sobota, 10 sierpnia 2013

Blask księżyca rzucał długie smugi światła na ośnieżone zbocze góry, po którym wspinały się mozolnie trzy postacie. Skarby śniegu. Patricia St. John.

Być może szaleństwem jest, przy dzisiejszym upale, opowiadać Wam o wieczorze wigilijnym sprzed kilkudziesięciu lat w maleńkiej wiosce zagubionej w alpejskich górach. Przy prawie 40 - stopniowym skwarze trudno będzie mi wyczarować na potrzeby tego posta, chociaż odrobinę smutków i radości, jakie towarzyszyły tego dnia bohaterom "Skarbów śniegu", książki o której chyba już tylko ja pamiętam:).

Chociaż w "Skarbach śniegu" odnajdujemy wszystkie cztery pory roku w alpejskim, bajkowym wydaniu, wydarzenia przełomowe dla bohaterów tej krótkiej historii mają miejsce pod opiekuńczym blaskiem betlejemskiej gwiazdy. To podczas wigilijnej nocy umiera matka Anette, a kilka godzin wcześniej na świat przychodzi jej brat - Dani, którego najczulszą opiekunką staje się siedmioletnia dziewczynka.

Dla młodszego brata porzuca chwilowo szkołę Anette, nad dalszą, domową edukacją wnuczki czuwa wiekowa babcia, a nad całą rodziną Burnierów, pracujący na skromnym, górskim gospodarstwie ojciec. Pierwsze lata życia Daniego upływają na beztroskiej zabawie w wyjątkowo pięknych okolicznościach przyrody, pośród alpejskich łąk i lasów, w rytmie narzucanym przez kolejne pory roku, pośród mądrych opiekunów. Miejsce akcji odtworzyła Patricia St. John z własnych dziecięcych wspomnień:
Kiedy byłam małą dziewczynką, wraz z rodziną wyjechałam na kilka lat do Szwajcarii. Mieszkałam tam w dokładnie takiej samej chatce, w jakiej mogli mieszkać Anette i Dani. Zimą zjeżdżałam sankami do wiejskiej szkoły, a latem pomagałam przy zbiorach siana; tak jak oni wędrowałam ze stadem na górskie pastwiska i spałam w stogach. W wigilię Bożego Narodzenia razem z innymi dziećmi szłam do kaplicy, by zobaczyć drzewko ozdobione pomarańczami i niedźwiadkami z piernika. Podobnie jak Dani miałam białego kotka o imieniu Kacper, a mój mały braciszek często jeździł wózkiem, do którego zaprzężony był wielki bernardyn.
Najbliżsi sąsiedzi Burnierów to szkolny kolega Anette - Lucien, mieszkający z siostrą - Marie oraz owdowiałą matką w skromnej chatce. Zbuntowany i krnąbrny Lucien, obarczony ciężką pracą na roli i na różne sposoby próbujący wymigać się od uciążliwych obowiązków, nie przepada za ulubieńcami całej okolicy, młodymi Burnierami.

Konflikt Luciena z Anette, zaogniający się z winy uporu obojga, kończy się tragicznie dla Daniego. Przepychanki nad wąwozem, późniejszy upadek i kalectwo Daniego, zmieniają dziecięcą niechęć w nienawiść. Lucien potępiony i odrzucony przez mieszkańców małej górskiej osady, szuka ukojenia w rzeźbieniu, lekcji rzemiosła udziela mu tajemniczy mieszkaniec ukrytej w lesie chaty. Stary rzeźbiarz staje się duchowym przewodnikiem Luciena, poświęca mu czas i okazuje wsparcie, którego tak bardzo chłopcu brakowało.
Wychodząc z lasu, zauważył pomarańczowe światła w oknach chat, ciepłe i witające wędrowców. Świerszcze śpiewały wieczorną pieśń na polach, a świeżo ścięte siano pachniało mocno. Cienki rogalik księżyca oświecał czarne wierzchołki sosen - i było tak, jak to powiedział starzec - noc obdarowała swoim pięknem i spokojem, zarówno dobrych, jak i złych ludzi.
Kluczem do zrozumienia, co pod sielską, zasypaną śniegiem powłoką chciała przekazać autorka młodym czytelnikom, jest zwrócenie uwagi na rok wydania książki oraz zapoznanie z biografią pisarki. Patricia St. John wychowana w głęboko religijnej rodzinie, wybrała zawód najpierw nauczycielki, potem misjonarki w Maroko. Podobnie jak w życiu, również w swoich książkach, świat Paricii St. John był solidnie osadzony w chrześcijańskich wartościach. Stąd "Skarby śniegu" są po części religijnym traktatem o przebaczeniu i odkupieniu win w duchu chrześcijańskim.

Na pytanie dlaczego w opowieści dla dzieci zajęła się pisarka tak trudnym tematem, odpowie czytelnikowi data wydania książki. "Skarby śniegu" ukazały się w roku 1950, po wojennej zawierusze to właśnie przebaczać musiały od nowa nauczyć się narody wyniszczone psychicznie i fizycznie przez wojnę. Autorka obserwując próby scalania rodzin żołnierzy, którzy po powrocie do domów z frontu, nie zawsze odnajdowali, pozostawioną przed wyprawieniem się na wojenną tułaczkę sytuację rodzinną, postanowiła nadać historii o Anette, Danim i Lucienie właśnie takie przesłanie.

Mam dużą słabość do historii osadzonych w górskich krajobrazach: napisana piękną góralską gwarą "Szkoła nad obłokami" Marii Kownackiej, "Bella i Sebastian" i książka Patricii St. John to zdecydowanie moje ukochane książki z dzieciństwa. "Skarby śniegu" pokazują, jak wyglądało wiele lat temu życie farmerów w cieniu potęgi gór, jak pory roku wyznaczały rytm prac gospodarskich, jak zimą zamierało życie w górskich osadach, do tych fragmentów wracam bardzo często:
W Szwajcarii, kiedy trawa wyrastała bujnie na polach, krowy wypędzane były na wyższe pastwiska na całe lato. W tym czasie trawa w dolinach mogła rosnąć spokojnie, by potem służyć za pokarm zimą. Farmerzy szli ze swoimi stadami i mieszkali latem w górskich szałasach, podczas gdy kobiety z dziećmi pozostawały w domach. Jednakże tego jedynego dnia, gdy stada wyruszały w góry, wszyscy hodowcy wraz ze swoimi rodzinami podążali za zwierzętami i spędzali jeden dzień w górach, zakwaterowując krowy w ich nowym mieszkaniu.
Kojąca i nie starzejąca się książka dla dzieci, pachnąca świeżo skoszonym sianem i gorącą czekoladą, popijaną jesienią przez głównych bohaterów, baśń wigilijna o mozolnych próbach odkupienia winy, do której najlepiej zajrzeć w okolicy grudnia, chociaż opisy alpejskiej zimy przyjemnie chłodzą, więc może i rozpalony sierpień nie jest najgorszym czasem na lekturę "Skarbów śniegu":).

Skarby śniegu. ( Treasures of the Snow. )
Patricia St. John
Oficyna Wydawnicza "Vocatio"
Warszawa 1994, 194 str. ( cytat z tytułu posta znajduje się na str. 9 książki )

czwartek, 25 lipca 2013

Za dużo wojen, cały ten kraj to pole bitwy. Szpiedzy w Warszawie. Alan Furst.

 

Większość mojej wiedzy o dwudziestoleciu międzywojennym w Polsce pochodzi ze starego podręcznika do historii Andrzeja Leszka Szcześniaka "Historia 1918-1939". Lubię tą "starą znajdę" (książkę znalazła dla mnie szkolna koleżanka w swojej piwnicy dawno temu:)) za krzepiące przedstawienie polskich sukcesów międzywojnia, osiągniętych w bardzo niesprzyjających warunkach.

Autor na tyle sugestywnie opowiada jak na powojennych gruzach budowano od podstaw niemal każdą dziedzinę życia społecznego, administrację, rynek wewnętrzny, reformowano rolnictwo, odbudowywano gospodarkę, dzięki ofiarności obywateli powstawały budynki szkół w miejscach do których przedtem "kaganek oświaty" nie dotarł wcale, jak wspólnymi siłami wojska, prasy, radia i nauczycieli prowadzono edukację obywatelską, mającą na celu zintegrowanie ludności żyjącej dotąd pod trzema różnymi zaborami, że można sobie ten wspólny wysiłek Polaków bardzo plastycznie wyobrazić:). Równocześnie podejmowano się wręcz szalonych przedsięwzięć, które nie miały prawa się udać, choćby legendarnej budowy miasta z morza - Gdyni oraz Centralnego Okręgu Przemysłowego. 

Stary podręcznik wypełniony fotografiami na których zachowała się odrobina magnetyzmu dwudziestolecia międzywojennego w wielonarodowościowej II Rzeczypospolitej, w której na wspólnej ziemi, pod wspólnym niebem, żyli przedstawiciele kilku narodów, mieszały się języki, a w porze obiadowej smaki i zapachy potraw z różnych stron świata, ma swoje honorowe miejsce pomiędzy zgromadzonymi przeze mnie, współczesnymi publikacjami o międzywojniu, opowiadającymi głównie o ziemiaństwie, które pojawiają się nakładem wydawnictwa PWN, chociaż mniej efektowny to chyba nadal jest to moja ulubiona książka o latach 20 - tych i 30 - tych XX wieku.
***
O tym, że dwudziestolecie międzywojenne to bardzo wdzięczny temat i nadal rozpalający wyobraźnię czytelników świadczy mnogość i popularność wydawnictw poświęconych tym czasom, które zapełniają całe księgarniane zaułki. Lata 30 - te w Polsce są również tłem powieści Amerykanina - Alana Fursta. Polska rzeczywistość widziana oczami obcokrajowca, duża wiedza historyczna autora i znajomość topografii przedwojennej Warszawy, urzekły mnie podczas lektury "Szpiegów w Warszawie", powieści lepiej znanej z serialu BBC Four, wyświetlanego przez telewizję publiczną kilka miesięcy temu.

Alan Furst swoją powieść szpiegowską osadza w realiach Warszawy lat 1937-1938, kiedy kończy się epoka kruchego ładu wersalskiego, widma totalitaryzmów już od jakiegoś czasu straszą za wschodnią i zachodnią granicą II Rzeczypospolitej. Erupcja nienawiści niemieckiego i sowieckiego sąsiada na nieznaną dotąd skalę wydaje się nieuchronna, a nieokrzepłe jeszcze po I wojnie światowej i walce z bolszewikami państwo Polskie, wydaje się nie mieć wielkich szans w starciu z dwiema militarnymi potęgami. Główni bohaterowie powieści "Szpiedzy w Warszawie" zbierają dopiero elementy układanki, które wieszczą nadchodzącą tragedię II wojny światowej, a cała historia rozgrywa się na salonach dyplomatycznych przedwojennej Warszawy.

Francuski arystokrata Jean-François Mercier, poza oficjalnymi obowiązkami attaché wojskowego na polskiej placówce, prowadzi równoległą działalność szpiegowską. Warszawskie salony lat 30 - tych odmalowane w książce, wydają się kotłem, w którym aż kipi od szpiegów legitymujących się paszportami każdego kraju świata. Mercier zbiera informacje o uzbrojeniu armii polskiej oraz niemieckiej dla francuskiego sztabu generalnego. Jako weteran I wojny światowej i wojny z bolszewikami oraz utalentowany dyplomata jest mile widziany na spotkaniach warszawskiej elity.

"Szpiedzy w Warszawie" koncentrują się na trzech zasadniczych wątkach, miłości francuskiego pułkownika do Polki, prawniczki Ligi Narodów Anny Szarbek, na poprzedzającej wybuch wojny grze wywiadów i dyplomacji europejskiej oraz na samotnej krucjacie głównego bohatera, mającej na celu zdobycie planów wojennych Niemiec.

Proporcje w tej opowieści są idealnie wyważone, dzięki czemu nie mamy do czynienia z tanim romansidłem, ani bezmyślną powieścią akcji. Autor nie "pogrywa sobie" ze zdrowym rozsądkiem czytelnika, pakując i wyplątując swojego bohatera z mało prawdopodobnych przygód i chociaż trudno byłoby mnie uznać za fankę szpiegowskich powieści, elegancka proza Alana Fursta, jak najbardziej przemawia do mojej wyobraźni i myślę, że to nie było moje jedyne spotkanie z tym pisarzem. Dodatkowym atutem jest bardzo staranne wydanie książki z filmową okładką.

Szpiedzy w Warszawie. ( The spies of Warsaw. )
Alan Furst
Wydawnictwo Sonia Draga, Katowice 2013, 307 str. ( cytat z tytułu posta znajduje się na str. 81 powieści )

wtorek, 2 lipca 2013

Legion.


Bardzo niecierpliwie czekałam na nową książkę Elżbiety Cherezińskiej o żołnierzach wyklętych z Narodowych Sił Zbrojnych. Autorka "Korony śniegu i krwi" znów przeniesie nas w czasie i pokaże nam kolejny nieznany fragment historii Polski. Tak o Brygadzie Świętokrzyskiej, zbiorowym bohaterze "Legionu" opowiada Elżbieta Cherezińska w wywiadzie dla portalu wpolityce.pl:
Tym elementem, który doprowadził do napisania „Legionu” był ich wyczyn, czyli marsz na Zachód. To jest historia jak z filmów Quentina Tarantino. Takie miałam pierwsze skojarzenie. Oto umundurowana, wyposażona jednostka wojskowa, z gruntu wyklęta, we własnym kraju nie do końca legalna, podejmuje decyzję o niepoddaniu się Sowietom wkraczającym do Polski, lecz o przedarciu się przez linię niemiecką, aby połączyć się z II Korpusem gen. Władysława Andersa. Nie udało im się do niego dojść, bo był daleko, ale połączyli się z armią amerykańską gen. Pattona. Wcześniej wyzwolili obóz koncentracyjny, przy okazji ratując od śmierci Żydówki, bowiem Niemcy oblali benzyną ich baraki i zaminowali je. Kobiety miały być zabite, gdyby do obozu zbliżyli się Amerykanie. Brygada NSZ dostała informację wywiadowczą o tym i zdążyła z pomocą. To wydarzenie jest ciekawą kontrą do nuty antysemickiej, która towarzyszy Brygadzie. Myślę, że obraz narodowców, jaki udało mi się wydobyć ze wspomnień, jest obrazem innym niż mamy utarty w stereotypie. Gdybym miała je powtarzać, to na pewno nie napisałabym powieści. Chciałam się zmierzyć z legendą tych żołnierzy, którzy nie są nawet wyklęci. Są wręcz przeklęci. Przeklęci wśród wyklętych. Takie prawdziwe „bękarty wojny”. Brygada pozostała na Zachodzie. Dzięki temu zrealizowała jeden z postulatów politycznych swojej formacji, czyli uratowanie młodzieży, najcenniejszej tkanki narodu, bo tak oni nazywali młode pokolenie.
Mój cieplutki jeszcze ciepłem świeżutkiego druku egzemplarz oczekuje na "lipcowe czytanie pod chmurką":), chociaż książka jest potężna i w plener trudno będzie ją zaciągnąć.

poniedziałek, 1 lipca 2013

The Fall.

Po przeczytaniu kilku niezłych i jednej genialnej, książek o konflikcie w Irlandii Północnej, brakowało mi współczesnego literackiego lub filmowego spojrzenia na sytuację społeczną Belfastu, ponieważ przeczytane przeze mnie książki opowiadały głównie o historycznych zaszłościach. Poszukując filmów dokumentalnych, trafiłam na wyjątkowo udany pięcioodcinkowy serial kryminalny "The Fall" z miejscem akcji w Belfaście, który poza intrygującą zagadką kryminalną, pokazuje aktualny obraz rejonu post-konfliktowego i podzielonych społeczności tego miasta.

Ambitna policjantka z londyńskiej Metropolitan Police zostaje skierowana do Irlandii Północnej, aby skontrolować śledztwo w sprawie morderstwa młodej kobiety. Stella Gibson, w tej roli Gilian Anderson, to profesjonalna, silna osobowość, która w Belfaście musi zmierzyć się z wyjątkowo inteligentnym i nieuchwytnym mordercą oraz z odbiegającym nieco od brytyjskiej normy stylem pracy północnoirlandzkiej policji PSNI, gdzie powiązania pomiędzy wymiarem sprawiedliwości i lokalnymi politykami są więcej niż nieczyste, a nienawiść społeczeństwa do policji jest chyba jedynym uczuciem, które łączy całe miasto. Równocześnie z poczynaniami policji obserwujemy całkiem zwyczajne życie rodzinne mordercy, którego znamy od samego początku.

Ta psychologiczna gra mordercy i Stelli, uwikłana jest w skomplikowane tło społeczne podzielonego miasta. Lojalistyczne Shankill, republikańskie Falls, mężczyźni z trudnym bagażem doświadczeń, wplątani w poważny, krwawy konflikt w nie tak odległej przeszłości, to nie najłatwiejsi partnerzy dla swoich kobiet i trudni sąsiedzi. Belfast ukazany w serialu to oczywiście nie tylko rejon post-konfliktowy, to również miasto w którym tętni życie studenckie, co ambitniejsze jednostki robią błyskotliwe kariery i życie toczy się w rytmie podobnym do znanego nam z każdego europejskiego miasta.

I to wszystko udało się zmieścić w pięciu dynamicznych i bardzo atrakcyjnych dla widza odcinkach. Kolejny sezon zaplanowano na rok 2014 i ze względu na jego główną bohaterkę oraz specyficzny mroczny klimat oczekuję go niecierpliwie i jestem bardzo ciekawa, jakie miejsce akcji wybiorą producenci na jego kontynuację.

The Fall ( 2013 ) Allan Cubitt

środa, 26 czerwca 2013

Puchatek skończył jeść śniadanie i oblizywał łapki z resztek miodu. Brzuszek miał przyjemnie pełny, a rozumek równie przyjemnie pusty.

Żadne słowa nie oddają lepiej mojego podejścia do blogowania niż ostatnie zdanie powyższego cytatu, zaczerpniętego z bajki o Kubusiu Puchatku, (niestety nie z powieści A. A. Milne tylko z krótkiej bajki kubusiopodobnej z żółtym pierdołą Disneya pt. "Lepiej dawać niż dostawać":)). Otóż mój rozumek podczas każdego zetknięcia z wyspą książek staje się przyjemnie pusty i mimo przeczytania kilku książek naprawdę wyjątkowych, o których grzech na blogu nie wspomnieć, po prostu się zablokowałam:). 

Aktualnie czytam powieść Alana Fursta "Szpiedzy w Warszawie", bardzo mi z tą książką było trudno się zaprzyjaźnić, zaczynałam ją czytać kilka razy i zostawiałam niedokończoną. Podobnie postąpiłam z serialem, wykończył mnie polski dubbing po niepełnych dwóch odcinkach. Teraz nie mając, (o zgrozo) pod ręką nic nieprzeczytanego, po lekturze wszystkich gazet i czasopism zalegających w domu i zaktualizowaniu bazy danych o tym, co w polityce i celebryckim światku słychać, sięgnęłam po ostatnią dostępną w domu nieprzeczytaną książkę, po "Szpiegów" właśnie. 

Przyznam, że teraz bardzo mi się podoba ta książka, bo lubię ten rodzaj staranności u autorów, którzy pisząc o kraju sobie obcym, wykazują się dużą pracowitością w poszukiwaniu o nim informacji. Alan Furst popisał się profesjonalizmem i ogromem wiedzy historycznej i chwała mu za nieprzekłamywanie historii, co jak przyznacie po ostatnich niemieckich popisach serialowych, zafundowanych nam przez telewizję publiczną, jest miłą odmianą dla polskiego czytelnika.

Mam nadzieję, że wkrótce uda mi się sklecić coś na bloga, chociaż będzie ciężko, bo sad i ogród w tym roku wyglądają wyjątkowo pięknie i wolny czas wolę spędzać właśnie tam, a nie przed laptopem. Dlatego zapraszam na konto wyspy książek na facebooku, bo pewnie częściej uda mi się napisać coś, podczas przerwy na herbatę właśnie tutaj:). Do miłego zatem:). Trzymajcie się:).

sobota, 6 kwietnia 2013

Niewielu ludzi kręciło się po ulicy, albowiem była to noc do przesiadywania w domowych pieleszach i tłoczenia się przy ogniu. Siostrzyca. John Harding.

Książka na zimowe wieczory nie musi obrazować uroków i utrapień minionej pory roku, zbędne są podmuchy zimowych wichrów oraz sypiący gęsto śnieg. Zimowej książce nie może natomiast zabraknąć klimatu grozy i tajemnic, starej rezydencji, biblioteki z milionem nieprzeczytanych książek oraz szeptów i postaci snujących się po niekończących się mrocznych korytarzach. To dlatego zimą dobrze czyta się gotyckie powieści. Styczniowe wieczory wypełniała mi lektura pełnej gotyckich motywów "Siostrzycy" Johna Hardinga.

Podupadająca rezydencja Blithe w dziewiętnastowiecznej Nowej Anglii to dom tajemnic, zamieszkiwany przez naprędce wynajętą służbę i osierocone rodzeństwo Florence i Gilesa. Dzieci spędzają czas włócząc się po opustoszałych pokojach i korytarzach, pozostawieni sami sobie budują swój zamknięty świat, broniąc do niego dostępu dorosłym.

Na ten ogrom pustego, mrocznego domu i szereg tajemniczych wydarzeń mających miejsce w Blithe, spogląda czytelnik oczami dwunastoletniego osamotnionego dziecka, Florence, która za cel obrała sobie ochronę młodszego brata przed istniejącymi i wyimaginowanymi zagrożeniami. Szeptem opowiadana jest ta historia z dreszczykiem, szeptem opowiada Flo o tajemniczej śmierci pierwszej guwernantki, o swojej miłości do książek i o zakazie kształcenia nałożonym na nią przez wuja - jedynego żyjącego krewnego rodzeństwa.

Narracja pierwszoosobowa Florence od pierwszych stron zaskakuje, wzbogacona została bowiem o barwne neologizmy, dziewczynka sama uczyła się czytać i stworzyła osobliwy język. W miarę jak unosimy się na fali opowieści, nocąchodzenia i bibliotekowania przestają dziwić, przechodząc w przyjemną melodię tej książki. Za ten język, za spędzanie wielu godzin w bibliotece rezydencji Blithe i samodzielne złamanie szyfru słów nie sposób głównej bohaterki nie polubić.
Pospieszyłam dalej i znalazłam się w bibliotece, gdzie rzuciłam się na mój ulubiony fotel, wykończona grozą sytuacji.  I gdy już półleżałam, mój wzrok powędrował ku ścianie nad kominkiem i zobaczyłam To. Oczywiście, połowę życia spędzając w tym pokoju, patrzyłam na ten przedmiot tysiące razy - najprawdopodobniej największe zwierciadło w całym domu. Do pewnego stopnia zawsze je uwielbiałam, z czego teraz zdałam sobie sprawę, ponieważ zawierało w sobie drugi, identyczny do tego, umiłowany przeze mnie pokój i wystarczyło jedno zerknięcie, by ilość książek natychmiast się podwoiła.
Z każdą stroną czytelnik traci jednak zaufanie do sądów Flo, i właśnie na tej trudności w rozszyfrowaniu tego nieprzeciętnie inteligentnego dziecka opiera autor konstrukcję swojej powieści. Imiona głównych bohaterów, rezydencja Blithe i tajemnicza śmierć pierwszej guwernantki to nie są nowe motywy w literaturze. John Harding "Siostrzycą" nawiązuje do powieści "W kleszczach lęku", do Flory i Milesa, angielskiej rezydencji Blithe stworzonych w wyobraźni pisarza przełomu XIX i XX wieku Henry'ego Jamesa.

Jedyną rzeczą której brakowało mi czytając "Siostrzycę", była zabójczo trafna okładka wydania brytyjskiego, która najlepiej oddaje klimat powieści Johna Hardinga, pobudza wyobraźnię dreszczykiem grozy i stanowi doskonałe tło dla opowieści. I to przerażające spojrzenie Florence. Z przyjemnością zobaczyłabym "Siostrzycę" w takim wydaniu w swoim księgozbiorze.
Siostrzyca. ( Florence and Giles )
John Harding
Wydawnictwo Mała Kurka 2011, 287 str.

czwartek, 21 marca 2013

Za górami, za lasami jest kraina baśni. Odwiedź ją, posłuchaj bajki i spokojnie zaśnij. Jak skrzat Jagódka oswajał zimę. Ewa Stadtmüller.

W ubiegłym roku o tej porze marzec był już przedwiośniem, leszczyna sypała złotym pyłkiem, z podziemnych czeluści wydostawały się na dzienne światło krokusowe łepetyny, a słońce wytrwale ozłacało zapączkowane drzewa w sadzie. W tym roku marzec mija przy akompaniamencie zimowych zamieci, z zasypanymi śniegiem oknami i śnieżnymi zaspami w ogrodzie. Bardzo efektowna ta zimowa końcówka:). Od tłukącego o szyby wieczorami wiatru odgradzam się zimowymi książkami:). O kilku z nich uda mi się mam nadzieję opowiedzieć na wyspie książek, zanim za oknem zazieleni się na dobre, a zimowe książki upchnę w kącie regału, gdzie długo poczekają na powrót najzimniejszej pory roku.

O książkach dla dzieci piszę często, ale o tych dla najmłodszego czytelnika wspominam rzadko, więc tytuł o którym będzie dzisiejszy post "rozgrzewkowy" po dwumiesięcznej przerwie nie jest typowy dla mojego blogu, bo to bajka. Pełna uroku zimowa opowieść, która zamknęła ostatnie większe zamówienie z księgarni, potem długo leżakowała zapomniana pomiędzy czasopismami. O oswajaniu zimy postanowiłam poczytać w marcu, kiedy utrzymująca się za oknem zimowa aura powoli staje się nie do zniesienia.

Jagódka jest skrzatem leśnym, który wraz ze swoją skrzacią małżonką Poziomką, zamieszkuje okazały domek pod paprociami. Kiedy Jagódka planuje kolejną przebudowę swojego domu, zaskakuje go nadejście zimy:

Właśnie rozmyślał nad poszerzeniem spiżarni, gdy zauważył, że niebo zmieniło kolor z błękitnego na szary. - Wygląda na to, że w nocy będzie padać - pomyślał skrzat i uśmiechnął się do siebie. Bardzo lubił, kiedy deszcz stukał o szyby, kołysząc go do snu. Wieczorem czekał na to stukanie i czekał, aż w końcu zasnął. Gdy rano spojrzał przez okno, natychmiast zrozumiał, czemu w nocy było tak cicho. Swoje królowanie rozpoczęła pani zima.

Ogólny zarys planu Jagódki na spędzanie zimowych dni zawiera dwa istotne założenia: wysypianie się do południa oraz spokojne wieczory przy kominku. Plan idealny, zwłaszcza tego wysypiania się do południa szczerze bajkowemu bohaterowi zazdroszczę, ale zawiera jedną lukę, Jagódka nie wie jakimi zajęciami wypełnić długie zimowe popołudnia. Skrzat rusza więc w zimowo wyciszony las w poszukiwaniu inspiracji u leśnych przyjaciół. Autor najciekawszego pomysłu odnajduje się zaskakująco blisko Jagódki, a wymyślone przez skrzaty idealne zajęcie na zimowe popołudnia przypadłoby do gustu każdemu czytelnikowi blogów o książkach:).

Książeczki o skrzacie Jagódce, krakowianki, pani Ewy Stadtmüller byłam bardzo ciekawa, ponieważ bardzo lubię książki o Krakowie i Zakopanem tej autorki oraz książeczkę pod intrygującym tytułem Jak czosnek został przyjacielem człowieka:). Jak skrzat Jagódka oswajał zimę to ciepła, mądra historyjka, opowiedziana ładną polszczyzną, z pięknymi ilustracjami Kazimierza Wasilewskiego, z których bije ciepło ognia płonącego na kominku i kojąco otula zimowa cisza lasu.

Jak skrzat Jagódka oswajał zimę.
Ewa Stadtmüller
Wydawnictwo Skrzat, Kraków 2011, 12 str.

Ale teraz przyjdzie nam żyć w jakiejś zabitej dechami wiosze. Wiesz, jaka nuda? Kika z beskidzkiego lasu. Maja Ładyńska.

Jeżeli podczas ferii zimowych brak wam zimowej oprawy, nie mogliście wyruszyć w ukochane góry sięgnijcie po idealną na styczniowy czas ks...