Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas książkę Mai Ładyńskiej "Kika z beskidzkiego lasu". Ponieważ jestem na bakier z polityczną poprawnością i oceniam książki po okładce, to właśnie śnieżne pustkowie i dużo błękitnego nieba na okładce, sprawiło, że zabrałam ten skarb z biblioteki do domu.
Kika z rodziną przenosi się z Warszawy w Bieszczady, a dokładniej do uzdrowiska w Beskidzie Niskim. To chwilowy przystanek w życiu rodziny, tata wygrał konkurs architektoniczny i na miejscu ma nadzorować budowę. Już podróż pociągiem przez biały tunel z zasp śniegu i przedzieranie się
saniami w zamieci do nowego domu ma posmak nadchodzących przygód. Mama Kiki jest zapracowanym lekarzem, więc dziewczynka korzysta z niczym nieskrępowanej wolności i eksploruje okoliczne lasy i góry, brodząc po kolana w śniegu.
Już podczas pierwszej wycieczki do górskiego boru za domem, Kika gubi się w lesie, ale dzięki tej dramatycznej przygodzie poznaje przyjaciela Romka i jego młodszą siostrę-cień Dorotkę, którzy odprowadzają ją na właściwą ścieżkę. Po lesie kręcą się podejrzane typy w kożuchach, ktoś zastawia pułapki na zwierzęta. Kika z rozrastającą się o szkolne koleżanki paczką przyjaciół rusza tropem kłusownika i mordercy leśniczego, znalezionego rok wcześniej z przestrzeloną głową w beskidzkim lesie.
Kika spędza w lesie więcej czasu, niż w domu w samym środku górskiej zimy, z zaspami śniegu i tęgim mrozem, biega w przemoczonym ubraniu, co kończy się w łóżku z ciężką grypą i zawieszeniem śledztwa. Poza uwikłaniem się w kryminalne zagadki dziewczynka korzysta z uroków zimy i życia w górach: jeździ na znalezionych pod choinką nartach, z całą szkołą rusza na bajkowy kulig, na którym zawiera bliższą znajomość z podejrzanym właścicielem zabytkowego kożucha. Wokół przyroda, ślady wilków na śniegu, legendy i smutna historia Łemków i całych umarłych wsi ukrytych przez las, tajemnicze chatki pasterskie wysoko w górach i legendy u topielicach w Boruciance i zwodnicach czających się w leśnych ostępach
Bardzo podoba mi się ta przypadkowo znaleziona w bibliotece książka o polskich górach, pięknej śnieżnej zimie i miłej, zapracowanej rodzince z nieco szaloną córką. Ten beskidzki kryminał wciągnie i starszego i młodszego czytelnika, starszy powspomina zimowe ferie podczas których do domu wpadało się na chwilkę rozgrzać nos, ręce i stopy w których po długich godzinach na polu traciło się czucie, młodsi może nabiorą chęci na oderwanie się od tabletów i komputerów i poczują zew zimowej przygody i przyrody :)
Bardzo podoba mi się ta przypadkowo znaleziona w bibliotece książka o polskich górach, pięknej śnieżnej zimie i miłej, zapracowanej rodzince z nieco szaloną córką. Ten beskidzki kryminał wciągnie i starszego i młodszego czytelnika, starszy powspomina zimowe ferie podczas których do domu wpadało się na chwilkę rozgrzać nos, ręce i stopy w których po długich godzinach na polu traciło się czucie, młodsi może nabiorą chęci na oderwanie się od tabletów i komputerów i poczują zew zimowej przygody i przyrody :)