Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieści z historią w tle. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą powieści z historią w tle. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 5 lipca 2016

Kiedy piszę, że czytam wszystko to jest to prawda absolutna, bo absolutnie wszystko czytam, czyli o skandynawskich sagach i nie wyrzucaniu książek.

Mam w zwyczaju chomikowanie książek i objawia się to na naprawdę różne sposoby :) Na przykład w księgarniach, zwłaszcza tych z tanią książką, kupuję "na zaś" dwa skandynawskie kryminały, bo kiedyś na pewno się przydadzą, kiedy będę mieć ochotę na ten rodzaj literatury, a już zimą i jesienią przydadzą się na pewno na długie, ciemne wieczory przyprawione kryminalnym dreszczykiem. Wychodzi ze mnie chomik również, kiedy składam zamówienie w księgarni internetowej, wtedy zawsze przyplącze mi się jakiś dodatkowy tytuł do zamówienia. Znajomi i rodzina tylko pogłębiają moje chomicze skłonności, ponieważ obdarowują mnie książkami, które już przeczytali, albo otrzymali, jako gratis do czasopisma. 

Choćby tytuł był kompletnie głupi, a okładka doprowadzała do zgrzytania oczami, książkę zagarniam do torebki, chowam w biurku, a potem zastanawiam się, co też dalej z nią uczynić. Zwykle takie okładkowe straszydła-romansidła lądują na regale w domu na wsi i leżą sobie długie lata, ogrzewane zimą przez znajdujący się w pobliżu piecyk, a latem przez słoneczne promienie wpadające przez okno. 

Znam swoje szarże czytelnicze i wiem, że potrafię się zabrać za czytanie najdziwniejszych serii książek choćby takich dla bardzo małych dzieci, kiedyś dostałam pudełko komiksów Gigant i też przeczytałam w porywie czytelniczego szaleństwa. Więc, kiedy piszę, że czytam wszystko to jest to prawda absolutna, bo absolutnie wszystko czytam i dlatego zbieranie książkowych dziwadeł jest w moim przypadku jak najbardziej uzasadnione ;) 

Ostatnio przyszła w końcu pora na dokładniejsze przyjrzenie się własnym zbiorom i wybranie pośród tomów latami leżakujących na regale kilku książek do bieżącego czytania. Po wymęczeniu "Zamku na wrzosowisku" znalazłam małą, niepozorną powieść, która przed kilku laty otwierała kolekcję książek sprzedawanych, jako dodatek do pewnej gazetki z obrazkami. Ta książka to "Saga o Ludziach Lodu. Tom I: Zauroczenie". 

Kiedyś obiło mi się o uszy nazwisko autorki Margit Sandemo, ale o samej sadze nie słyszałam. O dziwo tę paskudnie wydaną książkę czyta się rewelacyjnie, autorka ma prawdziwy talent do opowiadania historii osadzonych w historycznych realiach, pośród dzikiej, norweskiej przyrody, z bohaterami, których nie sposób nie polubić i tajemnicami, których wyjaśnienia czytelnik oczekuje jak najszybciej. Byłam bardzo sceptyczna zabierając się za lekturę, ale pochłonęłam ją szybko na ogrodowej huśtawce, przerywając czytanie tylko z wyższej konieczności :) Faktem jest, że w pewnym momencie fabuła skręca ostro na harleqinową mieliznę, ale to w końcu bajka dla dorosłych, a nie literatura z wybujałymi ambicjami.

Pierwszy tom sagi przenosi nas w XVI wiek do Norwegii, znajdującej się pod panowaniem duńskim, zarazy dziesiątkują kraj, pośród skał i fiordów nie ma rodziny, która nie utraciła przez chorobę kogoś bliskiego, a żaden odmieniec nie jest bezpieczny w tych trudnych czasach płonących stosów. W tych okolicznościach poznajemy błąkającą się po Trondheim Silje, która przygarnia jednej nocy dwójkę dzieci, ratuje życie mężczyźnie skazanemu na śmierć i zyskuje tajemniczego opiekuna, który ofiaruje jej dach nad głową u zaprzyjaźnionego artysty. Podoba mi się sposób opowiadania losów dwójki bohaterów, pomimo upału miałam wrażenie, że siedzę w drewnianej chacie, za oknami szaleje zamieć, w domu jest ciepło i przytulnie, a ja słucham świetnej historii, która wydarzyła się naprawdę :) Do tego stopnia spodobała mi się ta książka, że pożałowałam, że nie mam dalszego ciągu pod ręką.

Zachęcona tą pierwszą w życiu przeczytaną skandynawską sagą, zaczęłam przegląd regałów w poszukiwaniu kolejnej, wiedziałam, że mam jeszcze jedną książeczkę z jeszcze paskudniejszą okładką (tak, to możliwe). I znów po lekturze pierwszego tomu Sagi grzech pierworodny byłam bardzo pozytywnie zaskoczona, tym razem bohaterowie nie przykuwają uwagi, a w zasadzie znikają w świetnie opowiedzianym tle. W początkach XX wieku przenosimy się do bogatego norweskiego dworu, zwyczaje weselne, świąteczne, kolejne pory roku i związane z nimi rytuały opowiedziane są z kronikarską dokładnością. Uwielbiam czytać o życiu na wsi w zamierzchłych czasach, dlatego tak bardzo podobała mi się ta książka. Anne-Lise Boge ma wiedzę świetnego etnografa i hojnie się nią z czytelnikiem dzieli. 

Mam nadzieję, że tym przydługim wywodem przekonałam Was do zbierania książek, które w różnych okolicznościach wpadną Wam w ręce, wszak nigdy nie wiadomo na jaki rodzaj literatury przyjdzie molowi książkowemu ochota, przecież nasz apetyt na książki jest nie do ogarnięcia dla zwykłego śmiertelnika ;)

piątek, 29 kwietnia 2016

Kiedy tak pada, kominki dymią, ubrania nawet we wnętrzach wilgotnieją, a chłód tak głęboko wżera się w kości, że wydaje się, iż nigdy już nie będzie ciepło. Kość z kości. Spisane własną krwią. Diana Gabaldon.


Osiem długich tomów, a ja nadal nie mam dość książek Diany Gabaldon i niecierpliwie czekam na kontynuację :) Dwie ostatnie czytane przeze mnie części cyklu: "Kość z kości" oraz "Spisane własną krwią" toczą się w czasach początku walki Amerykanów o niepodległość, przerażonych, że Wielka Brytania będzie blokować ich porty i tym samym przekreślać szansę na samodzielność gospodarczą kolonii. Podoba mi się to przeskakiwanie autorki od wydarzenia historycznego do wydarzenia, z kontynentu na kontynent. Diana Gabaldon, aby stworzyć tę opowieść musiała biegle poznać historię wieku XVIII, by potem przedstawić czytelnikom realia tego czasu od życia szkockich klanów, poprzez życie na francuskim dworze królewskim oraz na wzór "Domku na prerii" w amerykańskim gospodarstwie w górach Karoliny Północnej. Aby zabrać czytelnika w bajeczną podróż po wieku XVIII poza suchymi faktami poznawanymi na lekcjach i wykładach historii, musiała doskonale poznać realia życia, zwyczaje mieszkańców kolonii (najmocniej zapadł mi w pamięć fragment o sadzeniu kapryfolium w pobliżu wygódek przez rolników z okolic Filadelfii, dotąd ta roślina kojarzyła mi się z romantycznymi opisami w powieściach L.M.Montgomery :)), od sposobów dbania, a raczej w naszym na ten temat pojęciu  nie dbania o higienę, przez metody leczenia, wszak główna bohaterka jest lekarzem, a tutaj należało upilnować sposobów leczenia i medykamentów stosowanych w dwóch jakże odmiennych epokach, po sposoby wojowania i prowadzenia gospodarstwa, bo z kolei główny bohater to żołnierz i rolnik :)

Każdą zdobytą przez Dianę Gabaldon informację, fakt historyczny poznane podczas lektury książek historycznych (pisarka ma fantastyczny księgozbiór, który wypatrzyłam na jej profilu na fb, kolekcja jej książek historycznych jest doprawdy imponująca), a także w czasie rozmów z zajmującymi się tą epoką historykami, udaje się zgrabnie powplatać w fabułę, budując wokół wciągającą intrygę. W tomie 7 mamy nawet okazję spotkać naszego sławnego za wielką wodą rodaka Tadeusza Kościuszkę, budującego fortyfikacje obozów wojskowych Armii Kontynentalnej i podczas bitwy pod Saratogą. Jamie Fraser zaprzyjaźnia się z naszym i Amerykanów bohaterem narodowym, a nawet pobiera od niego lekcje języka polskiego :D  Razem z bohaterami mieliśmy okazje jeszcze w początkach tomu 7 odetchnąć świeżym górskim powietrzem na nieskażonej ludzką działalnością ziemi w górach Karoliny Północnej. Potem nad powieścią unosi się kurz pól bitewnych, krew, pot, łzy i stada kruków ucztujących na dość dokładnie i odrażająco opisanych, rozkładających się zwłokach ofiar wojny. Wojna przedstawiona jest tak, jak zapewne każdy z nas ją sobie wyobraża w najgorszych koszmarach. Jest straszna dla cywilów, wojska tratują zasiewy i plony, od czego serca się krają niezamożnym przecież mieszkańcom kolonii, za wojskiem nadciąga cała masa szumowin posilająca się na tym, co armie zostawią jeszcze w zagrodach, wymiar sprawiedliwości nie istnieje, bijatyki, morderstwa, gwałty i głód to tło, które udało się autorce bez upiększeń pokazać.

Doskonale czyta się o kolejnych perypetiach dość oryginalnej rodziny Fraserów, Jamie Fraser jak na dżentelmena przystało bierze pod opiekę siostrzeńca Iana oraz rodzinę przybranego syna Fergusa. Bohaterowie, którzy rodzili się w dwóch pierwszych tomach, dorośli, założyli własne liczne rodziny i mają nie mniej awanturnicze i malownicze życiorysy od wuja i ciotki. Przy okazji dla uspokojenia akcji mamy okazję pomieszkać w Lallybroch, starą szkocką siedzibę Fraserów odwiedzamy kilka razy...w różnych epokach, jako miłośniczka wiejskich klimatów, uwielbiam czytać o prowadzeniu gospodarstwa, a takich fragmentów jest tutaj naprawdę sporo.

Z domu w Balnain droga była długa. A ponieważ był to styczeń w Szkocji - także mokra i zimna. Bardzo mokra. I bardzo zimna. Bez śniegu - żałowałam, że go nie ma, bo wtedy może Hugh Fraser nie wpadłby na ten szalony pomysł. Ale padało od wielu dni. Kiedy tak pada, kominki dymią, ubrania nawet we wnętrzach wilgotnieją, a chłód tak głęboko wżera się w kości, że wydaje się, iż nigdy już nie będzie ciepło.

W cyklu powieści Diany Gabaldon elementy fantastyki są w proporcjach nie przeszkadzających czytelnikowi nie przepadającemu za tym działem literatury, ja polubiłam stare szkockie legendy, które ożywają na kartach powieści.  Moja niekończąca się cierpliwość do zwrotów akcji, i brnięcie przez kolejne setki stron świadczy o tym, że to bardzo wciągająca lektura, bo ja zazwyczaj nie mam za grosz cierpliwości do powieści z rozbudowanym wątkiem romansowym. Chętnie przeczytałabym inne powieści Diany Gabaldon, na anglojęzycznej stronie fanów serialu widziałam "The Outlandish Companion", który chętnie zobaczyłabym na swojej półce. Chciałabym, żeby ktoś zabrał się za naszą historię, połączył ją z elementami fantastyki i wątkami romansowymi i stworzył taką łatwą później do przełożenia na język serialu opowieść. Aktualnie TV STARZ emituje 2 sezon serialu "Outlander", a konkretniej adaptację tomu 2 "Uwięziona w bursztynie", serial jest dopracowany w  najdrobniejszych szczegółach, kostiumy zapierają dech w piersiach, główne role obsadzono świetnymi aktorami, serial nagrano z rozmachem, zamek Leoch, statki którymi bohaterowie przeprawiają się na francuskie wybrzeże, drobiazgi z gabinetu uzdrowicielki Claire są przepiękne, widać, że nie oszczędzano na rekwizytach...i ten szkocki akcent głównego bohatera ;)

Uwielbiam powieści z historią w tle, Diana Gabaldon z wprawą doskonałego rzemieślnika ubrała fakty historyczne w zgrabnie opowiedziane tło, dodała bohaterów, których nie sposób nie polubić, elementy fantastyki i magii, upchnęła tysiące drobniejszych informacji, świadczące o jej ogromnej wiedzy o zielarstwie, medycynie, militariach wieku XVIII. To jest taki rodzaj baśni dla dorosłych, doprawionej ostrzejszymi fragmentami, w którą z przyjemnością zapada się wieczorami czytelnik i podróżując po wieku XVIII zapomina o otaczającej go rzeczywistości ;) 

"Obca" na wyspie książek
"Uwięziona w bursztynie" na wyspie książek
"Podróżniczka" na wyspie książek 
"Jesienne werble" na wyspie książek 
"Ognisty krzyż" oraz "Tchnienie śniegu i popiołu" na wyspie książek 
 "Kość z kości" 1016 str. "Spisane własną krwią" 996 str. Diana Gabaldon


Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...