sobota, 18 stycznia 2014

Anno 1790.


Ponieważ Szwecja zbrodnią stoi, o czym wie każdy czytelnik przechodzących w setki naprawdę dobrych skandynawskich kryminałów:), dlatego zupełnie nie zaskoczyło mnie że szwedzki serial historyczny, który miałam przyjemność poznać niedawno, nie tylko o historii tego kraju, ale obowiązkowo o zagadkach kryminalnych opowiada. Twórcy serialu "Anno 1790" postanowili przenieść widzów w czasie do burzliwej końcówki wieku XVIII.

Rok 1790 to czas dziejowej ciszy przed potężną burzą. Dwa lata wcześniej szwedzki król Gustaw III uwikłał swój kraj w wojnę z Rosją. Do historii przeszły dwie największe bitwy morskie w Svenskund, pierwsza rozstrzygnięta na korzyść Rosji, druga zakończona niewielką przewagą floty Szwecji. Duże nakłady i krwawy koniec tego konfliktu, w którym niewielu współczesnych poza samym zadowolonym z siebie królem, widziało jakikolwiek sens, zapoczątkowało sieć spisków wymierzonych w jego wysokość, coraz gęstszą siecią oplatających XVIII-wieczną Szwecję.

XVIII wieczne hasła francuskiej rewolucji dotarły i do coraz bardziej despotycznie rządzonej Szwecji, znajdując szeregi zwolenników pośród sztokholmskich arystokratów. Dodam, że koniec rządów Gustawa nastąpił szybko, życie monarchy skrócił zamach zorganizowany przez arystokratyczną opozycję w 1792 roku.

Serial opowiada o czasie pomiędzy ostatnią bitwą pod Svenskund, pierwsza scena pokazuje krwawe rezultaty tej potyczki i o późniejszych wydarzeniach roku 1790, w którym król Gustaw i podległy mu aparat państwowy próbuje zdusić opozycję. Ale nie tylko polityka, choć zajmuje ważne miejsce w serialu, ale przede wszystkim kryminalne zagadki są głównym motywem każdego z dziesięciu odcinków.

Główny bohater Johan Gustav Dåådh (Peter Eggers) po powrocie z wojny z Rosją, otrzymuje w Sztokholmie posadę komisarza policji. Do rozwiązywania kryminalnych zagadek używa wyprzedzających epokę metod naukowych, korzystając ze swojej znajomości medycyny oraz pomocy asystenta Simona Freunda (Joel Spira).

Przez 10 odcinków śledzimy mozolne próby rozwiązywania tajemnic kolejnych zbrodni oraz romans nawiązujący się pomiędzy głównym bohaterem i żoną jego przełożonego Magdaleną Wahlstedt (Linda Zilliacus), w tle uroda i brzydota wieku XVIII, piękne stroje i wnętrza, przerysowane peruki i ówczesna rzeczywistość opisana w najdrobniejszych szczegółach z myślą polityczną i filozofią schyłku epoki Oświecenia. Mamy przy tym niepowtarzalną okazję zwiedzić XVIII-wieczne europejskie miasto, zobaczyć dzielnice nędzy w zderzeniu z rzeczywistością życia arystokracji i królewskich urzędników. Piękne są serialowe obrazy Sztokholmu zasypanego śniegiem, z tętniącymi po miejskim bruku końskimi kopytami i tonącego w ciemnościach, gdzie przy blasku świec planowane są kolejne posunięcia władzy i spiskowców.  

Idealnie zimowy, mroczny i klimatyczny serial, z rewelacyjną obsadą, dzięki któremu można poznać odrobinę historii Szwecji i oderwać się od ponurej styczniowej pogody, aby wpaść w sam środek skandynawskiej zimy:).

środa, 15 stycznia 2014

A może ZMIESZAMY TO WSZYSTKO RAZEM i zobaczymy co się stanie?

Za oknem panuje przenikliwy ziąb, od dwóch dni przez zabetonowane chmurami niebo nie przedostał się żaden promyczek słońca, zamiast sypać puszystym śniegiem, nieustannie leje deszcz. Piękny listopad mamy w początkach tegorocznego stycznia. Takie dni ocieplić można wyłącznie dobrą książką i...goframi, jako ciepłą i słodką do lektury przekąską. 

Moje ulubione gofry robię według tego przepisu:

4 szklanki mąki 
6 jajek 
3 szklanki mleka 
4 łyżki cukru pudru 
cukier waniliowy 
2 łyżeczki proszku do pieczenia 
pół rozpuszczonej kostki masła
szczypta soli

Ponieważ to nadal blog o książkach, a nie kulinarny, w części zasadniczej przepisu posłużę się moim ulubionym cytatem z "Wiedźmikołaja" Terrego Pratchetta: 
  
I wtedy dziekan powtórzył mantrę, która w ciągu wieków wywarła tak znaczący wpływ na postęp wiedzy:- A może ZMIESZAMY TO WSZYSTKO RAZEM i zobaczymy co się stanie?

Wszystkie składniki należy wymieszać mikserem, pyszne gofry wyciągać jeden po drugim z gofrownicy, polać polewą truskawkową, albo czekoladową i...miłej lektury oraz smacznego życzę:).

sobota, 4 stycznia 2014

Powrót do zimowego Bullerbyn.

 

"Dzieci z Bullerbyn" to nadal jedna z moich ulubionych książek i naprawdę nie ma znaczenia, że podobno wyrosłam z grupy docelowej ośmiolatków, którzy najwięcej radości powinni odnaleźć na kartach tej opowieści. Tych kilka pierwszych dni stycznia, kiedy magia świąteczna wciąż nieśmiało unosi się po domowych kątach, a herbata z imbirem jeszcze smakuje świętami, to najlepszy moment na przypominanie sobie ulubionych bajek z dzieciństwa. Koniecznie na fotelu przy mrugającej światełkami choince:).

"Boże Narodzenie w Bullerbyn" to zilustrowany przez Ilon Wikland album w nieco staroświeckim stylu, przypominający chropowatością papieru stare elementarze szkolne. Zakup tej książki miałam w planach od dłuższego czasu, bo zawsze tęskniłam za kontynuacją "Dzieci z Bullerbyn", a Ilon Wikland uważam za najlepszą ilustratorkę książek dla najmłodszych. 

"Dzieci z Bullerbyn" bez firanek, półeczek, pyzatych buzi szwedzkiej gromadki bohaterów, okiennych pelargonii, lalek, kanek, dzbanków, porcelany, gorących kuchennych piecyków i domowego nieładu wyrysowanego ręką Ilon Wikland, chyba nie robiłyby na mnie samą treścią takiego wrażenia, jak robią w komplecie z ilustracjami:). 

Wiele lat temu moje wydanie z niebieską okładką (zakup tej książki w osiedlowej księgarni, potrafię wręcz odtworzyć w pamięci krok po kroku), było nieskończoną inspiracją do zabaw, meblowania wakacyjnych domków w starej wędzarni dziadków i nadal jest najbardziej eksploatowaną książką, jaką posiadam.

Już wiem, że i "Boże Narodzenie w Bullerbyn" będę często ściągać z regału. Uwielbiam tę książkę za ciepłe kolory przywodzące na myśl blask choinkowych świeczek i światło domowego kominka oraz za błękitny, zimowy mróz wymalowany tak sugestywnie, że uszy szczypią przy czytaniu. 

Świąteczny czas w Bullerbyn rozpoczyna się wielką zwózką drewna, aby w czasie przygotowywania wigilijnych pieczeni oraz ciast, nie zabrakło opału w kuchniach Zagrody Północnej, Środkowej i Południowej. Potem już tylko pieczenie pierników w uroczym kuchennym nieładzie i rozgardiaszu przysypanym obficie mąką oraz szukanie najpiękniejszego drzewka w lesie i dzieci z Bullerbyn przechodzą do zasadniczej części świąt: kolacji, prezentów, porannej bożonarodzeniowej mszy, na którą udają się konnym zaprzęgiem oraz zabaw na śniegu, których tak bardzo nam brakowało podczas Bożego Narodzenia, które już za nami.

Pięknie zilustrowała Ilon Wikland szwedzkie zwyczaje świąteczne, a Astrid Lindgren ubrała je w pełną uroku i dziecięcego śmiechu opowieść. "Boże Narodzenie w Bullerbyn" to książka pełna szczegółów i drobiazgów, które z przyjemnością wychwytuje w tekście i na ilustracjach czytelnik w każdym wieku, prawdziwa ozdoba moich półek z książkami:).

Boże Narodzenie w Bullerbyn. ( Jul i Bullerbyn. )
Astrid Lindgren
Wydawnictwo Zakamarki, Poznań 2012

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...