnikom w kilku tomach cyklu zatytułowanego "Wszystkie stworzenia duże i małe".
Praca wiejskiego weterynarza, zwłaszcza pierwsze jej dni, tygodnie i miesiące to dla Jamesa Herriota bolesne zderzenie teorii z praktyką. Asystowanie przy porodach dużych zwierząt hodowlanych jest ciężką, fizyczną pracą o najbardziej zaskakujących porach dnia i nocy.
Jednak, chociaż nie pozbawiona cieni, jego praca miała również jasne strony. Zawsze był świadom dzikiego piękna otaczających go wzgórz Dale i ciężko pracując, mógł wdychać czyste powietrze wrzosowisk. Jego stołem operacyjnym były oblane słońcem pola, a miejscem pracy - kręte górskie drogi i budynki z szarych kamieni.
Pacjenci doktora Herriota bywają nieprzewidywalni, równie nieprzewidywalny okazuje się jego przełożony Siegfried Farnon. Konflikty Farnona z młodszym, beztroskim bratem Tristanem niejednokrotnie budziły zakłopotanie młodego podwładnego. Oddanemu pracy Jamesowi zdarzają się również chwile wytchnienia.
Nadeszła jesień, niosąc ostre powietrze, i nocami jasno płonął kominek w największym pokoju, śląc długie cienie migoczące we wdzięcznych alkowach, aż pod wysoki, rzeźbiony sufit. Zawsze było miło, kiedy po zakończonym dniu pracy wszyscy trzej zasiadaliśmy w wygodnych fotelach, wyciągając nogi do ognia.[...] Dywan wokół naszych nóg był usłany psami - cała ich piątka leżała splątana w ciężko dyszący kłąb, podsycając nastrój, przyjaźni i zadowolenia.
James Herriot jest świetnym obserwatorem zwierząt, a jeszcze lepszym, ich właścicieli. Swoje przeżycia opisuje z humorem. Książkę czyta się szybko i przyjemnie, w planach mam więc jeszcze lekturę "Kocich opowieści' Jamesa Herriota.

Jeśli tylko potrafiłyby mówić. ( If only they could talk., 1970 )
James Herriot
Wydawnictwo Zysk i Spółka, Poznań 1995, 221 str.

środa, 8 lutego 2012

Nieprzyjaciel musiał widać straszliwie zawinić jeżeli trzeba było dążyć przez morze, aby go mordować. Mój Kary. Anna Sewell.

Wyobraźcie sobie rzekę powozów, omnibusów, wozów, dorożek, platform ciężarowych, wagonów meblowych, wszelkiego rodzaju zaprzęgów posuwających się wolną falą. Tak przecież jeszcze w XIX wieku wyglądały drogi dużych europejskich miast. Dorożki, dwukółki, wozy ciągnięte przez koński zaprzęg były naturalną częścią również angielskiego krajobrazu. W czasach, w których końskie zaprzęgi stanowiły ważny środek lokomocji zarówno na prowincji jak i w miastach Anna Sewell buduje swoją opowieść, która uczy szacunku dla tych pięknych, silnych zwierząt.
"Mój Kary" to krótka historia o miłości do koni. Założeniem autorki było stworzyć książkę, która nauczy ludzi hodujących konie jak się z nimi w delikatny sposób obchodzić, nie zamęczać pracą ponad siły i nie dręczyć dyktowanym przez modę przyduszaniem koni wędzidłem. Z czasem końskich zaprzęgów na drogach ubyło, a "Mój Kary" załapał się do klasyki literatury dziecięcej. 
"Mój Kary" to imię głównego bohatera i narratora tej książki. Bohatera, którego poznajemy w dniu, w którym przychodzi na świat na łące. Pierwsze lata jego życia pełne są radości i beztroski, wyglądają tak jak powinny wyglądać pierwsze lata życia każdego żywego stworzenia. Mój Kary ma dobrych, łagodnych opiekunów, wyrasta więc na posłusznego, spokojnego konia. Zmiany na gorsze przychodzą wraz ze zmianą właściciela, z dworu Birtwick Park trafia Mój Kary do pałacu. Wydawałoby się, że to awans społeczny, jednak zaniedbania opiekunów stajni prowadzą do wypadku, który okalecza konia. Każda kolejna sprzedaż to cięższe warunki życia i pracy.
Wszystko co o koniach napisano z założenia bardzo mi się podoba, a z panią Anną Sewell, gdybym żyła w wiktoriańskiej Anglii, chętnie wypiłabym niejedną filiżankę herbaty podczas rozmów o ochronie zwierząt. Książka dla dzieci, ucząca szacunku dla zwierząt. Popieram zawarte w niej postulaty, przedstawione nieco anachronicznie, ale łatwe do przełożenia na nasze warunki i naszych małych domowych towarzyszy, którym należy się mnóstwo miłości i szacunku:).

Mój Kary (  Black Beauty )
Anna Sewell
Wydawnictwo WAZA
Warszawa 1997, 181 str.

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...