niedziela, 29 stycznia 2012

Widzę niebiańską jaśniejącą chwałę i wiarę, którą świeci jednakowo. Na plebanii w Haworth. Anna Przedpełska-Trzeciakowska.

Plebania i cmentarz w Haworth
Spoglądając na fotografię plebanii w Haworth trudno uwierzyć, że te niegościnne, szare mury zamieszkiwały trzy wybitne angielskie pisarki. Okalający gregoriański budynek cmentarz był miejscem na które co dzień spoglądała z okien gromadka dzieci pastora Patryka Brontë i Marii Branwell. Jak to możliwe że w tych surowych warunkach rozwinęły się trzy tak niezwykłe umysły literackie? Ubóstwo otoczenia, jego mroczny  klimat wydaje się niewielkim polem dla rozwoju wyobraźni. A może właśnie ubóstwu tej budzącej grozę scenerii  zawdzięcza proza sióstr Brontë swój ogromny ponadczasowy sukces?
Sięgając po książkę Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej szukałam pierwowzorów bohaterów i miejsc znanych mi z "Dziwnych losów Jane Eyre", nie spodziewałam się, że biografia opisująca życie sióstr Brontë będzie równie interesująca jak stworzona przez nie fikcja literacka. Autorka opiera się w swojej książce głównie na treści listów jakie wymienia Charlotta ze swoimi szkolnymi przyjaciółkami, wydawcami i przyjaciółmi poznanymi już po sukcesie jaki odniosła powieść Jane Eyre. Bogata dokumentacja dotyczy głównie Charlotty i to właśnie jej życie poznajemy najdokładniej, Emilia nadal pozostaje wielką tajemnicą, nie dzieliła się z nikim swoim światem wewnętrznym, jedyny wyjątek czyniąc dla wydanej pod koniec życia powieści "Wichrowe Wzgórza", nie pozostawiła wielu notatek, poznajemy ją taką jaką widziały ją siostry. Anna na kartach tej biografii jawi się jako najmłodsza, najspokojniejsza i najłagodniejsza z sióstr Brontë. Swoją wiedzą na temat Branwella dzielili się chętnie jego liczni znajomi, to z ich relacji oraz z informacji pozostawionych przez jego siostry buduje autorka historię upadku, jakiem było życie tego dobrze zapowiadającego się młodego człowieka.
Dzieci pastorostwa Brontë rodziły się w rocznych odstępach czasu: pierwsza na świat przyszła w 1814 roku Maria, w 1815 Elżbieta, Charlotta 21 kwietnia 1816 roku, Branwell 26 czerwca 1817 roku, Emilia 30 lipca 1818 roku, dwa lata później w 1820 urodziła się Anna. W 1821 roku, już po objęciu kapelanii w Haworth umiera Maria Brontë. Rolę opiekunek nad młodszymi dziećmi starają się przejąć dwie najstarsze siostry, na plebanię sprowadza się również niezamężna siostra ich zmarłej matki Elżbieta Branwell. 
Córki pastora musiały zdobyć odpowiednie wykształcenie, aby w przyszłości zarobić na swoje utrzymanie, dzieci wysłano więc do szkoły dla córek duchownych w Cowan Bridge. Wiernym świadectwem doświadczeń wyniesionych z tego miejsca jest opis zakładu Lowood z Jane Eyre. Epidemia tyfusu z kart powieści wydarzyła się naprawdę, najstarsze Maria i Elżbieta, po trudach pobytu w tej szkole umierają na suchoty. Charlotta i Emilia wracają do domu, do kolejnej szkoły Roe Head zostają wysłane dopiero po kilku latach.
Dzieciństwo Charlotty, Branwella, Emilii i Anny było zadziwiająco kolorowe, dzieci stworzyły swój własny sekretny świat, do którego klucz zamknięty był w dziecinnej bawialni nad frontowymi drzwiami plebanii. Skłonność do fantazjowania była niepokojąca, królestwa Angrii i Gondalu zdawały się przesłaniać dzieciom problemy realnego świata, jednak dorośli opiekunowie nie zauważają tej postępującej, wewnętrznej izolacji. Po latach beztroski Charlotta udaje się do Roe Head, w szkole zawiązuje przyjaźnie na całe życie, poznaje Ellen Nussey oraz Mary Taylor, korespondencja z Ellen stanowi główne źródło informacji o pisarce. Dziewczęta dorastają, obejmują posady guwernantek, nauczania szczerze nie znoszą. Branwell próbuje swoich sił jako nauczyciel, pracownik kolei, jedynym rezultatem jego wyjazdów z domu jest pogrążanie się w nałogach.
Autorka opisuje kolejne etapy życia dziewcząt, nigdy nie zrealizowane plany założenia szkoły w Haworth i związany z nimi wyjazd do szkoły w Brukseli, gdzie ostatecznie ukształtował się talent Charlotty oraz Emilii. Pierwsze próby literackie, miłość Charlotty do brukselskiego pedagoga, Anny do wikarego ich ojca. Pierwszymi utworami oddanymi do druku był tomik poezji, wydany pod przybranymi męskimi imionami Actona, Currera i Ellisa Bell. Pierwszy sukces sióstr Anny i Emilii przyszedł waz z wydaniem "Wichrowych wzgórz" oraz "Agnes Grey". Inne wydawnictwo zainteresowało się "Jane Eyre", powieść szybko zdobyła dużą popularność. Tylko Charlotta miała okazję wykorzystać swój literacki sukces, po śmierci Branwella, Emilia i Anna zachorowały na gruźlicę. Podobnie jak jedno po drugim rodzeństwo Brontë przychodziło na świat w rocznych odstępach, tak później umierało.
Charlotta została na plebanii z ojcem, wiernymi służącymi i psami Keeperem i spanielką Flossy. Ten najbardziej samotny etap jej życia był paradoksalnie czasem jej największego zaangażowania towarzyskiego, Charlotta podróżowała do Londynu, odwiedzała swoich wydawców i ich rodziny, poznała innych wybitnych literatów, swoją przyszłą biografkę panią Gaskell, Thackereya.
Ostatnie miesiące życia Charlotta spędziła jako mężatka, na wzór bohaterek powieści sprzeciwiła się woli ojca i poślubiła wikarego. Również Charlotta Brontë zmarła na gruźlicę, jej słaby organizm prawdopodobnie nie wytrzymał trudów pierwszej ciąży.
Biografia autorstwa Anny Przedpełskiej-Trzeciakowskiej pokazuje, jak ważnym miejscem dla Charlotty, Emilii, Anny i Branwella był ich dom rodzinny. Powrót do Haworth dla rodzeństwa Brontë stanowił niezawodne pocieszenie na każdym etapie ich życia, surowy klimat wrzosowisk był najlepszym lekarstwem na zawody miłosne czy urażoną ambicję. To tutaj jako dzieci tworzyli swój sekretny świat, tutaj rozwijał się ich talent literacki i tutaj spędzili całe swoje dorosłe życie. Książkę czyta się jak najlepsze XIX wieczne powieści, mnóstwo w niej interesujących faktów z życia pisarek, kilka zdjęć wnętrza Haworth. Po lekturze mam ogromny niedosyt znajomości książek sióstr Brontë. W najbliższym czasie będę polować na kolejne tomy, bardzo lubię powieści przedstawiające rzeczywistość pensji, pracy guwernantek i tego świata sprzed dwustu lat. Z trudnych doświadczeń utkane było życie rodziny Brontë, z tych doświadczeń tkały trzy siostry  swoje powieści.
Haworth w 1861r.


Na plebanii w Haworth.
Anna Przedpełska-Trzeciakowska
Wydawnictwo Świat Książki
Warszawa 2010, 507 str.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

Miasto z morza.

Budowa portu w Gdyni
Wyobraźcie sobie, że stoicie sami na pustym kawałku plaży, w promieniu wielu kilometrów poza niewielką osadą rybacką nie ma śladów ludzkiej działalności, statki nie są widoczne nawet z daleka. Kiedy wracacie w to samo miejsce po kilku latach znajdujecie się w samym środku portowego gwaru, statki z całego świata zawijają do portu jeden po drugim, przywożąc na pokładzie egzotyczne towary i egzotycznych pasażerów. Miejsce powstaje w tak krótkim czasie, że wydaje się być darem morza, powstałym bez ingerencji człowieka. Miasto z marzeń, miasto z morza to Gdynia.
Po odzyskaniu niepodległości na mocy traktatu wersalskiego uzyskaliśmy dostęp do morza, Gdańsk jedyny wtedy port na naszym 120 kilometrowym skrawku wybrzeża otrzymał jednak status Wolnego Miasta, Polakom utrudniano więc na wszelkie możliwe sposoby korzystanie z dobrodziejstw miasta portowego. W dwudziestolecie międzywojenne weszliśmy dziarskim krokiem, z pierwszym zwycięstwem nad bolszewikami na koncie, ale kwestie granic nadal były sporne o te zachodnie przyszło nam stoczyć jeszcze kilka powstań. Walczący kraj, niepewny jeszcze swego miejsca na mapie pośród dwóch ekspansywnych i silnych sąsiadów musiał trzymać rękę na pulsie i mieć zapewnione dostawy broni. Potrzebny był więc port wojenny z prawdziwego zdarzenia, tylko nasz, bez blokad i niechęci mieszkańców, port powinien też spełniać role komercyjne i być szeroko otwartym oknem na świat dla młodej, niepodległej. Realizacja tego marzenia wymagała sporo nakładów, wydawała się wręcz projektem szalonym i niemożliwym w targanym granicznymi wojnami kraju, z masą innych ważnych spraw do uporządkowania. A jednak już w 1923 roku w Gdyni otwarto tymczasowy port wojenny, a w roku 1930 otwarto pierwsze, regularne połączenie pomiędzy Gdynią i Nowym Yorkiem.
Budowa portu w Gdyni  przez dziesiątki lat obrosła legendą, stała się piękną opowieścią o wielkim sukcesie Polaków, którzy zbudowali na piasku miasto z morza. Legendą o tętniącym życiem mieście, które wybudowane wielkim nakładem sił powstało w krótkim czasie, zostało bardzo szybko zaludnione i podczas piętnastu lat następujących po nadaniu w 1926 roku praw miejskich rozbrzmiewało gwarem mieszkańców i przyjezdnych, kwitnącym i rozwijającym się intensywnie do czasu wybuchu drugiej wojny światowej.

***
"Miasto z morza" reż. Andrzej Kotkowski
Z tym pięknym kawałkiem naszej historii postanowili zmierzyć się polscy filmowcy. Film "Miasto z morza" powstał w 2009 roku, jakoś wcześniej nie miałam okazji go obejrzeć, zaległości nadrobiłam w sobotę i jestem pod wielkim wrażeniem nie tyle samego filmu, co historii dziejącej się w tle. "Miasto z morza" nie jest wybitnym dziełem, ma sporo mankamentów, widocznych nawet dla mojego mało profesjonalnego oka. Zacznę od stron słabych, bo i twórcy filmu zaczęli film tak, że zastanawiałam się czy płakać czy się śmiać, przychyliłam się do opcji drugiej, bowiem pierwsza scena tego zacnego w swym założeniu filmu to cwałujący po plaży wojskowi ze sztandarem dokonujący symbolicznych zaślubin Polski z morzem, jakość, pomysł i wykonanie marniutkie, aż w zębach trzeszczało od pompatyczności takiego wstępu. Później było tylko odrobinę lepiej:). Bohaterem filmu jest młody chłopak Krzysztof Grabień, który przyjeżdża do Gdyni, aby rozpocząć pracę przy budowie portu. Na miejscu poznaje Wołodię, który wprowadza go w to nowe gdyńskie życie, pomaga mu w znalezieniu pracy i miejsca na nocleg. Krzysztof pracuje przy budowie portu, a noce spędza w łodzi. Grabień zakochuje się w Kaszubce, pod jej wpływem kontynuuje naukę w gimnazjum, przygotowuje się do matury. Młodzi biorą ślub, mimo sprzeciwu ojca panny młodej. Opowieść banalna, ale przecież w tym filmie ważniejsza była historia, która działa się w tle, budowa portu w Gdyni, wspólny wysiłek polityków, inżynierów  i robotników, dni wypełnione wywożeniem furmanek z piaszczystą ziemią i stawianiem basenów przeładunkowych, zobrazowanie warunków w jakich żyli robotnicy i ich rodziny. W tle odpływają statki do Stanów Zjednoczonych, z tymi, którzy mają dość harówki przy budowie portu, zawierane są pierwsze gdyńskie małżeństwa, rodzą się pierwsze gdyńskie dzieci i toczą się rozmowy w języku kaszubskim. Pozytywne wrażenie zrobiła na mnie Małgorzata Foremniak w roli dumnej wdowy po Legioniście. Pięknie prezentowała się w strojach z epoki, pośród mebli, porcelany i bibelotów z dwudziestolecia międzywojennego. Podobała mi się suknia ślubna wybranki Krzysztofa, była tak bardzo podobna do tej, którą w dniu ślubu miała na sobie moja prababcia, ja znam ją ze starej fotografii oglądanej dziesiątki razy.
To nie jest wybitne dzieło, ale jest w nim pewien magnetyzm dwudziestolecia międzywojennego i pewna oryginalność na tle innych polskich produkcji, film jest historią budowy Gdyni w pigułce z mnóstwem wątków pobocznych. "Miasto z morza" nakręcono na podstawie książki Stanisławy Fleszarowej-Muskat zatytułowanej "Tak trzymać". 

Miasto z morza ( 2009 ) reż. Andrzej Kotkowski

piątek, 20 stycznia 2012

Kiedy uznasz, że przyszedł czas, byście mieli dom, kiedy będziesz o tym głęboko przekonana, coś podpowie ci, co masz zrobić. Złota jabłoń. Noel Streatfeild.

"Złota jabłoń" to dom rodziny Forumów. Stara posiadłość w hrabstwie Essex, otoczona zarośniętym ogrodem jest miejscem, w którym wychowuje się czwórka dzieci Polly - malarki oraz Dawida - pianisty. Każde z dzieci posiada jakiś artystyczny talent. Wolfgang lubi się popisywać, ma głowę pełną poezji i chce pisać piosenki. Etti zapowiada się na zdolną baletnicę. Myra to najstarsza siostra, wiecznie zatroskana o los swoich najbliższych, stara się ogarnąć tę nieogarniętą rodzinę. Sebastian jest muzykiem, skrzypkiem, małym geniuszem, poza pełnymi niedziecięcej pasji występami na scenie jest na co dzień zwyczajnym dzieckiem. To właśnie jego talent odmienia los rodziny. Złotą jabłonią niepodzielnie rządzi Panna Popple, guwernantka dzieci, która zajmuje się całą praktyczną stroną życia tego artystycznego domu, w którym nawet do przewiązywania włosów Myra używa wstążeczki do wiązania nut. Dzięki pannie Popple obiad jest na czas, dziur w ubraniach zaczyna być jakby mniej i w ogóle wszystko zaczyna być bardziej uporządkowane. Nowa opiekunka lekcji udziela w kuchni, gotując przy okazji. Kiedy Sebastian kończy osiem lat otrzymuje propozycję wyjazdu w trasę koncertową i pobierania nauki u najlepszych skrzypków na świecie. Forumowie sprzedają Złotą jabłoń i razem z panną Popple wyruszają na podbój muzycznego świata. Po czterech latach koncertów, rodzeństwo Sebastiana jest już znużone ciągłymi podróżami i w tajemnicy przed rodzicami planuje powrót do domu. Okoliczności są sprzyjające, Sebastian ma lat dwanaście, może już zgodnie z brytyjskim prawem pracować na terenie Zjednoczonego Królestwa i dawać koncerty w swojej ojczyźnie, Wolfgang w pociągu poznaje reżysera i...rozpoczyna karierę aktorską. Chociaż droga do osiedlenia się na stałe w Anglii wydaje się być otwarta, "Operacja Dom" trwa długo i jest bardzo skomplikowana.
"Złota jabłoń" to historia młodych artystów nad wiek dojrzałych, utalentowanych i pewnych swoich umiejętności. Z książki emanuje niezwykła miłość i szacunek dla muzyki, teatru, kina i baletu. To również historia niezwykłej rodziny, która w pewnym momencie wielkiego zamieszania związanego z karierą Sebastiana, zaczyna gubić indywidualność pozostałej trójki młodych Forumów. Dzieci mają niezwykle silne osobowości i zaczynają realizować również własne ambicje. "Złota jabłoń" to jednak przede wszystkim opowieść o pragnieniu posiadania domu, swojego miejsca na ziemi do którego można wrócić po męczących koncertach, lekcjach baletu czy dniu spędzonym na planie filmowym.
Bardzo pozytywnie zaskoczyła mnie ta książka, nie spodziewałam się, że tak bardzo mi się spodoba. "Złota jabłoń" jest niewielka, ale pełna treści. Polecam tę pełną muzyki powieść, którą czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie, kątem oka podglądając wirujące płatki śniegu i słuchając muzyki Beethovena.

Złota jabłoń (Apple Bough)
Noel Streatfeild
Wydawnictwo WAZA
Warszawa 1998, 199 str.


czwartek, 12 stycznia 2012

Z dziećmi jest jak z konfiturami: dopóki konfitury są zamknięte w spiżarnii, nie ma z nimi kłopotu. Złota Księga Bastablów. Edith Nesbit.

Podczas ostatniej wyprawy do biblioteki zapuściłam się w dział literatury dziecięcej, z półek uśmiechały się do mnie dawno nie widziane tytuły, mili towarzysze dzieciństwa. Skusiłam się na wypożyczenie kilku książek z działu klasyki dziecięcej, wybrałam trzy, których wcześniej nie czytałam.
Po południu zabrałam się za czytanie książki Edith Nesbit, spodobał mi się pięknie zastawiony porcelaną stół na okładce, zapowiedź wakacyjnej przygody w wiejskiej rezydencji podziałała równie przyciągająco, lubię takie klimaty:).
"Złota Księga Bastablów" to książka będąca 230 stronicowym potwierdzeniem powiedzenia, że dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło. Główni bohaterowie to rodzeństwo Bastablów: Oswald, Noel, Dick, H.O., Alicja oraz Dora. Dzieci ciągle wpadają w tarapaty i są powszechnie uważane za utrapienie swojego owdowiałego ojca i indyjskiego wujaszka, z którymi zamieszkują w pięknym domu Blackheath. Kiedy młodzi Bastablowie chcąc urozmaicić swoim gościom Dennemu i Daisy nudnawe popołudnie decydują się odegrać w ogrodzie Księgę Dżungli z użyciem niezwykle cennych eksponatów z gablotki wuja, granice odporności opiekunów zostają mocno nadszarpnięte. Dorośli wysyłają całą ósemkę do wiejskiej rezydencji - Domu nad Fosą, chcąc dzieciom zapewnić rozrywkę, a sobie kilka tygodni świętego spokoju. Dzieci zawstydzone swoimi ostatnimi niepowodzeniami postanawiają powołać do życia Towarzystwo Grzecznisi, a w tytułowej Złotej Księdze spisywać swoje dobre uczynki. Wbrew dobrym chęciom zaczynają robić coraz większe zamieszanie, ich pomysły na poprawienie jakości życia okolicznych farmerów niekoniecznie spotykają się z wdzięcznością, większość przygód kończy się mało cenzuralnymi, dlatego nie przytaczanymi przez młodego narratora, reprymendami. Na szczęście ojciec wesołej kompanii jest człowiekiem zamożnym, w innym wypadku koszty kolejnych psot, niechybnie wprowadziłyby go do grobu. Bastablom zdarza się kilka podpaleń, alarm, porwanie niemowlęcia, zalanie i mnóstwo szalonych przygód. Filozoficzne rozważania dzieciaków i ich bezpretensjonalne podejście do życia to chyba najmocniejsza część tej książki.
Edith Nesbit autorka "Złotej Księgi Bastablów" była niezwykle barwną postacią. Urodziła się w 1858 roku. W epoce wiktoriańskiej nosiła krótkie włosy i sukienkę, co było bardzo nietypowe w tamtym czasie. Była matką czwórki dzieci swoich i dwójki zrodzonej z romansu jej męża z jej przyjaciółką, sama również miała licznych pozamałżeńskich adoratorów. Kobieta wyprzedzająca swoje czasy o co najmniej dwie, trzy długości, nie mogła być grzeczną dziewczynką, stąd chyba oryginalność jej małych bohaterów.
Książka do przetrawienia dla dorosłych, ale zdeterminowanych do sięgnięcia po coś energetycznego, zabawnego i z działu dla dzieci. Dla dzieci poradnik, jak wykończyć rodziców w dwa miesiące wakacji:).
  
Złota Księga Bastablów.
Edith Nesbit
Wydawnictwo WAZA
Warszawa 1994, 230 str.

czwartek, 5 stycznia 2012

Zmierzch gęstniał, ciemność pokryła ziemię, na czystym niebie migotały wielkie gwiazdy, a skrzypce dalej śpiewały swą piosenkę. Szczęśliwe lata. Laura Ingalls Wilder.

Zauważyliście, że w pewnym momencie naszego życia czas zdecydowanie przyspiesza. Kiedy wkraczamy w dorosłość pory roku zmieniają się niezauważalnie, a dzień za dniem mijają coraz szybciej. Pierwsze dni nowego roku sprzyjają takim rozważaniom, bo przecież ani się obejrzymy martwe na razie drzewa wystrzelą wiosennymi pąkami zewsząd otoczy nas zieleń, a my zasiądziemy do wielkanocnego śniadania, kolejne lato przeminie zanim zdążymy nacieszyć się promieniami słońca i naszym oczom ukaże się inne równie piękne złoto spadających liści, potem jeszcze tylko otulimy się magią gwiazdy betlejemskiej i znów przywitamy zupełnie nowy rok. 
Podobnie szalone tempo los narzuca bohaterom "Szczęśliwych lat". Laura dorasta i staje się młodą kobietą. Jako najstarsza w pełni sprawna dziewczynka w rodzinie obejmuje pierwszą posadę nauczycielki w osadzie Brewstera. Na sześć zimowych tygodni opuszcza pełen miłości i wzajemnego szacunku dom i pomieszkuje u rodziny Brewsterów. Laura nie znosi swojej pracy, dom w którym przyszło jej mieszkać również nie spełnia jej oczekiwań, gospodyni jest wulgarna i nie znosi młodej nauczycielki. Jedyną radość tamtej zimy przynosi jej cotygodniowa podróż do domu zaprzęgiem jej przyszłego męża.
Laura nigdy przedtem nie zwróciła uwagi, że powiedzenie "dzień dobry" poprawia nastrój. Pomyślała, że nauczyła się czegoś od pani Brewster.
Po powrocie do domu Laura, znów jako uczennica szkoły w De Smet, kontynuuje przygotowania do  egzaminów nauczycielskich. Wiosną po raz kolejny podejmuje pracę nauczycielki, tym razem to wymagające zajęcie przynosi jej więcej radości.
Była to najszczęśliwsza wiosna w jej życiu. W rześkie, śliczne poranki szła do szkoły, mijając małe zagłębienia, niebieskie od fiołków, których zapach przenikał powietrze.
Mijają kolejne zimy, święta Bożego Narodzenia, potem nadchodzi lato - czas wytężonej pracy na farmie i letnich huraganów. 
Tajemnicze wiry pędziły ponad prerią, pozostawiając za sobą poskręcaną trawę, jak gdyby robiły to niewidzialne, gigantyczne palce. - Duchy - zauważył Almanzo. - Ludzie mówią, że to znak nadchodzących huraganów. Słychać było wycie wichru, a w nim jakiś dziwny dziki ton.
Rodzina Ingallsów wkrótce otrzyma pełne prawa do zajmowanej działki, ich sytuacja finansowa zdecydowanie się poprawia. Laura przyjmuje pierścionek zaręczynowy od Almanza Wildera i wychodzi za mąż. Wczesną jesienią opuszcza domek na prerii, aby zamieszkać u boku męża kilka mil dalej. Niezwykle wzruszające jest to pożegnanie z ukochanym domem, rodzicami, Mary i młodszymi dziewczynkami.
W zapadającym zmierzchu przy wtórze skrzypiec płynęły pieśni, które Laura znała z Wielkiego Lasu w Wisconsin, i melodie, które tatuś grał przy obozowych ogniskach na równinach Kansas. Powtórzył piosenkę słowika z księżycowej nocy nad brzegami rzeki Verdigris, przypomniał dni przeżyte w ziemiance nad brzegiem Śliwkowego Strumienia, zimowe wieczory w domu, który tam zbudował. Boże Narodzenie nad Srebrnym Jeziorem i wiosnę po długiej ciężkiej zimie.
W "Domku na prerii" autorka często wspomina o Indiańskim Kraju, w którym spędziła pierwsze lata swojego życia. Indian Teritory to obszar dzisiejszego stanu Oklahoma, teren na który mocą ustawy Kongresu z 1830 roku przesiedlano Indian z innych rejonów Stanów Zjednoczonych, amerykańskim i europejskim osadnikom nie wolno było się tam osiedlać.
Jak dotąd przeczytałam trzy części z serii książek Laury Ingalls Wilder "Domek na prerii". Chętnie spędziłabym jeszcze trochę czasu na prerii, ale więcej książek z tego cyklu w bibliotece nie ma, na wznowienie też nie ma co liczyć. Może przypomnę sobie książki Jamesa Olivera Curwood albo Jacka Londona, to powieści z dzikich, niezamieszkanych północnych rejonów kontynentu amerykańskiego, tylko typowo męskie przygody, o szyciu i wylegiwaniu przed piecykiem mowy w nich raczej nie ma:).

Laura Ingalls Wilder


Szczęśliwe lata
Laura Ingalls Wilder
Agencja Kris
Warszawa 1995, 218 str.


środa, 4 stycznia 2012

Tatusiu, widziałeś rano ślady wilków? Nad brzegami Srebrnego Jeziora. Laura Ingalls Wilder.

"Nad brzegami Srebrnego Jeziora" przenosi nas znów na tereny bezkresnej prerii. Tym razem poznajemy pierwsze miesiące rodziny Ingallsów po przeprowadzce z Minnesoty do Dakoty, do miejsca w którym zapuszczają korzenie na dłużej. Również tutaj mamy do czynienia z nieokiełznanym żywiołem. Problemem nie jest już nieobliczalność przyrody, żywioł ten stanowią nowi osadnicy, zbieranina ludzi z różnej części Stanów Zjednoczonych połączona celem zdobycia działki na własność, nie zawsze najuczciwszymi metodami. 
Głowa rodziny otrzymuje posadę rachmistrza i sprzedawcy w Dakocie, gdzie powstawał żelazny szlak. Charles Ingalls pierwszy udaje się na Zachód, aby osiąść w pobliżu miasteczka De Smet, a właściwie na kawałku ziemi, który miasteczkiem staje się po roku, kiedy po ukończeniu budowy linii kolejowej  napływają do niego kolejni osadnicy. Dziewczynki wraz z mamą dołączają do ojca kilka miesięcy później. Drogę znad Śliwkowego Strumienia do De Smet pokonują pociągiem, jest to ich pierwsza w życiu podróż tym środkiem lokomocji, więc nie mogło w książce Laury zabraknąć pełnego emocji opisu tej wyprawy. Wcześniej rodzina Ingallsów przemieszczała się wozem zaprzężonym w parę koni od Wisconsin do Indiańskiego Kraju, przez Minnesotę do Dakoty, gdzie przybyła pociągiem i osiedliła się na dłużej, nad brzegami Srebrnego Jeziora.
Zima opisana w tej części Domku na Prerii jest dużo spokojniejsza od tej, która nastąpiła wiele miesięcy później i zainspirowała Laurę do napisania "Długiej zimy". Rodzina spędza ją bezpieczna w domu geometrów, którzy wiosną i latem pracowali przy odmierzaniu kolejnych kilometrów nasypu kolejowego, na czas zimy pracownicy wyjeżdżają pozostawiając dom pełen zapasów rodzinie Ingallsów. Opisy zimowych dni spędzanych w tym miejscu są  wręcz sielankowo spokojne.
Szyby w oknach pokrywała gruba warstwa szronu. Zebrał się on także wokół szpar przy drzwiach. Tylko przez górne, nie oszronione części okien widać było wirujące gęsto płatki śniegu. Na stole, na biało-czerwonym obrusie jasno świeciła lampa, w piecu buzował ogień, przez szczeliny w drzwiczkach piecyka widać było jasne płomienie.
Robiło się coraz zimniej. Srebrne Jezioro zamarzło. Padał śnieg, ale wiatr oczyszczał lód, zmiatając go w fale przy niskim brzegu. Na całej prerii nie poruszało się nic oprócz wirujących białych płatków, a jedynym dźwiękiem, jaki rozlegał się pośród głębokiej ciszy, był szum wiatru. W ciepłym, przytulnym domu Laura i Carrie pomagały mamie w gospodarskich zajęciach. Grace bawiła się sama, krążąc dookoła dużego pokoju, stawiając pierwsze niepewne kroczki. Kiedy zmęczyła się zabawą, wspinała się na kolana Mary, tam bowiem było najcieplej. Mary zawsze miała dla niej bajkę. Słuchając bajek, Grace zapadała w sen. Wtedy mama układała ją w wysuwanym łóżeczku, które stało przy piecu, i zaczynały się miłe popołudniowe godziny, wypełnione szyciem, szydełkowaniem i robieniem na drutach. 
Ja pewnie zamieniłabym szycie i szydełkowanie na lekturę i obraz byłby wręcz idealny. Im bliżej wiosny tym więcej nowych osadników przybywa na prerię w poszukiwaniu swojego kawałka ziemi pod przyszłą farmę. Charles Ingalls wyrusza do Brookins, aby pozyskać prawa do osiedlenia się na wzgórzu w okolicach bagien. 
No więc założyłem się z wujem Samem, czyli z władzą, o czternaście dolarów, że wytrzymamy przez pięć lat na naszych stu sześćdziesięciu akrach.
W tym czasie dziewczynki z mamą udzielają schronienia nowo przybyłym osadnikom i mają pełne ręce roboty. Wiosną rozpoczyna się budowa domu w miasteczku, potem rozbudowa farmy, sadzenie drzew. Tempo w jakim powstają nowe budynki, szkoły, hotele i sklepy jest doprawdy imponujące. Wraz z rozbudową nowego kraju, poprzedni mieszkańcy prerii są wypierani przez postęp, bizony uciekają, drapieżniki zmieniają swoje terytoria wraz z drobniejszą zwierzyną. Ostatnie odchodzą wilki, zimą ich przerażająca obecność w okolicach stajni i domu Ingallsów jest jeszcze widoczna, potem również dla nich na prerii robi się zdecydowanie za ciasno.
 - Tatusiu, widziałeś rano ślady wilków? - spytała Laura. -Tak, widziałem i to sporo. Wszystkie wokół stajni. Są też większe ślady. Pewnie należą do wielkich wilków, zwanych tu koniuchami. Drapieżniki nie mogły się dostać do środka. Ptaki odleciały na południe, ludzie pracujący przy nasypie wystraszyli antylopy, więc i wilki będą musiały się ruszyć. Nie mają po co siedzieć tam, gdzie nie ma nic do jedzenia. [...] Koniuchy to największe wilki na prerii i najbardziej zajadłe...
W poprzednich częściach serii książek "Domek na prerii" zdarzało się Laurze opisywać wymyślone przygody .  "Nad brzegami Srebrnego Jeziora" oraz "Długa zima" to bardzo wierny opis życia jej rodziny w tamtych niebezpiecznych czasach. Ta książka Laury Ingalls nie jest typowo dziecięcą literaturą, zrozumienie pewnych fragmentów wymaga nieco większej znajomości tła historycznego i geograficznego, inspiruje do poszukiwania zdjęć oraz informacji z tamtego niezwykłego okresu w historii Stanów Zjednoczonych.


Nad brzegami Srebrnego Jeziora 
Laura Ingalls Wilder 
Agencja Kris
Warszawa 1993,  229 str.



Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...