Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowieści z ogrodu. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą opowieści z ogrodu. Pokaż wszystkie posty

piątek, 29 kwietnia 2016

Kiedy tak pada, kominki dymią, ubrania nawet we wnętrzach wilgotnieją, a chłód tak głęboko wżera się w kości, że wydaje się, iż nigdy już nie będzie ciepło. Kość z kości. Spisane własną krwią. Diana Gabaldon.


Osiem długich tomów, a ja nadal nie mam dość książek Diany Gabaldon i niecierpliwie czekam na kontynuację :) Dwie ostatnie czytane przeze mnie części cyklu: "Kość z kości" oraz "Spisane własną krwią" toczą się w czasach początku walki Amerykanów o niepodległość, przerażonych, że Wielka Brytania będzie blokować ich porty i tym samym przekreślać szansę na samodzielność gospodarczą kolonii. Podoba mi się to przeskakiwanie autorki od wydarzenia historycznego do wydarzenia, z kontynentu na kontynent. Diana Gabaldon, aby stworzyć tę opowieść musiała biegle poznać historię wieku XVIII, by potem przedstawić czytelnikom realia tego czasu od życia szkockich klanów, poprzez życie na francuskim dworze królewskim oraz na wzór "Domku na prerii" w amerykańskim gospodarstwie w górach Karoliny Północnej. Aby zabrać czytelnika w bajeczną podróż po wieku XVIII poza suchymi faktami poznawanymi na lekcjach i wykładach historii, musiała doskonale poznać realia życia, zwyczaje mieszkańców kolonii (najmocniej zapadł mi w pamięć fragment o sadzeniu kapryfolium w pobliżu wygódek przez rolników z okolic Filadelfii, dotąd ta roślina kojarzyła mi się z romantycznymi opisami w powieściach L.M.Montgomery :)), od sposobów dbania, a raczej w naszym na ten temat pojęciu  nie dbania o higienę, przez metody leczenia, wszak główna bohaterka jest lekarzem, a tutaj należało upilnować sposobów leczenia i medykamentów stosowanych w dwóch jakże odmiennych epokach, po sposoby wojowania i prowadzenia gospodarstwa, bo z kolei główny bohater to żołnierz i rolnik :)

Każdą zdobytą przez Dianę Gabaldon informację, fakt historyczny poznane podczas lektury książek historycznych (pisarka ma fantastyczny księgozbiór, który wypatrzyłam na jej profilu na fb, kolekcja jej książek historycznych jest doprawdy imponująca), a także w czasie rozmów z zajmującymi się tą epoką historykami, udaje się zgrabnie powplatać w fabułę, budując wokół wciągającą intrygę. W tomie 7 mamy nawet okazję spotkać naszego sławnego za wielką wodą rodaka Tadeusza Kościuszkę, budującego fortyfikacje obozów wojskowych Armii Kontynentalnej i podczas bitwy pod Saratogą. Jamie Fraser zaprzyjaźnia się z naszym i Amerykanów bohaterem narodowym, a nawet pobiera od niego lekcje języka polskiego :D  Razem z bohaterami mieliśmy okazje jeszcze w początkach tomu 7 odetchnąć świeżym górskim powietrzem na nieskażonej ludzką działalnością ziemi w górach Karoliny Północnej. Potem nad powieścią unosi się kurz pól bitewnych, krew, pot, łzy i stada kruków ucztujących na dość dokładnie i odrażająco opisanych, rozkładających się zwłokach ofiar wojny. Wojna przedstawiona jest tak, jak zapewne każdy z nas ją sobie wyobraża w najgorszych koszmarach. Jest straszna dla cywilów, wojska tratują zasiewy i plony, od czego serca się krają niezamożnym przecież mieszkańcom kolonii, za wojskiem nadciąga cała masa szumowin posilająca się na tym, co armie zostawią jeszcze w zagrodach, wymiar sprawiedliwości nie istnieje, bijatyki, morderstwa, gwałty i głód to tło, które udało się autorce bez upiększeń pokazać.

Doskonale czyta się o kolejnych perypetiach dość oryginalnej rodziny Fraserów, Jamie Fraser jak na dżentelmena przystało bierze pod opiekę siostrzeńca Iana oraz rodzinę przybranego syna Fergusa. Bohaterowie, którzy rodzili się w dwóch pierwszych tomach, dorośli, założyli własne liczne rodziny i mają nie mniej awanturnicze i malownicze życiorysy od wuja i ciotki. Przy okazji dla uspokojenia akcji mamy okazję pomieszkać w Lallybroch, starą szkocką siedzibę Fraserów odwiedzamy kilka razy...w różnych epokach, jako miłośniczka wiejskich klimatów, uwielbiam czytać o prowadzeniu gospodarstwa, a takich fragmentów jest tutaj naprawdę sporo.

Z domu w Balnain droga była długa. A ponieważ był to styczeń w Szkocji - także mokra i zimna. Bardzo mokra. I bardzo zimna. Bez śniegu - żałowałam, że go nie ma, bo wtedy może Hugh Fraser nie wpadłby na ten szalony pomysł. Ale padało od wielu dni. Kiedy tak pada, kominki dymią, ubrania nawet we wnętrzach wilgotnieją, a chłód tak głęboko wżera się w kości, że wydaje się, iż nigdy już nie będzie ciepło.

W cyklu powieści Diany Gabaldon elementy fantastyki są w proporcjach nie przeszkadzających czytelnikowi nie przepadającemu za tym działem literatury, ja polubiłam stare szkockie legendy, które ożywają na kartach powieści.  Moja niekończąca się cierpliwość do zwrotów akcji, i brnięcie przez kolejne setki stron świadczy o tym, że to bardzo wciągająca lektura, bo ja zazwyczaj nie mam za grosz cierpliwości do powieści z rozbudowanym wątkiem romansowym. Chętnie przeczytałabym inne powieści Diany Gabaldon, na anglojęzycznej stronie fanów serialu widziałam "The Outlandish Companion", który chętnie zobaczyłabym na swojej półce. Chciałabym, żeby ktoś zabrał się za naszą historię, połączył ją z elementami fantastyki i wątkami romansowymi i stworzył taką łatwą później do przełożenia na język serialu opowieść. Aktualnie TV STARZ emituje 2 sezon serialu "Outlander", a konkretniej adaptację tomu 2 "Uwięziona w bursztynie", serial jest dopracowany w  najdrobniejszych szczegółach, kostiumy zapierają dech w piersiach, główne role obsadzono świetnymi aktorami, serial nagrano z rozmachem, zamek Leoch, statki którymi bohaterowie przeprawiają się na francuskie wybrzeże, drobiazgi z gabinetu uzdrowicielki Claire są przepiękne, widać, że nie oszczędzano na rekwizytach...i ten szkocki akcent głównego bohatera ;)

Uwielbiam powieści z historią w tle, Diana Gabaldon z wprawą doskonałego rzemieślnika ubrała fakty historyczne w zgrabnie opowiedziane tło, dodała bohaterów, których nie sposób nie polubić, elementy fantastyki i magii, upchnęła tysiące drobniejszych informacji, świadczące o jej ogromnej wiedzy o zielarstwie, medycynie, militariach wieku XVIII. To jest taki rodzaj baśni dla dorosłych, doprawionej ostrzejszymi fragmentami, w którą z przyjemnością zapada się wieczorami czytelnik i podróżując po wieku XVIII zapomina o otaczającej go rzeczywistości ;) 

"Obca" na wyspie książek
"Uwięziona w bursztynie" na wyspie książek
"Podróżniczka" na wyspie książek 
"Jesienne werble" na wyspie książek 
"Ognisty krzyż" oraz "Tchnienie śniegu i popiołu" na wyspie książek 
 "Kość z kości" 1016 str. "Spisane własną krwią" 996 str. Diana Gabaldon


czwartek, 7 stycznia 2016

Mary Lennox nasłuchała się wiele o czarach w bajkach swojej ayah i zawsze później twierdziła, że to, co stało się w tamtej chwili, były to oczywiste czary. Tajemniczy ogród. Frances Hodgson Burnett.


Wyobraźcie sobie ogród ukryty za murem zarośniętym splątanym, nawarstwiającym się od dekady bluszczem, zamknięty na rozkaz pogrążonego w bólu po stracie żony właściciela tajemniczego dworu o stu pokojach i klucz do tego ogrodu w kieszeni wełnianej sukienki małej dziewczynki, wychowanej w dusznych Indiach. Przez kilka dni przyglądacie się wędrówce panny Mary po pokrytej szronem skrzypiącej trawie w poszukiwaniu drzwi do ogrodu, do którego nikt nie ma prawa zaglądać.  

Mary Lennox nasłuchała się wiele o czarach w bajkach swojej ayah i zawsze później twierdziła, że to, co stało się w tamtej chwili, były to oczywiste czary.
Po ścieżce wzdłuż muru przeleciał podmuch wiatru, silniejszy niż poprzednie; dość mocny, by zakołysać konarami drzew, a tym bardziej, by rozgarnąć długie, zwieszające się z muru pędy nieprzycinanego bluszczu. Mary podeszła do ptaszka bliżej, gdy nagle wiatr odchylił luźne pędy, a dziewczynka szybkim ruchem chwyciła coś, co dojrzała pod bluszczem : okrągłą, zakrytą liśćmi gałkę, stanowiącą klamkę do furtki.

Odtąd możecie za murem znikać i nikomu nie przyjdzie do głowy szukać was w miejscu o którym zamazano pamięć na długie lata. Ekscytująca perspektywa nawet dla dorosłej kobiety, miejsce, w którym można się choćby spokojnie zaczytać :)

Takie kuszące wizje tajemniczego ogrodu rozciągnęła przed czytelnikami Frances Hodgson Burnett. Do "Tajemniczego ogrodu" warto powrócić w każdym wieku, do dziecięcej wyobraźni przemawiają bohaterowie i ich przygody, dorosły czytelnik może skupić się na kontemplowaniu urody angielskich wrzosowisk, ogrodów i zabytkowych dworów o bogatej historii. Mam już swój egzemplarz "Tajemniczego grodu" (chociaż po raz pierwszy czytałam powieść przyniesioną ze szkolnej biblioteki, która z perspektywy czasu urosła w mojej wyobraźni do rangi komnaty tajemnic i skarbów, którą chętnie bym teraz od szkoły podstawowej wykupiła na własność wraz z księgozbiorem, żeby powrócić do krainy dzieciństwa :D), ale zawsze marzyło mi się ilustrowane, monumentalne wydanie, jakimi zachwycały anglojęzyczne blogi, zwłaszcza ilustracje Ingi Moore wpadły mi jakiś czas temu w oko, bo oddawały urodę opisów autorki i trochę przypominały w swej maestrii filmową, mistrzowską adaptację w reżyserii Agnieszki Holland. Wydawnictwo Zysk i Spółka na szczęście również zauważyło dzieło Ingi Moore i oddało tuż przed świętami w ręce polskiego czytelnika, aby mógł obdarowywać klasyką w przepięknym wydaniu dzieciaki czytające i takie, które do czytania chciałoby się przekonać, (dorośli czytający wyciągający z pod choinki i wygrzebujący z ozdobnych papierów tę książkę powinni być równie zadowoleni :))

Co cieszy niezmiernie to...ilość obrazków, wydanie nie zawiera wrzuconych na odczepnego dziesięciu większych ilustracji i do widzenia, tylko jest naprawdę wypełnione po brzegi angielskimi ogrodami, roślinami, zwierzętami, postaciami. Piękne jest wnętrze Misselthwaite Manor, nawet obrazy na ciemnych korytarzach rezydencji przykuwają wzrok czytelnika na dłużej. A tajemniczy ogród początkowo pełen splątanych gałęzi, delikatnych kiełków wiosennych kwiatów, zaniedbany, zapomniany, ale piękny odcieniami brązów i rudości, splątanymi pędami róż, z kamiennymi altanami, masywnym murem, rudzikiem i Mary, jako jedynymi świadkami budzącego się wiosną z uśpienia ogrodu jest tak piękny, że mimo śniegu za oknem poczułam zew własnego ogrodu i wiosenny wilgotny, próchniczy aromat budzącej się do życia ziemi :) Potem przychodzi lato i paleta barw wręcz onieśmiela, przyglądanie się wyrysowanym przez ilustratorkę kwiatom, które sama sadzę we własnym ogrodzie to kolejna ogromna przyjemność, jaką oferuje książka.

Dobrze mieć tę książkę w rękach bez konieczności zamawiania anglojęzycznego, drogiego wydania. A jeżeli do tego dodać fakt otrzymania tej książki po choinkę to jej magia działa na wyobraźnię ze zdwojoną mocą, zwłaszcza że w styczniu ze śniegiem i mrozem za oknami, świecącą choinką i gorącą czekoladą bezkarnie i z przyjemnością wraca się do świata dziecinnych powieści :)

Tajemniczy ogród.  Frances Hodgson Burnett 
Zysk i Spółka 2015, 320 str.


piątek, 15 maja 2015

Taka właśnie droga winna prowadzić do krainy baśni. Sekret markizy. Frances Hodgson Burnett.

"Sekret markizy" to pełna uroku baśń dla dorosłych napisana przez autorkę "Tajemniczego ogrodu". Spędziłam w jej towarzystwie kilka miłych godzin chłodnego majowego wieczoru, wcale nie planując czytać tak długo. Pamiętając "Tajemnicę dworu w Stornham" nużącą przydługimi dialogami, zaplanowałam lekturę markizy na najbliższy weekend, pochłonęłam ją jednak w jeden wieczór. Wiatr szalał po moim ogrodzie, niebo zasnute ciemnymi chmurami nie zachęcało do spacerów, tym przyjemniej było schować się w domu i zatopić się w tej uroczej baśni :)

Emilia Fox-Seton dobrze urodzona młoda kobieta obdarowana przez los postawą i manierami królowej, zmaga się z mało romantyczną biedą. Obdarzona jeszcze jednym darem cenniejszym od majątku- pogodnym i prostodusznym charakterem, organizuje sobie samotne życie w ubogim pensjonacie, pracując jako pomocnica dam z wyższych sfer. Jedna z nich zaprasza ją do swojej wiejskiej posiadłości Mallowe, gdzie wykorzystuje ją niemiłosiernie przy organizacji przyjęć dla zaproszonego przez siebie towarzystwa. 

Pobyt w Mallowe, kończy się zaskakującą Emilię propozycją małżeństwa. Lord Walderhurst właściciel bajecznego majątku upatrzył sobie pokornego Kopciuszka na żonę. Emilia zostaje markizą, zamieszkuje w majątku Palstrey, otoczonym bajkowymi ogrodami. Markiza coraz mocniej zakochuje się w swoim powściągliwym małżonku, sama podbijając serca arystokratów, służby i mieszkańców okolicznych wiosek.

Pierwszy miesiąc pobytu w Palstrey Emilia spędziła jak we śnie. Z każdym kolejnym dniem wrażenie jeszcze się potęgowało. Stare domostwo przywodziło na pamięć świat niewyobrażalnie pięknych, sennych marzeń. Niekończące się korytarze, niezliczone komnaty, ogrody, w labiryncie, których natrafiała na coraz to nowe, wijące się ścieżki, biegnące do zarośniętych wodnymi roślinami głębokich, krystalicznych jeziorek, gdzie od setek lat drzemały leniwe karpie.[...]
Szczególne wrażenie zrobiła na niej galeria obrazów. Z ram patrzyli badawczo mężczyźni i kobiety, niegdyś żywi jak ona.[...]Strojni w przedziwne szaty antenaci, o twarzach namiętnych, szpetnych lub urodziwych, zdawali się czegoś od niej żądać...a przynajmniej takie myśli podsuwała Emilii rozgorączkowana wyobraźnia. *

Kiedy Lord wyjeżdża do Indii, a do myśliwskiego dworku w sąsiedztwie Palstrey sprowadza się mający nadzieję na odziedziczenie majątku Walderhursta, kuzyn lorda wraz ze swoją na wpół hinduską małżonką, Emilia znajduje się w coraz większym niebezpieczeństwie.

Powieść w swojej pierwszej części wydaje się dość przewidywalna, skromna dziewczyna poznaje swojego księcia i rozpoczyna nowe życie, jako pani ogromnego majątku. Druga część jest dużo bardziej zaskakująca, napięcie w powieści powolutku narasta, pętla sieci spisków zaciska się wokół bezbronnej, dobrodusznej i nieświadomej zagrożenia markizy.

Frances Hodgson Burnett uwielbiam za magiczne opisy tajemniczych ogrodów, angielskich dworów, alejek starych drzew w których gąszczu nie sposób nie natrafić na rudzika, zdecydowanego ulubieńca autorki, latającego po wszystkich opisanych przez nią ogrodach ;) Wypoczęłam przy tej lekturze, co dawno mi się nie zdarzyło. Polecam gorąco tę bajkową powieść, którą umieściłam bez wahania w trójce ukochanych książek pisarki, zaraz obok "Tajemniczego ogrodu" oraz "Małej księżniczki". "Sekret markizy" łączy w sobie zalety obydwu tych powieści okraszonych nutką magii oraz orientalnych klimatów wprost z Indii. Teraz mam szaloną ochotę obejrzeć "The Making of a Lady", adaptację powieści.

Sekret markizy. The Making of a Marchioness.
Frances Hodgson Burnett
Wydawnictwo Novus Orbis, Gdańsk 1998, 213 stron

poniedziałek, 30 września 2013

Erlkönig.

"Der Erlkönig" Julius von Klever

Jakim utworem literackim zakończyć dzisiejszy wietrzny dzień? Najlepiej "Królem Olch". Balladą, którą obiecałam sobie przypomnieć po przeczytaniu "Zimy w Siedlisku" Janusza Majewskiego, który w swojej powieści umieścił fragment utworu w oryginale, w języku niemieckim. 

Wer reitet so spät durch Nacht und Wind?
Es ist der Vater mit seinem Kind;
Er hat den Knaben wohl in dem Arm,
Er fasst ihn sicher, er hält ihn warm.

( "Erlkönig"  Johann Wolfgang von Goethe, 1782 r. )

Ballada Goethego, przypomina mi potężny szpaler olch i małe mokradło, które wieńczą ogród moich dziadków. W czasach popularności delikatnych płotów z iglaków, żywopłot z tych wiekowych drzew robi na mnie nieodmiennie, ogromne wrażenie. To właśnie te ponad sześćdziesięcioletnie olchy przepowiadają nadchodzące burze i zadziwiają swoją wrażliwością potężnego drzewa na najlżejsze powiewy wiatru. Podczas najbardziej wietrznych dni jesiennych, stare olchy mają najwięcej uroku, rodem z mrocznego, tajemniczego ogrodu, albo romantycznej ballady z nieszczęśliwym zakończeniem. "Król Olch" oddaje klimat tego miejsca doskonale, zarówno w  języku niemieckim, dla mnie pięknym na swój sposób, może dlatego, że uczyłam się go długie lata i miło te lekcje wspominam, jak i w naszym ojczystym, klasycznym przekładzie.

Kto z wiatrem wśród nocy galopem tak gna?
To ojciec z dziecięciem jak cienie mkną dwa.
On czule je tuli i bieży przez błoń,
I serce przy sercu, i w dłoni ma dłoń. 

( "Król Olch." przekład W. Lewik )

"Erlkönig" doczekał się i swobodniejszej wersji przekładu, w wykonaniu noblistki Wisławy Szymborskiej. Ta wersja podoba mi się tak bardzo, że jeszcze kilka nadchodzących, październikowych dni zakończę melodią tych słów i obrazami, które przywołują:).


"Król Olch."

Noc padła na las, las w mroku spał,
Ktoś nocą lasem na koniu gnał.
Tętniło echo wśród olch i brzóz,
Gdy ojciec syna do domu wiózł.

- Cóż tobie, synku, że w las patrzysz tak?
Tam ojcze, on, król olch, daje znak,
Ma płaszcz, koronę i biały tren.
- To mgła, mój synku, albo sen.

"Pójdź chłopcze w las, w ten głuchy las!
Wesoło będzie płynąć czas.
Przedziwne czary roztoczę w krąg,
Złotolitą chustkę dam ci do rąk".

- Czy słyszysz, mój ojcze, ten głos w gęstwinie drzew?
To król mnie wabi, to jego śpiew.
- To wiatr, mój synku, to wiatru głos,
Szeleści olcha i szumi wrzos.

"Gdy wejdziesz, chłopcze w ten głuchy las,
Ujrzysz me córki przy blasku gwiazd.
Moje córki nucąc pląsają na mchu,
A każda z mych córek piękniejsza od snu".

- Czy widzisz, mój ojcze, tam tańczą wśród drzew
Srebrne królewny, czy słyszysz ich śpiew?
- O, synku mój, to księżyc tak lśni,
To księżyc tańczy wśród czarnych pni.

"Pójdź do mnie, mój chłopcze, w głęboki las!
Ach, strzeż się, bo wołam już ostatni raz!"
- Czy widzisz, mój ojcze, król zbliża się tu,
Już w oczach mi ciemno i brak mi tchu. -

Więc ojciec syna w ramionach swych skrył
I konia ostrogą popędził co sił.
Nie wiedział, że syn skonał mu już
W tym głuchym lesie wśród olch i brzóz.        

( Przekład swobodny Wisławy Szymborskiej. )
                        

sobota, 28 września 2013

Wierzba i głóg czynią wiejskie rezydencje pięknymi.

Wiosną założyłam w kącie sadu ogrodową aptekę, miejsce na krzewy i drzewa o leczniczych właściwościach. Posadziłam dwa drzewka zapomnianej, a bardzo popularnej w polskich parkach i ogrodach w latach 30 - tych XX wieku morwy białej, drzewko czarnego bzu i jarzębinę. Ostatnio w przeczytanych książkach wyłapuję te fragmenty, które dotyczą roślin leczniczych, więc trochę te nowe zainteresowania zielarskie, przełożyły się na pasję czytania, której poświęcona jest wyspa książek. 

Poniżej znalezione w czytanych przeze mnie we wrześniu powieściach, cytaty dotyczące śpiącego drzewa ( pod taką nazwą znają tę roślinę Islandczycy ) - głogu, który mam nadzieję dostanie za rok swój kawałek ziemi w sadzie, albo w zagajniku oplatającym łąkę.

Z mojego prezentu imieninowego, angielskiej powieści "Zdobywam zamek", wyłania się głóg w pełnej przepychu, wiosennej odsłonie:
Pączki w żywopłocie siedziały ciasno skulone, ale na drzewie koło drogowskazu było już mnóstwo rozwiniętych. Przywiązuję ogromną uwagę do głogu. Kiedyś spędziłam wiele godzin, próbują opisać jego pojedynczy kwiat, ale zdołałam wymyślić tylko "szerokooki kwiateczek z wąsikiem jak koteczek", zupełnie nie do wymówienia.
- "Wierzba i głóg czynią wiejskie rezydencje pięknymi" - zacytował Simon. - Myślę, że to właśnie ten wiersz sprawia, że wydaje mi się, iż ludzie w epoce elżbietańskiej żyli w wiecznej wiośnie.*

Z drugiej powieści ( "Powrót do Killybegs." ), pochodzi fragment o boleśniejszych właściwościach głogu:):
Wróciłem biegiem. Przeskoczyłem przez murek, w ciemności nie zauważyłem krzaków głogu. Gwałtowne spotkanie mojego czoła i dłoni z cierniami. Zdusiłem krzyk. Miałem ściśnięte  gardło, obolały kark. Strach. Tuż za mną w sękaty masyw kolców rzucił się głową w dół Danny Finley.
- Cholera! Co to takiego?
- Trza będzie dać chłopakom z Belfastu lekcje botaniki - burknął kapitan, dezerter z armii brytyjskiej.
- To się nazywa głóg. Trochę przypomina ich drut kolczasty - odparł jakiś głos w ciemności.**

Do lektury obydwu książek bardzo gorąco zachęcam, do każdej z innych powodów. "Zdobywam zamek" to sielsko - angielska opowieść, osadzona w realiach bajkowego zamku, a "Powrót do Killybegs" to historia krwawego, niekończącego się konfliktu w Irlandii Północnej, napisana przepięknym językiem. Trudno o zestawienie mniej pasujących do siebie tematycznie książek, ale takie wrześniową porą, królowało na moim nocnym stoliku:).

* "Zdobywam zamek." Dodie Smith, str. 155, zacytowany przez Simona fragment pochodzi z wiersza "Spring, the Sweet Spring." Thomasa Nashe'a 

** "Powrót do Killybegs." Sorj Chalandon, str. 107

czwartek, 11 października 2012

Kobieta nie powinna być gorsza od anioła, mężczyzna zaś tylko trochę lepszy od diabła.* Lokatorka Wildfell Hall. Anne Brontë.


Chyba pora zamknąć prywatną kawiarenkę na balkonie, o czytaniu w tym miłym kąciku mojego domu nie ma już mowy, zdecydowanie za zimno, nawet otulanie kocem nie pomaga. Kilka promiennych poranków udało się ukraść tej jesieni, takich ze śniadaniem i spokojną kawą przy przeglądaniu prasy i czytaniu książek, jeszcze sobotni wieczór udało się przegadać nad filiżanką herbaty pośród gazet i książek rozłożonych na okrągłym stoliku. Nowe meble balkonowe to był dobry pomysł, marzył mi się taki okrągły stolik od dawna, otoczony kwiatami, zielenią, miejsce na chwilę odpoczynku, na spokojne wypicie kawy, taka moja mała kawiarenka:). Teraz muszę poszukać miejsca na jesienne czytanie, pewnie zakopię się z książką na fotelu albo łóżku, otoczę poduchami i odpalę wszystkie domowe światełka:).
***
Książką, która będzie mi się kojarzyć z tegorocznymi wakacjami, ciepłym słońcem na policzkach i zapachem lilii, które kwitły i pachniały obłędnie, kiedy czytałam ją na ogrodowej huśtawce będzie "Lokatorka Wildfell Hall" Anne Brontë. Wydana w roku 1848 powieść, zaskakuje odważnym ujęciem tematu praw kobiet, braku równouprawnienia w małżeństwie, w epoce wiktoriańskiej zagadnień w zasadzie nie istniejących w powszechnej świadomości społecznej. Książka wyprzedzająca swoje czasy i poruszająca problemy jak wskazują tytuły prasowe niestety nadal aktualne. Wiek XIX zdecydowanie faworyzował mężczyzn ich "drobne słabości" były powszechnie akceptowane lub pomijane milczeniem, z kolei każda kobieta, która choć o milimetr zboczyła z wytyczonej przez wielowiekową tradycję drogi życia pełnego prawości i poświęcenia rodzinie oraz bliźnim, mogła spodziewać się natychmiastowego potępienia za swoje najdrobniejsze nawet przewinienia czy zbyt odważne prezentowanie swoich opinii. Co niezwykłe z tak trudnym tematem zmierzyła się najcichsza z sióstr Brontë, Anne, zyskując sobie miano jednej z pierwszych wojujących słowem feministek. "Lokatorka Wildfell Hall" to oczywiście nie tylko manifest feministyczny, to również kolejna kojąco staroświecka historia miłości osadzona w bajkowych realiach angielskiej prowincji z elementami grozy, niszczejącym dworem oraz wielką tajemnicą w tle.
Historia "Lokatorki Wildfell Hall" rozpoczyna się wraz z przybyciem tajemniczej, młodej i pięknej wdowy Helen Graham do rozpadającego się dworu Wildfell Hall, który poprzedni mieszkańcy porzucili na rzecz nowocześniejszej siedziby. Helen towarzyszy kilkuletni syn i zaufana służąca, młoda wdowa stroni od ludzi, cały swój czas poświęcając swojej pasji - malarstwu oraz wychowywaniu dziecka.
W małej prowincjonalnej społeczności trudno przez dłuższy czas trzymać się na uboczu, sąsiedzi rozpaleni domysłami co do przeszłości Helen, pragną wprowadzić młodą kobietę w swoje towarzyskie kręgi, domagając się kolejnych spotkań. Mimo niechęci Helen zaczyna bywać pośród swoich sąsiadów, których zaskakuje prezentując bardzo postępowe opinie dotyczące wychowywania dzieci. Niezrażone sąsiedztwo drąży nadal temat pochodzenia tajemniczej kobiety, Helen milczy jak zaklęta, więc okolica zaczyna tłumaczyć sobie jej postawę niezbyt chlubną przeszłością i gorszącą teraźniejszością, gdyż zażyłość pomiędzy nią i jej sąsiadem zaczyna wydawać się podejrzana.
Pani Graham ma jednak obrońcę, młodego zakochanego w niej farmera - Gilberta, któremu zaczyna ufać i zawierzać swoją głęboko skrywaną tajemnicę nieudanego małżeństwa.
"Lokatorka Wildfell Hall" to historia silnej kobiety, jej zmagań z plotkami, walki o lepszą przyszłość dla swojego dziecka w czasach kiedy bez wsparcia mężczyzny: męża, brata, ojca, kobieta tak niewiele znaczyła. Piękna i poruszająca opowieść, obowiązkowa lektura dla silnych współczesnych kobiet napisana przez niezwykłą kobietę z epoki wiktoriańskiej.
***
I na koniec jak zwykle trochę nie na temat:P, chciałam polecić wszystkim, którzy mają kawałek przydomowego ogródka, albo balkon moje ogrodowe objawienie:), lilie, których cebulki kupuję w ilościach hurtowych i niedługo obsadzę nimi całą działkę. Zapakowane w plastikowy koszyczek ( u mnie niezbędny, bo pod ziemią swoje królestwo ma kret, który przekopuje podwórko wzdłuż i wszerz i chyba karczownik, który robi tunele nieco bliżej powierzchni ) cebulki wysadzać można jesienią, ja sadziłam swoje wiosną i już po kilkunastu tygodniach cudownie zakwitły. Pełnia lata pośród zapachu lilii, ich koloru i wielkiej żywotności to najpiękniejszy czas w roku wokół mojego domu, odurzający aromat tych kwiatów, towarzyszy mi wtedy od rana wślizgując się oknami i rozchodząc po całym domu i podwórku, swoją urodą i zapachem moje ulubione białe kwiaty detronizują nawet jej wysokość różę:).

Lokatorka Wildfell Hall. (The Tenant of Wildfell Hall.)
Anne Brontë
Wydawnictwo MG 2012, 525 str.
Ekranizacja powieści: Tajemnica domu na wzgórzu.
*Cytat będący tytułem posta jest autorstwa Nikołaja Gogola, rosyjskiego pisarza z XIX wieku.

piątek, 22 czerwca 2012

Dowody na to, że przyszło lato. Razem ze słonkiem. Lato. Maria Kownacka.


Witam serdecznie drugiego dnia astronomicznego lata:). Dnia nam przybyło, nocne ciemności się skurczyły, na brak słońca też ostatnio nie możemy narzekać, nic tylko wyruszyć w plener i porozglądać się chociażby po najbliższym parku, łące i lesie. Poobserwować, co wraz z kolejną zmianą daty w kalendarzu, zmieniło się w przyrodzie. Książką, która od dawna towarzyszy mi latem jest "Razem ze słonkiem. Lato." Marii Kownackiej. Wiem, że tytuł brzmi podejrzanie przedszkolnie, bo też i dla tej najmłodszej grupy odbiorców stworzyła autorka książkę, ale zapewniam, że dorosły czytelnik znajdzie tutaj masę informacji i ciekawostek, o których nie miał zielonego pojęcia. Obrazki Zbigniewa Rychlickiego, na których wychowały się pokolenia młodych Polaków, dopełniają całości, tworząc bardzo klimatyczną, piękną i trochę zapomnianą już książkę.
"Razem ze słonkiem" to sześciotomowy cykl książek o przyrodzie, każda część opowiada o innej porze roku: Przedwiośnie, Wiosna, Lato, Złota jesień, Szaruga jesienna i Zima. Mam duży sentyment do tych starych książek, które przeglądam odkąd nauczyłam się czytać, stylu jakim zostały napisane i ilustracji: krajobrazów wiejskich, starych domków otoczonych drewnianym płotkiem, psich bud, kwiatów i zwierząt. Dotąd nie trafiłam na jakiekolwiek książki o porach roku, które podobałyby mi się choć w połowie tak bardzo, jak małe dzieła Marii Kownackiej.
Kiedy dojrzeje dużo poziomek, kiedy na łąkach zakwitną trawy, na polach zakwitnie pszenica, a wśród niej szafirowe chabry, kiedy z ula wyleci pierwszy rój pszczół, a wiele ptasich piskląt opuści gniazda, kiedy zaczną dojrzewać czerwone i czarne porzeczki - wtedy mamy dowody na to, że przyszło lato.
Letnia pogoda bywa ostatnimi laty bardzo kapryśna, ale nawet deszcz nie jest w stanie popsuć mi humoru, kiedy za oknami wszystko kwitnie i śpiewa. Lato to dla mnie ukwiecona łąka, ale taka widziana z bardzo bliska, w kolorze chabrów, łopianów i motyli, z całym małym zamieszaniem, które robią owady: mrówki i pszczoły i rozgrzany, kamienny most nad rzeką, na którym można ogrzać plecy i odpocząć spoglądając na lasy i pola uprawne. Książka Marii Kownackiej pozwoli rozszyfrować letnią łąkę, nazwać każdy kwiat, drzewo w lesie, zwierzęta, poznać ich zwyczaje. Wyjaśni dlaczego zające uciekają nam sprzed nóg kiedy zbliżymy się do nich i skomplikowany proces budowy jaskółczego gniazda. Kilka bardzo praktycznych informacji ucieszy każdą panią domu, jak rozsadzać truskawki, pelargonie, ja przypomniałam sobie o zimowym, zielonym źródełku witamin - roszponce. W tomie opowiadającym o lecie jest cały rozdział poświęcony tworzeniu bukietów z kwiatów polnych i ogrodowych. Z tymi polnymi trzeba się spieszyć, bo niedługo pierwsze sianokosy, no przynajmniej u mnie na wsi:).
"Razem ze słonkiem" zawiera całe mnóstwo pomysłów na zabawy dla maluchów. Autorka zachęca do założenia skrzyni skarbów i zbierania do niej eksponatów podczas letnich podróży: morskich muszelek, ptasich piórek, leśnych szyszek, które jesienią i zimą można przerobić na małą makietę ogródka, albo choinkowe zabawki i łańcuchy. Lato to również czas zapełniania piwnic i spiżarni kolorowymi słoikami konfitur. Zapasy można zrobić również dla dokarmianych zimą ptaków, zbierając i susząc jadalne ziarenka.
O ile przyjemniej pracuje się i wypoczywa latem, wie chyba każdy z nas, robota nawet najmniej lubiana dosłownie "pali się" w rękach, to dzięki energii pożyczonej od słońca, które w końcu jasno nam świeci:). Życzę bardzo udanych letnich dni i polecam "Razem ze słonkiem" małym i dużym czytelnikom, bo książka chociaż stareńka i nieco anachroniczna, zawiera sporą dawkę wiedzy podaną w bardzo przystępny sposób.

Razem ze słonkiem. Lato.
Maria Kownacka
Młodzieżowa Agencja Wydawnicza, Warszawa 1986, 143 str.

poniedziałek, 4 czerwca 2012

Co człowiek ma robić kiedy świat mu się skończy? Tajemnica dworu w Stornham. Frances Hodgson Burnett.


Dzisiaj znów dwór w tytule książki:). Tym razem nie białe cudo, otoczone starymi wierzbami i parkiem w zielonej nadwiślańskiej krainie tylko posępne, angielskie, kamienne domiszcze w osnutym mgłą, wyspiarskim krajobrazie, które dopiero w miarę rozwoju  historii, pięknieje ze strony na stronę.
Autorka "Tajemnicy dworu w Stornham" znana jest głównie ze swojej twórczości dla najmłodszego czytelnika. Kultowy "Tajemniczy ogród" rozpoczynał moją przygodę z czytaniem i wyrobił we mnie obraz ogrodu idealnego: zarośniętego, ukrytego za wysokim murem i żywopłotami, pełnego żywotnych, wieloletnich i odpornych roślin, które śmiało radzą sobie i bez opieki człowieka. Te wzorce staram się ożywić w moim ogrodzie, z mniejszym lub większym powodzeniem:). "Mała księżniczka", jej animowana, filmowa i książkowa wersja to również część historii mojego dzieciństwa. Do dziś mam wielki sentyment do imienia głównej bohaterki, Sara to chyba jedno z najpiękniejszych imion, jakie można nadać młodej damie, i do filmowej, stareńkiej wersji z Shirley Temple w roli głównej. Później przyszła pora na "Małego lorda" i na tej książce zamknęła się moja znajomość literatury pióra Frances Hodgson Burnett.
Pośród tych znanych powieści, odnalazłam na bibliotecznym regale tytuł kompletnie mi obcy, kolejną miłą niespodziankę, niesłusznie umieszczoną w dziale dla najmłodszych. "Tajemnica dworu w Stornham" to powieść napisana dla dorosłego czytelnika, poruszająca problem zależności kobiet od mężczyzn występujący pośród skostniałej, angielskiej arystokracji w początkach wieku XX.
Zubożały arystokrata, Nigel Anstruthers wyrusza do Stanów Zjednoczonych, aby znaleźć majętną, amerykańską żonę. Rozalia Vanderpoel młodziutka, naiwna i delikatna córka, bogatego kupca, staje się szybko obiektem jego starań. Przy zgodzie rodziców dziewczyny i jawnym sprzeciwie młodszej siostry, Betty, Rozalia i Nigel biorą ślub i udają się do Anglii, do włości pana młodego, zdewastowanego dworu w Stornham.
Już pierwsze tygodnie małżeństwa, obnażają podły charakter lorda Anstruthers, Rozalia dotąd otoczona wyłącznie miłością, trafia w szpony chciwego męża i okrutnej teściowej, traci kontakt z rodziną, na długie lata staje się więźniem Stornham i ofiarą złych humorów swojego arystokratycznego męża. Kiedy Rozalii wydaje się, że jej życie zakończyło się w dniu przekroczenia bram starego dworu, jej dorastająca siostra Betty planuje wizytę w Anglii i poznanie powodów dla których starsza z sióstr zerwała kontakty z rodzicami.
Betty, ciemnowłosa i wykształcona w najlepszych europejskich szkołach piękność, wsiada na pokład statku Meridiana i wyrusza do Stornham. Podczas zderzenia pasażerskiego statku z tankowcem poznaje tajemniczego pasażera drugiej klasy, który kilka rozdziałów później okazuje się sąsiadem lady Anstruthers.
Ogrody i dwór Stornham robią na Betty jak najgorsze wrażenie, radykalne zmiany w wyglądzie i zachowaniu zalęknionej Rozalii i jej syna Ughtreda, wyjaśniają lata milczenia siostry. Betty angażuje się w remont dworu i przywrócenie do życia zaniedbanych ogrodów i próbuje znaleźć sposób na uwolnienie siostry i siostrzeńca spod wpływów lorda Anstruthers. W międzyczasie sama się zakochuje w Mount Dunstanie, właścicielu sąsiadującego z ziemiami szwagra dworu.
Kiedy ktoś spędza wszystkie dni swego życia sam jeden w ogromnym domostwie, może to przyprawić go o melancholię. Wie, że za zamkniętymi drzwiami są setki ciemnych pokoi, natyka się na opuszczone schody, na korytarze, którymi od dawna nikt nie przechodził. Z portretów spoglądają tak dziwnie, jakby widziały rzeczy, których śmiertelnik nie dostrzeże, oczy dawno zmarłych mężczyzn i kobiet. Mount Dunstan sypiał w ogromnym łożu z kolumnami. W tej oddalonej komnacie mógł umrzeć lub zostać zamordowany, nim zdołałby przywołać z sutereny parę służących. Kiedy późno wieczorem przygotowywał się do snu przy migotliwych świecach, wokół panowała martwa cisza grobowca, a noc jest groźniejsza w swej ciszy od dnia. Czasami prawie wierzył we własne fantazje, że wokół bezszelestnie krążyły istoty, które wcale nie pragnęły pozostać w świecie zmarłych. Sam je wybierał z portretów rodzinnej galerii...śliczne, beztroskie, kapryśne kobiety...i pełnokrwistych, śmiałych, awanturniczych mężczyzn. Wyobrażał sobie, że nienawidzą kamiennych sarkofagów i poprzez szarą mgłę przedzierają się ku światu, w którym pragnęły kochać, rozmawiać i stać się widzialne. Nie miały ciała ani głosu, a zamknięte drzwi nie poddawały się ich rękom. Lecz i tak wracały...wciąż wracały. I czasami można było usłyszeć w korytarzu szmer, szelest czy skrzypnięcie; czasami też czuł, że za drzwiami ktoś czeka.
"Tajemnica dworu w Stornham" to powieść zaskakująca, na przemian trzymająca w napięciu i rozleniwiająca długimi, pozornie spokojnymi dialogami. Są w niej elementy, dzięki którym bezbłędnie rozpoznalibyśmy autorkę "Tajemniczego ogrodu", zaniedbany ogród, podupadający dwór, spacery głównych bohaterów z ogromnymi mastiffami, psami rasy lubianej na angielskich dworach i w książkach Frances Hodgson Burnett, konne przejażdżki, pojawia się nawet pewien uroczy rudzik:).
Na rozkołysanej gałązce młodego drzewka w pobliżu okalającego park żywopłotu zaśpiewał rudzik. Mount Dunstan przystanął zasłuchany. Przed chwilą przestał kropić deszczyk, a słońce przebiło się przez chmury, wywołując kaskadę radosnych ptasich trelów. Pokryte kroplami rosy trawy i paprocie lśniły młodą zielenią, świeże listeczki na drzewach zdawały się rozwijać w oczach, a bogata, wilgotna ziemia pachniała oszałamiająco. Jaskrawo ubarwiony w strój godowy rudzik pochylił dziobek aż do rdzawej piersi, nastroszył piórka i wydymając gardziołko zaśpiewał krótką, wesołą, śliczną melodyjkę. Wyczuwało się w niej zuchowatość, szelmowskie propozycje i wabiącą nutkę.
Oprócz tych sielankowych obrazów angielskiej prowincji i rozrywek arystokratów z balami i polowaniami na czele, autorka porusza dużo mniej wygodne tematy, piętnując w swojej powieści niemoralność, fałsz i zepsucie, otoczone bezpiecznym kokonem ze szlacheckich tytułów i majątków, w którym ukrywali się przed wymiarem sprawiedliwości i społecznym potępieniem poszczególni przedstawiciele tej wyższej, angielskiej klasy społecznej.

Tajemnica dworu w Stornham. ( The Shuttle., 1901 r. )
Frances Hodgson Burnett
Wydawnictwo Novus Orbis, Gdańsk 1995, 301 str.

czwartek, 17 maja 2012

Ogród artysty. Linnea w ogrodzie Moneta. Christina Björk.


Każdy miesiąc niesie ze sobą drobne i większe przyjemności związane z nim nierozerwalnie. Kwiecień to ciemny las z dywanem z zawilców, pąki i kwiaty na drzewach i pierwszy świeży powiew wiosny. Czerwiec ma smak czereśni i zapach truskawek. Pierwsza połowa maja ma zapach bzu:). Pod oknem sypialni, od wielu lat rośnie ciemnofioletowy bez, w tym roku zakwitł wręcz nieprzyzwoicie bujnie, a jego mocny aromat, wślizgując się naszymi oknami, budzi mnie do życia każdego ranka. Jestem stworzeniem nocnym, więcej we mnie sowy niż skowronka, dlatego potrzebuję pozytywnych porannych impulsów, ten majowy to właśnie bez. Gdybym została malarką, to właśnie kwiaty bzu byłyby głównym motywem moich obrazów, w końcu znam je najlepiej i najdłużej:).
Książka, o której będzie dzisiejszy post, opowiada o małej dziewczynce zakochanej w ogrodach, francuskim malarzu impresjoniście, jego rodzinie i życiu w małym różowym domu otoczonym pięknym ogrodem oraz stawem z japońskim mostkiem w Giverny. "Linnea w ogrodzie Moneta" poza tym, że przekazuje solidną porcję wiedzy o malarzu C. Monet, jest również opowieścią o wielkiej przygodzie, jaką dla Linnei i jej opiekuna, emerytowanego ogrodnika, pana Blomqvista, była wyprawa do Paryża śladami wielkiego artysty.
Głównym motywem malarstwa Moneta był japoński most i wypełniające staw nenufary. W książce jest kilka zdjęć obrazów tego właśnie mostu, malowanego na różnych etapach życia C. Moneta, te najbardziej wstrząsające, powstały, kiedy malarz tracił wzrok z powodu poważnej choroby oczu, obraz mostu jest zamazany, ale nadal piękny.
Linnea odwiedza kolorową i niezwykłą kuchnię rodziny Monet, odpoczywa na ulubionej ławce malarza i poznaje historię życia jego i ósemki jego dzieci. Po powrocie z Paryża, Linnea porządkuje wspomnienia i skarby przywiezione z Francji, liście paryskich drzew, bilety wstępu, fotografie, lądują w drewnianej skrzynce w pokoiku dziewczynki.
Biografia C. Moneta jest przedstawiona rzetelnie, uzupełniona starymi fotografiami, anegdotami z życia całej rodziny Moneta i przyprawiona szczyptą magii Paryża i tajemniczego ogrodu w Giverny.


Linnea w ogrodzie Moneta. ( Linnea i Målarens Trädgård. )
Christina Björk, ilustracje: Lena Anderson
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2009, 52 str.
Claude Monet (1840-1926)

czwartek, 12 kwietnia 2012

Człowiek w zimie zapomina, jak cudowna jest wiosna i ma co roku miłą niespodziankę. Pat ze Srebrnego Gaju. Lucy Maud Montgomery.

W ogródku, na tarasie i balkonie coraz więcej soczystej zieleni, co prawda słońce gdzieś się dzisiaj skryło, ale jest ciepło i powietrze wpadające przez uchylone okna pachnie wiosną. Lubię zimowo, leniwie wygrzewać się w domu z filiżanką herbaty i książką, ale z każdym upływającym rokiem, coraz niecierpliwiej wyglądam nadejścia pierwszych oznak wiosny. Nawet książki czytane w promieniach słońca lepiej smakują:).
Na Wielkanoc przygotowałam pokaźny stos powieściowy do przeczytania, ale wokół działo się tyle innych zajmujących spraw, że książki czekają nadal na spokojniejszy czas. Jedyną książką przeczytaną przeze mnie podczas Wielkanocy była doskonale mi już znana "Pat ze Srebrnego Gaju". Lubię od czasu do czasu sprawdzić co słychać w Srebrnym Gaju, więc w czasie świąt znów odwiedziłam ten najpiękniejszy zakątek Wyspy Księcia Edwarda:).
Bohaterami tej książki Lucy Maud Montgomery są Pat i stare gospodarstwo na którym mieszka. Oprócz siedmioletniej Pat w Srebrnym Gaju mieszka jej mama, ojciec oraz czwórka rodzeństwa: Józek, Winnie, Sid i Przylepka. Nad  domem i rodziną czuwa wierna gosposia Judysia Plum, która poza dbaniem o praktyczną stronę życia i dokarmianiem dzieci nocą jajkiem sadzonym, jest kopalnią wiedzy o przeszłości i teraźniejszości rodziny Gardinierów i w zasadzie wszystkich innych okolicznych rodów. Judysia wie też niejedno o świecie czarów, osobiście zna czarownice, wróżki i koboldy, wsłuchując się w jej opowieści dorasta Pat i jej rodzeństwo w świecie bajek.
Dom otoczony srebrzystymi brzozami to wielka miłość Pat, dziewczynka nie znosi zmian, opłakuje każde wycięte drzewo i odchorowuje każdą wyprowadzkę dorastających członków rodziny: cioci Azalki, która wychodzi za mąż i Józka, który ucieka zaciągnąć się na statek. Za każdą kpinę z ukochanego, nieco staroświeckiego domu mała, spokojna zazwyczaj Patrycja potrafi odpłacić się swoim kuzynkom celnym ciosem. Początkowo trochę samotna, z czasem poznaje Pat opuszczonego przez matkę Szkraba, a podczas wizyty u krewnych spotyka Bietkę. Czas trójki przyjaciół wypełnia włóczęga po pięknej okolicy i zawieranie przyjaźni z drzewami, rzekami i mostami. Doświadczona Judysia ma o nowej przyjaciółce Pat - Bietce, dość zaskakujące zdanie:
Ta mała nie doczeka się siwych włosów! Ona nie należy do tego świata - mruknęła  do siebie. Niepokoiły ją rumieńce Bietki i dziwny często wyraz oczu. Patrzyły one wówczas tak, jakby widziały jakąś krainę szczęśliwości, której nikt inny nie ogląda. Kto wie, czy część uroku Bietki, nie stanowiło właśnie to spojrzenie.
Dzieciństwo Pat powoli dobiega końca, opuszczenie na krótko Srebrnego Gaju nie wydaje się już dziewczynce tragedią, ale nawet będąc z wizytą u przyjaciółki, Pat nadal myśli o swoim domu.
Obudziła się w nocy i nagle ogarnęła ją tęsknota za domem. Jak miewa się Srebrny Gaj? Wysunęła się z łóżka i podeszła do okienka. Chuchała chwilę na szybkę, żeby znikły srebrne gwiazdki - i wstrzymała z zachwytu oddech. Śnieg przestał prószyć, wielki księżyc zwisał nad przemarzniętymi wzgórzami. Ośnieżone jodły zdawały się zakwitać od jego blasku, dalej srebrzyły się filigranowe jabłonie. Jak pięknie wyglądał Srebrny Gaj, gdy patrzyło się na niego z góry w księżycową, zimową noc. Czy aby Przylepka jest ciepło przykryta? Tak często skopywała z siebie kołderkę. Czy mamę przestała boleć głowa? W dali za Srebrnym Gajem widać było brzydki dom Gordonów, którego nikt nie kochał.
W pierwszym z dwóch tomów opowieści Lucy Maud Montgomery o Srebrnym Gaju, na starej farmie przychodzi na świat dziecko - Przylepka, dom i jego mieszkańcy szykują się do dwóch wesel. Autorka opowiada o pierwszej dekadzie życia Pat, ale bez zbędnych dłużyzn. Nad Srebrnym Gajem unosi się każdego dnia zapach pieczonego ciasta, a domowy  i ciepły nastrój książki na długo zapadają w pamięć czytelnika, bo to kolejna opowieść o tym jak piękne jest życie pomimo problemów, z którymi ciągle przychodzi się zmagać głównym bohaterom powieści.

Pat ze Srebrnego Gaju. ( Pat of Silver Bush. )
Lucy Maud Mongomery
Nasza Księgarnia 1993, 283 str.
Miłość Pat. ( Pani na Srebrnym Gaju. ) 

piątek, 30 marca 2012

Panny Fleming zapraszają na herbatę. Dziedziczka z Blenheim. Geraldine Mockler.

Trochę zimno ostatnio, ale gmeram sobie w ziemi radośnie dalej, sadząc bratki i pelargonie na balkonie. Czytam wyłącznie lekkie historie i fachową literaturę ogrodniczą, do innych książek nie mam wiosną głowy:). "Dziedziczka z Blenheim" wpadła mi w oko już jakiś czas temu, podczas ostatniej wizyty w bibliotece znów się na nią natknęłam i tym razem zabrałam do domu. I znów nieświadomie trafiłam na opowieść z angielskim ogrodem w tle.
Delia, Katarzyna i Klaudia Fleming po śmierci rodziców zostają przygarnięte przez zamożną panią Latimer. Trzy siostry dorastają  w bogatej dzielnicy Londynu, w ogromnym domu swojej opiekunki. Wolny czas spędzają pośród londyńskiej elity, korzystając z przywilejów jakie przysługują ich opiekunce. Po tragicznej śmierci pani Latimer, sytuacja finansowa sióstr pogarsza się drastycznie. Okazuje się, że majątek zmarłej arystokratki z mocy prawa i bliższego pokrewieństwa przypadnie ich ubogiej, nieznanej kuzynce Elżbiecie Murray Errington. Siostry muszą wyprowadzić się do skromnej willi Fuksja na angielskiej prowincji, pozostawiając w Londynie przyjaciół i ulubione rozrywki. Winą za pogorszenie swojego losu siostry Fleming obarczają kuzynkę Elżbietę.
Betty Errington wykonuje zawód nauczycielki na pensji Blenheim, będącej własnością panien Dove. Życie Betty w podupadającej szkole Blenheim jest smutne i jednostajne, jej jedynym wsparciem jest służąca Anna i jamnik Bartłomiej. Główna bohaterka od codzienności ucieka w świat marzeń i książek.
Ze stolika w hallu wzięła przygotowany dla niej kawałeczek świeczki w białym lichtarzu. To była jej wieczorna dawka światła, zbyt cenna, aby ją zmarnować. Rozbierała się więc po ciemku, a gdy już okryła Bartłomieja kocem, wskakiwała do łóżka i zapalała świeczkę, ciesząc się na najbliższe pół godziny. W Blenheim nie można było narzekać na brak książek, chociaż nikt poza Betty ich nie czytał.
Elżbieta dotąd samotna na świecie pragnie dzielić majątek i londyński dom z kuzynkami, jednak jej propozycja spotyka się z odmową panien Fleming. Betty mimo wszystko próbuje zaskarbić sobie sympatię kuzynek, w tym celu podejmuje pracę w ogrodzie w Starym Dworze, nieopodal willi, w której mieszkają trzy siostry. Delia, Katarzyna i Klaudia nie mają pojęcia, że sympatyczna Betty z ogrodu to ich kuzynka, o której mają tak niepochlebną opinię.
"Dziedziczka z Blenheim" to krótka historia o mozolnym budowaniu przyjaźni z delikatną muzyką skrzypiec w tle. Książka  dla dzieci i młodzieży, pełna uroku i uspokajająca. Biblioteczna starowinka, którą musiał w końcu ktoś odkurzyć:).

Dziedziczka z Blenheim. ( Cousin Betty )
Geraldine Mockler
Nasza Księgarnia, Warszawa 1996, 182 str.

wtorek, 20 marca 2012

Szczęśliwe kraje, podobnie jak szczęśliwe kobiety, nie mają historii. Emilka ze Srebrnego Nowiu. Lucy Maud Montgomery.

Książki o Emilce czytałam po raz pierwszy dawno temu przy starym sosnowym biurku przy świetle starej, szkolnej lampki. Byłam uczennicą szkoły podstawowej i stałym bywalcem szkolnej biblioteki, książki o Emilce wybierałam jedną po drugiej, z półki przeznaczonej na książki Lucy Maud Montgomery. Miałam wtedy ten sam nawyk, który towarzyszy mi również w dorosłym życiu, jak mi się coś spodobało to czytałam wszystko po kolei, temat dopóki nie wyczerpany nie mógł mnie znudzić, dopiero po zamknięciu ostatniej strony, ostatniej dostępnej dla mnie książki danego autora przenosiłam swoje zainteresowanie na innego autora, inną serię książek:). Chyba przez to czytanie wszystkiego na raz, niewiele pamiętałam z przygód Emilki i bardzo mnie to cieszy, bo odkrywam tą bohaterkę na nowo i z coraz większym zachwytem:).
Emilia Byrd Starr jest mieszkanką Boru Majowego, małego domku ukrytego w wąwozie przed wścibskimi oczami sąsiadów, do jego progów prowadzi zarośnięta krzewami ścieżka. Domek wydaje się miejscem samotnym przez swoje oddalenie od innych zabudowań, ale jego mieszkańcy mają na ten temat zupełnie odmienne od autorki tego posta zdanie. Czują się doskonale w swoim ludzko-kocim towarzystwie: Emilii, jej ojca Douglasa, Kici i Nieznośnika. 
Kto widziałby Emilkę sunącą przez nagie pole, nie zazdrościłby jej. Była drobna, blada, biednie odziana: chwilami drżała z zimna w swym lekkim żakieciku; a jednak niejedna królowa oddałaby chętnie koronę za jej wizje, za jej cudne marzenia.
Zazwyczaj jeśli komuś jest za dobrze na świecie, a już tym bardziej w świecie powieści, musi nastąpić nagła odmiana losu. Los Emilii odmienia śmierć ojca. To właśnie w dniu jego odejścia poznaje dziewczynka zamożnych krewnych swojej matki, rodzinę Murrayów. Właśnie oni postanowili podjąć się opieki nad osieroconą Emilką i w drodze losowania wybrano Srebrny Nów, rządzony żelazną ręką ciotki Elżbiety, na nowe schronienie dla dziecka. Srebrny Nów ma również dużo przyjaźniej nastawionych do Emilki mieszkańców, kuzyn Jimmy i ciotka Laura od pierwszych chwil pokochali dziewczynkę. W otoczeniu pięknego ogrodu pielęgnowanego przez kuzyna-poetę, altanki ogrodowej, cmentarza rodzinnego na pastwisku i tysięcy historii o przodkach rodziny Murrayów zaczyna Emilka zapominać o poprzednim miejscu zamieszkania i przyzwyczajać się do swojego nowego życia. Wszystkie swoje przeżycia ze Srebrnego Nowiu umieszcza Emilka w listach pisanych na strychu do ojca i ukrywanych przed ciotką Elżbietą w starej otomanie. Srebrny Nów to stary dom z tradycjami, staroświecki, oświetlany wyłącznie świecami i wypełniony starymi meblami pamiętającymi wszystkie pokolenia Murrayów również mamę Emilki - Julkę.
W kuchni płonęły świece, migocące pod wpływem sierpniowego wietrzyku, wdzierającego się chwilami przez otwarte okna.
Emilia rozpoczyna naukę w szkole, zawiera pierwszą przyjaźń, która kończy się wielkim rozczarowaniem. Druga przyjaźń z Ilzą zostaje zawarta już na całe życie. Tadzio Kent i pracujący w Srebrnym Nowiu Perry dołączają po jakimś czasie do dziewczynek i tworzą zgrany i bardzo uzdolniony przyjacielski kwartet, wspólnie rysując, pisząc poezję  i opowiadając sobie różne historie. Emilka ma niezwykle silny charakter Murrayów, stąd nieustanne słowne potyczki z ciotką Elżbietą i kłótnie z Ilzą i cała masa przygód i nieporozumień, które zapełniają lata wczesnego dzieciństwa dziewczynki.
Mam nadzieję, że ja będę miała historię mego życia - zawołała Emilka. - Pragnę mieć niezwykłe przygody.
- Wszyscy tego pragniemy, biedni głupcy! Czy wiesz, co się składa na historię życia? Ból i wstyd, i bunt, i przelew krwi, i złamane serce. Gwiazdeczko, zadaj sobie pytanie, ile serc krwawiło i pękło z bólu, zanim złożyły się na fascynujące karty dziejowe, które pochłaniają dziś twoją uwagę. Opowiadałem ci o Leonidasie i Spartanach. Oni mieli matki, siostry, narzeczone. Gdyby mogli stoczyć bezkrwawą walkę słowną, byłoby to stokroć lepiej, lecz mniej dramatycznie.
Dużo w Emilce samej autorki, Lucy Maud Montgomery nadała swojej bohaterce sporo własnych cech: upór, doświadczenie sieroctwa i wychowanie u surowych krewnych, bogactwo jej życia wewnętrznego i przyjaźni, jakie sama zwierała w Cavendish. Mała Maud z pamiętników czytanych przeze mnie niedawno, uśmiecha się z kart powieści o wymyślonej Emilce, a wielkie marzenie o pisaniu łączące obydwie dziewczynki tylko potwierdza to podobieństwo:).

Emilka ze Srebrnego Nowiu.
Lucy Maud Montgomery
Krajowa Agencja Wydawnicza
Poznań, 334 str.

sobota, 17 marca 2012

Śniło mi się tej nocy, że znowu byłam w Manderley. Rebeka. Daphne du Maurier.

Zdarza się, że po przeczytaniu książki jakiś jej fragment pozostaje ze mną na dłużej: czasem w głowie, czasem na papierze...a czasem w ogrodzie:). "Rebeka" nie poruszyła może jakichś ważnych dla mnie tematów, życie arystokratów  w pierwszych dekadach XX wieku było na pewno intrygujące, ale mnie od wystawnych balów bardziej zachwyciły opisy ogrodów Manderley, do tego stopnia, że kupiłam małą sadzonkę rododendronu z krwistoczerwonymi kwiatami:).
Manderley to chyba jedna z najlepiej znanych literackich rezydencji. Daphne du Maurier umieściła posiadłość na wybrzeżu Kornwalii i otoczyła ją gęstym lasem, który po wielu latach pochłonął Manderley z jego okazałymi ogrodami, krętymi alejami, domkiem dozorcy i tajemniczym domkiem nad morzem. Powieść "Rebeka", której bohaterowie są mieszkańcami Manderley, od jakiegoś czasu znajdowała się na mojej liście książek do przeczytania, od wielu tygodni nie mogłam się jednak zdecydować na przyniesienie jej do domu z biblioteki. Fabułę powieści znałam, a przynajmniej tak mi się wydawało, bardzo dokładnie z filmowych adaptacji, nie spieszyłam się zatem z lekturą samej książki. Powieść bardzo mnie zaskoczyła, spodziewałam się nudnawego, staroświeckiego horroru z posiadłością Manderley w roli głównej i prześladującym to miejsce duchem kobiety, upiorem pani de Winter, a przeczytałam wciągającą, psychologiczną powieść grozy z elementami powieści sensacyjnej i wątkami kryminalnymi.
Maxim de Winter, czterdziestoletni arystokrata, właściciel Manderley, po śmierci żony Rebeki, wyjeżdża do Monte Carlo. W hotelu poznaje damę do towarzystwa hałaśliwej Amerykanki, pani van Hooper. Młodą, niedoświadczoną dziewczynę wybiera sobie na towarzyszkę życia, przy której chce zapomnieć o Rebece. Po tygodniach spędzonych w podróży poślubnej państwo de Winter przybywają do Manderley. Mąż powrócił, aby stawić czoło swojej przeszłości, młoda żona pragnie dowiedzieć się czegoś więcej na temat swojej poprzedniczki - Rebeki i zająć należne jej miejsce pani domu. Brak doświadczenia, naiwność i nieśmiałość młodziutkiej pani de Winter utrudnia jej odnalezienie się w nowym miejscu, służba i sąsiedzi zdają się ją lekceważyć i porównywać z poprzedniczką. Maxim, który po powrocie do domu oddziela się od młodej żony szczelną zasłoną milczenia nie ułatwia jej życia, podobnie jak ochmistrzyni posiadłości - pani Danvers, bezgranicznie oddana swojej zmarłej wychowance Rebece. Rozedrganie, kompleksy i nieudolność młodziutkiej pani de Winter stają się momentami męczące również dla czytelnika. Choć jesteśmy zagorzałymi kibicami bezimiennej narratorki, trudno nie przyznać, że choć Rebeka spoczywa od roku w zimnej kościelnej krypcie zdaje się mieć mimo wszystko dużo żywsze usposobienie od swojej następczyni i chociaż martwa, jest najbardziej dominującą bohaterką tej książki.
- Czy pani myśli, że ona nas widzi teraz, jak rozmawiamy ze sobą? - spytała powoli. - Czy pani sądzi, że umarli wracają i przyglądają się żywym? 
Daphne du Maurier posiadała niezwykły talent do stopniowania napięcia. Powieść płynie spokojnie, urozmaicana kolejnymi sąsiedzkimi wizytami, niezręcznościami pani de Winter, ale nad głowami bohaterów wisi jakieś przekleństwo, tajemnica, które powoli ujawniane, zagęszczają atmosferę książki i prowadzą do zaskakującego finału.
Obowiązkowa pozycja do przeczytania dla każdego mola książkowego, niesamowicie klimatyczna, nastrojowa i wbijająca w fotel:).

Rebeka (Rebecca, 1938)
Daphne du Maurier
Wydawnictwo Iskry
Warszawa 1991, 359 str.

sobota, 10 marca 2012

Urok kobiety. Kilmeny z sadu. Lucy Maud Montgomery.

Książkom z wyrazami ogród lub sad w tytule nie potrafię się oprzeć. Szczególnie teraz, kiedy wiosna  nieśmiało zagląda przez okno jasnymi promieniami słonecznymi, a wiatr niesie zapowiedź coraz cieplejszych dni. Zapowiedź rychłej inauguracji nowego sezonu ogrodowo - balkonowego:). Z  filiżanką zielonej herbaty, bo marcowe noce do najcieplejszych nie należą, zasiadłam więc do lektury "Kilmeny z sadu".
Eric Marshall otrzymuje upragniony dyplom ukończenia wydziału humanistycznego college'u w Queenslea. Przed przejęciem rodzinnego interesu i poruszony gorącą prośbą o zastępstwo przyjaciela z czasów studenckich postanawia jeszcze przed rozpoczęciem kariery biznesmena spróbować swoich sił jako nauczyciel w Lindsay na Wyspie Księcia Edwarda. Wyjazd na wyspę robi spore zamieszanie w jego życiowych planach, a to za sprawą pewnej młodej damy poznanej podczas wieczornego spaceru po okolicy. Kilmeny Gordon jest niemą córką pięknej kobiety - Margaret, której uroda przyniosła w życiu niewiele dobrego. Związek z ojcem dziewczyny, który przekonany, że jest wdowcem pojął za żonę Margaret Gordon, zakończył się skandalem, kiedy pierwsza żona wkroczyła w swej jak najbardziej ziemskiej powłoce w progi domu Gordonów. Margaret nie potrafiąc znieść hańby jaką okrył ją mąż, ukryła siebie i swoje dziecko w domu przed wścibskimi sąsiadami. Słuch o Kilmeny zaginął, żaden z mieszkańców Lindsay nie widział dziewczyny od tamtych trudnych dla rodziny Gordonów dni. Przyjazd nowego nauczyciela odmienia los osiemnastoletniej Kilmeny. Para spotyka się w starym sadzie, gdzie ciemnowłosa i obdarzona niezwykłą urodą dziewczyna gra na skrzypcach. Na drodze Erica i Kilmeny do szczęścia stoi wiele przeszkód, zazdrosny wychowanek Gordonów oraz kalectwo dziewczyny.
Powieść "Kilmeny z sadu" jest rozbudowanym opowiadaniem, klimatem przypominającym te, ze zbiorku "Panna młoda czeka". Powieść nie zachwyciła mnie może tak jak "Miłość Pat", czy "Błękitny zamek", ale jak wszystkie książki Lucy Maud Montgomery ma swój delikatny urok. Ten urok objawia się w każdym opisie starego sadu, jego jodłowego płotu, różanych alejek i starej ławki na której pod opiekuńczymi gałęziami bzu po raz pierwszy ujrzał główny bohater piękną nieznajomą.

Kilmeny z sadu. (Kilmeny of the Orchard, 1910)
Lucy Maud Montgomery
Wydawnictwo Novus Orbis
Gdańsk 1994, 139 str.

niedziela, 19 lutego 2012

Piękny, spokojny zakątek w którym człowiek ma czas na życie. Miłość Pat. Lucy Maud Montgomery.

Na parapecie gruba warstwa śniegu przysłania część okna, w które wpatruję się siedząc przy biurku. Żadna ziemska siła nie zmusi mnie do jej usunięcia, w przerwach pomiędzy pracą przy komputerze mogę na nią spoglądać i wyobrażać sobie, że jestem w zasypanym śniegiem górskim domku:)...i zima przestaje być taka dokuczliwa. Kiedy za oknem szalały zamiecie ja czytałam "Miłość Pat" Lucy Maud Montgomery w zakopanym pod śniegiem ciepłym mieszkaniu, książkę o miłości i przywiązaniu do domu rodzinnego, przyjaźni, upływającym czasie i wielopokoleniowej rodzinie. Historia idealna na mroźne poranki i długie wieczory lutego.
Miłością Pat jest Srebrny Gaj, dom od wielu pokoleń zamieszkiwany przez rodzinę Gardinerów. Srebrny Gaj jest otoczony brzozami, ogrodem i starym sadem. Jest domem z duszą i rodzinnym cmentarzem. Na płytach nagrobków Płaczliwego Toma i Zawadiackiego Dicka wygrzewają się w słońcu puchate kocięta, parobek wyśpiewuje psalmy, a mieszkańcom Srebrnego Gaju zdarza się na nich wypoczywać i odbywać rodzinne narady. Otoczenie niezwykłe, mało która posiadłość może się poszczycić tak osobliwą pamiątką po przodkach, jak oni sami złożeni w okolicach domowego ogródka na wieczny spoczynek.
Każdy pokój przemawiał do niej własnym głosem. Dom wyglądał tak, jak wyglądają domy, które ktoś od wielu lat kocha. Nikt się w nim nie śpieszył, a każdy gość wychodził stąd z lżejszym sercem. W domu tym stale rozbrzmiewał śmiech, nasiąkły nim ściany. Dom jak najserdeczniej witał gości. Służył im odpoczynkiem. Krzesła wręcz prosiły, by na nich usiąść. I wszędzie pełno było pięknych kotów, tłuste puszyste kocury wygrzewały się na parapetach okien, jedwabiste kocięta spały na cieplutkich od słońca płytach nagrobnych starego rodzinnego cmentarzyka za sadem. Po kotki ze Srebrnego Gaju zjeżdżali się amatorzy z całej Wyspy. Pat każdego kociaka oddawała z dużą przykrością, ale co było robić, wciąż rodziły się nowe kocięta.
Pat jest dwudziestoletnią kobietą, a "Miłość Pat" opisuje kolejne jedenaście lat z życia jej i Srebrnego Gaju. W poprzedniej części "Pat ze Srebrnego Gaju", główna bohaterka była dzieckiem, nad wiek dojrzałym, ale z wdziękiem właściwym kilkuletniej dziewczynce wpadającym w tarapaty i przeżywającym swoje nieletnie zmartwienia. Już wtedy opowieści o losach Pat towarzyszyły poważne dramaty i nieuchwytny nostalgiczny nastrój, którego brak choćby w czytanych przeze mnie niedawno "Czarach Marigold".
Pat i Elka dorastają, Srebrny Gaj zapełnia się więc kandydatami na mężów dla obydwu sióstr. Przylepka z wielką przyjemnością korzysta z przywilejów dorosłego życia, Pat wręcz przeciwnie panicznie obawia się zmian, a wszystkich adoratorów trzyma na dystans. W kuchni Srebrnego Gaju niezmiennie od czterdziestu lat rządzi Judysia Plum, która w blasku ognia płonącego w kuchennym piecu snuje opowieści o byłych i obecnych mieszkańcach Wyspy Księcia Edwarda. Opowieściami ubarwia wierna gosposia szarugę jesieni i mroźne zimy na farmie Gardinerów.
Po zimie na Srebrnym Gaju przychodzi pora wiosennych porządków i przeglądania skarbów zgromadzonych w kufrze na strychu przez kilka pokoleń starego rodu. Pory roku zmieniają się urozmaicane jedynie wyjazdami Elki do Akademii, pracami w gospodarstwie i ogrodzie, wizytami rodzeństwa, które jak Józek wybrało morską tułaczkę, albo założyło swoje rodziny jak Winnie.
Czytając opowieść o Patrycji Gardiner przypomniałam sobie książkę "Elizabeth i jej ogród" i uwielbienie dla prostych domowych i ogrodowych zajęć jakie emanuje z obydwu książek.
Przylepka wraz z Pat i Judysią spędzały letnie popołudnia w brzezinie. Brały sobie coś do roboty, tam bowiem zawsze ćwierkały ptaszki, burknęła coś czasem wiewiórka, szeptał wietrzyk. Pat pisywała w brzezinie listy, Przylepka odrabiała lekcje, matka często przychodziła robić na drutach. Rozkosznie było tu pracować.
Elka pod nieobecność Szkraba, studiującego i pracującego daleko od Srebrnego Gaju, staje się powierniczką starszej siostry. Do dnia ślubu i wyjazdu Przylepki, Pat odczuwa jej wsparcie i łatwiej znosi samotność.
- Przylepko, podnieś zasłonę i wpuść do środka noc. Nie, nie zapalaj lampy! Kiedy zapala się światło, ciemność staje się wroga. Zaczyna spoglądać na ciebie z niechęcią. A teraz jest taka życzliwa i przyjazna. Usiądźmy przy oknie i omówmy wszystko od początku. Grzechem byłoby w taką noc iść już spać.
Z czasem nawet w opiekuńczych murach Srebrnego Gaju dopada Pat samotność, a życie momentami staje się nie do zniesienia. Dramatyczne zmiany i niespotykane dotąd kłótnie spadają na rodzinę wraz z pojawieniem się na Srebrnym Gaju żony Sida, brata Pat. Wiele kilometrów dalej w Vancouver przyjaciel z dzieciństwa buduje dla Pat drugi Srebrny Gaj, a ostatnie rozdziały powieści pokażą czy drogi głównej bohaterki i Szkraba znów się zejdą.
Czy ja już mówiłam, że uwielbiam książki Lucy Maud Montgomery?:):). Pewnie tak, ale z przyjemnością powtarzam to po raz kolejny. "Miłość Pat" czytałam ponownie po bardzo długiej przerwie, niewiele pamiętałam więc odkrywałam ją na nowo z ogromnym zainteresowaniem. Gdyby książkę było słychać to historia Pat wypełniona byłaby odgłosami codziennej domowej krzątaniny, pobrzękiwaniem sztućców i porcelanowych kubeczków, odgłosami płonącego pod kuchnią ognia i szumem wiatru za oknem. Przekładając strony tej książki przed oczami miałam poruszaną podmuchami letniego wiatru firankę i łunę, jaką daje płonący w piecu ogień zimową nocą. Polecam nawet tym, którzy niekoniecznie przepadają za rudowłosą Anią (dla mnie to niezrozumiałe, ale zdarzają się podobno przypadki niechęci do tej bohaterki:)).

Miłość Pat ( Mistress Pat )
Lucy Maud Montgomery
Nasza Księgarnia
Warszawa 1993, 268 str.

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...